Magazyn Operowy Adama Czopka

Opera, operetka, musical, balet

Cykl Donizetti Kompozytorzy i ich dzieła

Don Pasquale, klejnot wdzięku i humoru  

To ostatnia z oper Gaetano Donizettiego, u którego rok po jej prapremierze zaczynają się pojawiać pierwsze objawy zaburzeń umysłowych, co sprawiło, że umieszczono go – wbrew jego woli – w Ivry pod Paryżem, w zakładzie dla umysłowo chorych. Spędził w nim ponad dwa lata. Zanim jednak do tego doszło musiał Donizetti przebrnąć przez niemało kłopotów związanych z pracą nad Don Pasquale, którego libretto wywiedzione zostało z komedii Ser Marc’Antonio Angelo Angelli’ego. Ta urocza komedia już raz była kanwą libretta opery skomponowanej w 1808 roku przez Stefano Pavesiego dla paryskiego Théâtre Italien. Nie zyskała jednak wtedy większego powodzenia i szybko zeszła z teatralnego afisza.

Plakat z 1998 roku

Kłopoty Donizettiego rozpoczęły się od libretta. Najpierw wycofał się z całego przedsięwzięcia Giovanni Ruffini, który nie mógł się pogodzić z ciągłymi ingerencjami kompozytora i śpiewaków, w to co pisze. Konflikt był na tyle mocny, że Ruffini wycofał swoje nazwisko z prapremierowego afisza. Libretto dokończył sam kompozytor we współpracy z zaprzyjaźnionym poetą Michele Accursi. W listopadzie 1842 roku libretto Don Pasquale jest ukończone. Donizetti rozpoczyna pracę nad partyturą, która trwała ponoć zaledwie jedenaście dni. Więcej czasu zajęła mu instrumentacja i dostosowanie się do życzeń wykonawców poszczególnych partii. Zakończona ogromnym sukcesem prapremiera odbyła się 3 stycznia 1843 w Théâtre Italien w Paryżu, na którego zamówienie powstała. Dzieło z mety zostało uznane za najwybitniejsze, po Cyruliku sewilskim Rossiniego, osiągnięcie opery komicznej. Partytura Don Pasquale powstawała równolegle z pracami nad dwoma innymi operami: Marią di Rohan i San Sebastiano. Dodatkową miarą sukcesu opery Don Pasquale jest też fakt, że po jej prapremierze Królewska Akademia Sztuk Pięknych w Paryżu jednomyślnie nadała kompozytorowi status członka-korespondenta. 

Don Pasquale, Teatr Wielki w Łodzi 1995, Anna Jeremus Norina fot Ch. Zieliński

Zestawienie dat potwierdza błyskawiczną pracę nad tą operą, tak ze strony kompozytora jak i śpiewaków biorących udział w prapremierze. Kwartet solistów tworzyli wówczas: Lugi Lablache – Don Pasquale, Giulietta Grisi – Norina, Antonio Tamburini – Malatesta i Giovanni Mario – Ernesto. Pod nazwiskiem tego ostatniego artysty ukrywał się Giovanni hrabia di Candida, przyszły mąż Giulietty Grisi. To dzięki urokliwej muzyce Donizettiego oraz wysiłkowi i klasie wspomnianego kwartetu śpiewaków Don Pasquale odniósł ogromny sukces w Paryżu. Bisowano dwa fragmenty, a kompozytor był wielokrotnie wywoływany po drugim i trzecim akcie. Po premierze zachwycona publiczność wyprzęgła konie z powozu Donizettiego, odwożąc kompozytora z pod teatru do mieszkania przy ulicy Marivaux. Takie wydarzenie zawsze i wszędzie było dowodem wielkiego uznania i szacunku wobec kompozytora. Paryski sukces szybko został potwierdzony trumfami na scenach całego świata. Jeszcze w tym samym roku wystawiono operę na scenach Brukseli, Wiednia, Londynu, Mediolanu. Polska premiera miała miejsce na scenie Opery Warszawskiej w czerwcu 1844 roku, co zawdzięczmy Tomaszowi Nideckiemu, ówczesnemu dyrektorowi Teatru Wielkiego, wielkiemu admiratorowi twórczości Donizettiego. W równie szybki sposób wszedł Don Pasquale do światowego repertuaru teatrów operowych, gdzie rezyduje do dzisiaj. Niestety, popularność na światowych scenach w żaden sposób nie przekłada się na częstość wystawiana Don Pasquale na naszych scenach. Ostatnie premiery tej opery na polskich scenach miały miejsce w 1996 roku w Operze Wrocławskiej i Operze Bałtyckiej w Gdańsku. Dwa lata później wystawiono Don Pasquale w Teatrze Wielkim w Poznaniu. O tego czasu, czyli blisko przez dwadzieścia lat, nie było okazji podziwiania tego dzieła na polskich scenach. Przed 1996 rokiem również ta opera niezbyt często gościła na naszych scenach. Jednak w grudniu 2016 roku miała miejsce premiera w Operze Krakowskiej. Jednym z jej bohaterów był Mariusz Kwiecień, który partię Malatesty śpiewał z wielkim sukcesem w nowojorskiej MET, jako tytułowy bohater dzielnie mu dotrzymywał kroku Grzegorz Szostak w roli tytułowego bohatera. W grudniu 2020 roku, w czasie obowiązującej pandemii, wystawiono operę w Teatrze Wielkim w Łodzi.

