Magazyn Operowy Adama Czopka

Opera, operetka, musical, balet

Recenzje teatralne

Halka Moniuszki czy Trelińskiego?

Przyznam, że oglądając kinową retransmisję Halki Moniuszki wystawionej w wiedeńskim Theater an der Wien nie mogłem się wyzbyć wrażenia, czy to co oglądam to jeszcze dzieło Moniuszki, do którego od lat przywykliśmy, czy już nowe dzieło Mariusza Trelińskiego, reżysera tej inscenizacji. Przeważyło to drugie! Spektakl powstał w ramach koprodukcji Teatru Wielkiego-Opery Narodowej z wiedeńskim Theater an der Wien. Wiedeńska premiera odbyła się 15 grudnia 2019. Przedstawienie zrealizowano w polskiej wersji językowej. Po sześciu przedstawieniach w Wiedniu, inscenizację przeniesiono na warszawską scenę. Czas pokaże czy długo się na niej utrzyma.

To prawda Treliński, mając za nic autorskie didaskalia, obdarł swoją inscenizację z całej  jej cepeliowsko – góralskiej otoczki, a skrzętnie wyprana w scenografii z góralskich i szlacheckich atrybutów wywędrowała Halka w nieznane dotychczas rejony.  Reżyser pozbawiając ją wszelkich cech narodowych, i przenosząc ją w czasy zupełnie nam bliskie – przełom lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych – uczynił z Halki  opowieść o tragicznej miłości jaka może się zdarzyć zawsze, wszędzie i o każdym czasie. Mam wrażenie, że w tej inscenizacji najbardziej liczy się człowiek, stąd reżyseria nastawiona na stworzenie wyrazistego studium ludzkich charakterów. Tym razem w zakopiańskim hotelu „Kasprowy” umieszczonym na scenie obrotowej.

Hotel Kasprowy

Jontek to żaden Góral, Halka też nie jest Góralką, podobnie zresztą jak Stolnik i Dziemba nie mają nic wspólnego ze szlacheckim stanem. Jontek jest kelnerem, Halka pokojówką. Stolnik upozowany na włoskiego mafiosa, jest dyrektorem hotelu, Zofia jest jego córką. Janusz jest po prostu hotelowym gościem męczony nieustającym kacem. To on ze swoim wiecznym poczuciem winy i wewnętrznym rozdarciem,  jest motorem napędowym całej dramatycznej akcji, a ta dzieje się od frontu hotelu i na jego zapleczu, naczelnym elementem scenografii są biesiadne stoły i skrzynki wódki, którą wszyscy bez umiaru się raczą. Całe przedstawienie ma ponury klimat i utrzymane jest w tonacji czarno – szaro – białej. Jeżeli ktoś szuka w tym przedstawieniu odrobiny górskiego pejzażu, drewnianego kościółka, czy czeka na mazura albo tańce góralskie to trafił nie na to przedstawienie. O szlacheckich kontuszach, góralskich kierpcach i portkach też lepiej zapomnieć. Czy to wszystko razem wzięte zapewniło Halce nowy wymiar – to kolejna wątpliwość! Nie zmieni jej zdanie, że „Realizując Halkę poza Polską przenieśliśmy tematykę i akcję w rzeczywistość, która będzie nam bliższa, stąd pomysł na lata 70. ubiegłego wieku, bo jest to epoka, którą pamiętamy” – wyjaśniał Treliński. To prawda, Moniuszko zawsze marzył by jego dzieła trafiły na zagraniczne sceny, ale czy w takim kształcie??? Kompozytor pewnie patrząc z góry na to co wyrabia się z jego Halką przewraca się w grobie z bok na bok. Choć być może bliższe będzie stwierdzenie, że kręci się jak wrzeciono z Prząśniczki. Towarzyszy mu w tym Maria Fołtyn wielka propagatorka jego muzyki, która wyreżyserowała Halkę kilkanaście razy w kraju i za granicą, a której podglądy na tego typu uwspółcześnianie dzieł Moniuszki były jednoznacznie negatywne i powszechnie znane.

Corinne Winters

Jeżeli można nie godzić się z inscenizacyjnymi pomysłami Trelińskiego, to należy przyznać, że dramaturgia postaci i relacji między nimi budzi uznanie – ale czy dla tego trzeba było zburzyć całą tradycję, to zasadnicze pytanie.  

Uznanie budzi też doskonała w każdym detalu obsada, w której prym wiedli dwaj polscy śpiewacy od lat odnoszący sukcesy na światowych scenach. Piotr Beczała w roli Jontka, z pełną ekspresją wyśpiewuje żal, gorycz i gniew swojego bohatera. Tomasz Konieczny znakomicie wyeksponował wewnętrzne poczucie winy i  emocjonalne rozdarcie Janusza, którego postać budzi niejednoznaczną ocenę. Największe wrażenie pozostawiła amerykańska sopranistka Corrine Winter w partii nieszczęśliwej Halki, dysponując mocnym sopranem dramatycznym o wyrównanym we wszystkich rejestrach  brzmieniu, swobodnie pokonuje wokalne trudności tej partii. Jej bohaterka mieni się pełną paletą emocji, przechodząc od stanu najwyższego szczęścia w spotkaniu z Januszem, do chwil zwątpienia i niepokoju podczas oczekiwania na spotkanie z nim, wreszcie rezygnacji i finałowego szaleństwa prowadzącego do zaskakującego finału. Winters śpiewa całą rolę po polsku, za co należą się dodatkowe gromkie brawa.  Na słowa uznania zasłużył również Alexey Tikhomirow za wyrazistą kreację Stolnika.  Pozostałe partie śpiewali z powodzeniem Natalia Kawałek – Zofia, Lukas Jakobski – Dziemba,

Piotr Beczała i Tomasz Konieczny

Muzyka Moniuszki pod wytrawną batutą Łukasza Borowicza płynie szerokim wartkim strumieniem. Jednocześnie należy podkreślić dbałość o precyzję ansambli i właściwe proporcje brzmienia orkiestry i solistów. W jego ujęciu była liryczna romantyczność muzyki i potęgujący się ze sceny na scenę dramatyzm.

Adam Czopek