Chyba żadna z oper Verdiego nie ma tak bogatej historii jak właśnie Aida skomponowana w 1869 roku na zamówienie Izmaiła Paszy kedywa Egiptu. Jej prapremiera miała uświetnić otwarcie wybudowanego właśnie Kanału Sueskiego. Niestety wybuch wojny prusko – francuskiej uniemożliwił przewiezienie z Paryża do Kairu wspaniałych dekoracji zaprojektowanych przez Augusta – Eduarda Mariette i prapremierę opery trzeba było przesunąć o cały rok. W końcu po wielu perypetiach 24 grudnia 1871 roku dochodzi w Kairze do światowej prapremiery Aidy, towarzyszy jej entuzjastyczne przyjęcie. Verdi nie był obecny podczas tego wydarzenia, co zastrzegł siebie w kontrakcie. Kilka tygodni później, 8 lutego, podobnie kończy się premiera w mediolańskiej La Scali, czego świadkiem już był Verdi uczestniczący w pracach przygotowawczych. Od tego momentu rozpoczyna Aida zwycięski pochód przez sceny świata, stając się z mety jedną z najpopularniejszych oper na świecie. W 1876 roku wystawiono ją w Paryżu, dyrygował Giuseppe Verdi, w partii tytułowej niewolnicy podziwiano wtedy Teresę Stolz. W tym przedstawieniu rolą Faraona debiutował na scenie polski bas Edward Reszke, który niebawem stał się jednym z największych śpiewaków na świecie. Pozostając przy polskich śpiewakach wypada nadmienić, że jako kapłan Ramfis debiutował w listopadzie 1908 roku w nowojorskiej MET Adam Didur, równie znany jak Edward Reszke, bas.
10 sierpnia 1913 roku, premierą Aidy otwierano ceniony dzisiaj festiwal Arena di Verona zorganizowany w stulecie śmierci Verdiego. Od tego momentu jest to dzieło niemal stale obecne w repertuarze festiwalu. Dotychczas zaprezentowano 41 inscenizacji w 736 spektaklach, co czyni Aidę absolutnym liderem wszelkich tutejszych rankingów.
Najnowsza inscenizacja miała swoją premierę 16 czerwca 2023, w dniu inauguracji 100 edycji festiwalu. „Publiczność zostanie powitana wielką instalacją: nowoczesność to nie tylko pogoń za współczesnością, ale także skok w przyszłość. Starożytne egipskie dziedzictwo staje się dziedzictwem Verdiego, przekształconym w całkowicie włoski skarb reprezentowany w świeckiej katedrze – świętej i wiekowej przestrzeni gotowej wykorzystać najlepszą energię, jaką Włochy mają do zaoferowania” – tak wyjaśnił Stefano Poda założenia stworzonej przez siebie inscenizacji Aidy w Arena di Verona. Poda, debiutujący na tym festiwalu, jest w tym przypadku reżyserem, autorem scenografii oraz projektantem kostiumów, i nie zawsze w pełni czytelnej symboliki.
No i przyznaję słowa dotrzymał, pozbawiając swoją efektowną wizualnie inscenizację wyraźnych atrybutów starożytnego Egiptu. Nawet jeżeli czasami się do nich odwołuje czyni to dyskretnie – inskrypcje na kostiumach, strzaskana kolumna, bliżej nie zidentyfikowane fragmenty ruin, maski części kapłanów. Główny element scenografii stanowiła ruchoma konstrukcja ręki, która w zależności od sytuacji, raz była zwinięta w pięść, raz prezentowała wyprostowane palce. Wszystko to pozwala stwierdzić, że tak zaprojektowana scenografia zręcznie łączy nowoczesność plastycznych rozwiązań z wiernością wobec treści dzieła i charakteru jego muzyki. Całość inscenizacji uzupełniały błyskające w niebo kolorowe lasery, snujące się po scenie dymy i świecące rekwizyty (laski) w rękach chóru oraz wyłaniająca się z tyłu sceny atrapa księżyca. Jednym słowem interesująca, efektowna wizualnie inscenizacja operująca środkami współczesnego teatru. Co prawda, cała inscenizacja niewiele ma wspólnego z Egiptem, to jednak nie można powiedzieć żeby ten zabieg zupełnie pozbawił przedstawienie właściwego klimatu i dynamicznego rozmachu. Umiejętnie został też wyeksponowany dramat głównych bohaterów, rozgrywający się na tle toczącej się wojny.
Z nieco mniejszym entuzjazmem odniosę się do strony muzycznej tego przedstawienia. Miałem wrażenie, że Daniel Oren prowadził je bez większego zaangażowania emocjonalnego, na szczęście w miarę precyzyjnie panował zarówno nad wielkimi scenami zbiorowymi jak i nad tymi zupełnie kameralnymi. Obsada, jak na tak renomowany festiwal, również nie spełniła w pełni moich oczekiwań. Co prawda w obsadzie prym wiodły panie: Anna Pirozzi – Aida i Clémentine Margaine – Amneris prezentując interesujące głosy, dobrą ich emisję i interesujące ujęcie swoich postaci. Obie ujmowały nie tylko pięknym prowadzeniem frazy i dramatyczną „górą”, ale również pełnymi uległości pianami, szczególnie Anna Pirozzi w arii O Patria mia. Z kolei Clémentine Margaine swojej wokalnej klasy najpełniej dowiodła w czwartym akcie, dając popis dramatycznej siły brzmienia głosu. Ich interpretacje mieniły się pełnią subtelnych odcieni ekspresji.
Wysoka ocena należy się też Rafałowi Siwkowi, który z pełnym powodzeniem kreował dostojną postać Ramfisa prezentując wspaniale zalety swojego głosu. Miałem wrażenie, że wymogi partii Radamesa zmuszały Gregory’ego Kunde do – chwilami – zbyt forsownego prowadzenia głosu (aria Celeste Aida nie wywołała wielkiego aplauzu), ale satysfakcję sprawiało przemyślane budowanie, obrazu wodza Egipcjan szczerze zakochanego w Aidzie. Niestety, Ludovic Tézier w roli Amonastro nie wyszedł ponad poprawność. Największe rozczarowanie przyniosło wykonanie pełnego dramatycznych tonów duetu z Aidą Ciel! Mio padre!…Rivedrai le foreste imbalsamate w III akcie. Brakowało przede wszystkim dynamiki i napięcia dramatycznego budujących klimat tej wspaniałej sceny. W tym przypadku sporo winy leży po stronie dyrygenta, który nie potrafił nasycić muzyki kłębiącymi się tutaj emocjami. Również bez wyrazu, ale bardziej z winy reżysera, wypadł wielki finałowy duet Aidy i Radamesa O terra addio. Dobrze brzmiały przygotowane przez Roberto Gabbiani’ego chóry, choć i tu nie obyło się bez delikatnych potknięć.
W sumie efektowne przedstawienie, bardziej „dla oka” niż dla ucha.
Adam Czopek