 

Don Pasqule w MET 2006, John Del Carlo Don Pasquale, Mariusz Kwiecień Malatesta

Don Pasquale to opera komiczna w trzech aktach. Swą popularność zawdzięcza zgrabnemu, pełnemu humoru librettu, które daje reżyserom szansę stworzenia dobrego teatru. Jej siłą jest prostota i czytelność intrygi od pierwszego jej momentu. Akcja rozgrywa się w Rzymie w XVIII wieku. Opowiada o podstępnym żarcie, który swojemu bogatemu wujowi zgotowali siostrzeniec Ernesto ze swoją ukochaną Noriną. Główny bohater Don Pasquale, to bogaty starzec, który szantażem próbuje odwieźć siostrzeńca od małżeństwa z ubogą ukochaną. Skoro siostrzeniec nie ustępuje, Don Pasquale sam się żeni wpadając w zastawioną misternie pułapkę. Norina i Ernesto przy pomocy zaprzyjaźnionego doktora Malatesty usiłują wystrychnąć Don Pasquale na dudka. Knują więc zabawną intrygę: Don Pasquale zawiera fikcyjny (o czym oczywiście nie ma zielonego pojęcia) ślub z potulną, łagodną i wychowaną w klasztorze Sofronią (o takiej żonie zawsze marzył, a który z panów – nie!), którą odgrywa Norina. Tuż po podpisaniu ślubnego kontraktu, którego treść dyktowana jest jak recytatyw, Sofronia przemienia się w pełną wściekłości furię, doprowadzając rzekomego męża niemal do bankructwa, załamania nerwowego i sercowych palpitacji. Czyż w tej sytuacji może dziwić fakt, że ten z ulgą przyjmuje do wiadomości, że ślub był tylko mistyfikacją. I tutaj pojawia się gorzka refleksja, czy tylko o humor tutaj idzie? Bo czyż zabawne jest to, że starszy człowiek marzy o małżeńskim szczęściu, o byciu na starość we dwoje? Czy zabawnym jest fakt, że oszukuje go własny przyjaciel – Malatesta i siostrzeniec Ernesto? Czy nie inaczej powinno się podejść do sytuacji w której podczas sprowokowanej kłótni Norina wymierza „mężulkowi” policzek. To upokorzenie starego zmaltretowanego człowieka jest już zupełnie niepotrzebne. Taki to trochę, śmiech przez łzy.

 

Opera Krakowska 2016, Grzegorz Szostak – Don Pasquale, Mariusz Kwiecień – Malatesta, Andrzej Lampert – Ernesto, Aleksandra Flood – Norina, Fot. R. Kornecki

Na Don Pasquale powoli kończy się funkcjonowanie opery komicznej jako gatunku, bo różnice między nią, a operą seria zaczynają się powoli zacierać. Zanim jednak do tego dojdzie możemy się zachwycać wspaniałą muzyką i zwartą konstrukcją tego dzieła, w którym wszystkiemu co dzieje się na scenie towarzyszy skrząca dowcipem, melodyjna, pełna beztroskiego humoru, i lekkości muzyka Donizettiego, który w kilku miejscach zacytował sam siebie z wcześniejszych oper. Wszystko to razem wzięte sprawia, że melodie łatwo wpadają w ucho zauroczonego widza i słuchacza. Jej najważniejsze cechy to włoska potoczysta melodyjność połączona z francuską finezją rytmiki, a do tego jeszcze subtelna, pięknie wycieniowana instrumentacja, efektowne partie solowe oraz mistrzowskie sceny zespołowe, sprawiają, że dzieło to do dziś nic, a nic się nie zestarzało i nadal z jednakową siłą  porywa słuchaczy. Oczywiście jak na operę belcantową przystało, każdy z bohaterów ma do zaśpiewania popisową arię, które są poniekąd wstępem do duetów i scen ansamblowych, a te zmieniają się niczym w dowcipnym kalejdoskopie. Jednak cała wesołość pryska niczym mydlana bańka, gdy Sofronia wymierza „mężowi” policzek…  duet Signorina, In tanta fretta. To jeden z najpiękniejszych fragmentów partytury: w muzyce nagle słychać lekko zawoalowany smutek, refleksję, ale też pytanie: gdzie leżą granice tej okrutnej zabawy z uczuciami? To właśnie dlatego splatają się w tej partyturze: szczera rozpacz zawiedzionych kochanków, bezsilna wściekłość oszukanego starca z arcykomicznymi epizodami aranżowanymi przez sprytnego animatora, którym jest Malatesta. To ciągłe przeplatanie się powagi i komizmu osiąga w tym dziele tak wielką równowagę, że słuchacz chłonąc to wszystko często nie zdaje sobie sprawy z tych zmian nastroju, których jest świadkiem. Wszystko to razem wzięte składa się na wielką naturalność akcji i jej toku.

Wśród wielu wspaniałych arii i scen ansamblowych jakie są w tej operze na pierwszy plan wysuwa się fenomenalny kwartet Ė rimasto là impietrato kończący II akt. To w nim: Sofronia wprowadza małżeński terror, Don Pasquale nie może ukryć rozczarowania i zaskoczenia jej metamorfozą, Malatesta udaje zaskoczonego takim obrotem wydarzeń, a Ernesto patrzy na to wszystko z wyraźnym zadowoleniem. Z niemniejszym zadowoleniem przyjmuje widz i słuchacz kończącą pierwszy akt bogatą w koloraturowe fioritury i pasaże cavatinę Noriny Quel guardo il cavaliere czy rozpoczynającą II akt wzruszającą arię Ernesto Cercherò lontana terra, który w III akcie śpiewa równie piękną serenadę Come’é gentil, po którym głosy Noriny i Ernesto splatają się w zmysłowym duecie Tornami a dir. Jednym z najpopularniejszych fragmentów tego dzieła jest Aspeta, aspeta cara sposina, zwany „duetem gadułów” śpiewają go w III  akcie Malatesta i Don Pasquale. Jednak nie sposób pominąć w tym miejscu utrzymanej w tonacji D-dur uwertury typu potpourri pełnej melodycznej inwencji, dynamiki i temperamentu. Jednej z najpiękniejszych w całym dorobku Donizettiego. Równie doniosłe znaczenie mają w tym dziele sceny z udziałem chóry, który jak to zwykle u Donizettiego bywa, jest komentatorem akcji. Jedną z najlepszych scen tego typu jest chór służących I diamanti, presto, presto, otwierający III akt. W tym samym akcie chór dochodzi do głosu jeszcze raz Che interminabile andririvieni, w scenie kiedy Don Pasquale odnajduje czuły bilecik adresowany do „słodkiej Sofronii” wyznaczający jej nocną schadzkę w ogrodzie. Wreszcie finał, w którym zmaltretowany Don Pasquale z wyraźną ulgą godzi się na ślub Noriny-Sofronii z Ernesto. Więc, jak na komedię przystało, wszystko kończy się szczęśliwie!

Adam Czopek