Wprowadzenie do repertuaru dzieła noszącego zaszczytne miano polskiej opery narodowej zawsze i wszędzie jest ważnym wydarzeniem. Takim właśnie głośnym wydarzeniem była przecież słynna, zakończona triumfem, warszawska prapremiera Halki, która miała miejsce 1 stycznia 1858 roku. Od tego czasu opera stała się żelazną pozycją repertuaru polskich scen operowych. Ale nie tylko, bo przecież wystawiono ją między innymi, w Pradze, Moskwie, Berlinie, Budapeszcie, Wiedniu i Nowym Jorku. A dzięki niestrudzonej Marii Fołtyn zawędrowała Halka – w Jej reżyserii – na Kubę, do Meksyku, Japonii, Turcji i Nowosybirska, a nawet do Brazylii. Wszędzie przyjmowano ją z uznaniem dla jej muzycznych i wokalnych wartości.

Wystawiane w ostatnich latach inscenizacje Halki starają się odnosić do współczesności. – Sięgnijmy za fasadę tradycji – nawołują dzisiejsi reżyserzy. Efekt tego sięgania często bywa – oględnie mówiąc – dyskusyjny. Na szczęście nie posłuchał tego wezwania Jarosław Kilian przygotowując pełną romantycznego rozmachu inscenizację Halki na scenie Opery Lubelskiej – premiera w piątek 24 października. Reżyser prowadzi akcję dynamicznie, wyraziście, zgodnie z librettem Marcina Wolskiego, konsekwentnie przeprowadzając dramat głównych bohaterów sprawnie przy tym operując dużymi scenami zespołowymi. Szkoda tylko, że kluczowa dla całej dramaturgii, scena wypędzenia Halki i Jontka z dworu Stolnika, wypadła jakoś tak mało przekonywująco. Natomiast przekonywująco wypadła scena kiedy Halka pojawia się na scenie w czerwonych (wręcz bijących w oczy) butach, (w domyśle od Janusza) które zamienia na tradycyjne góralskie, w chwili kiedy zaczyna wątpić w uczucia Janusza. To wymowny sygnał zmiany nastawienia Halki do świata. Te buty kiedy pozostają porzucone na scenie są wymownym akcentem jakim reżyser zaznacza tą zmianę. Podobał mi się również pomysł rozwiązań reżyserskich ostatniej sceny, gdzie nie ma szaleńczego biegu nad rzekę i samobójczego skoku do niej. W tej inscenizacji Halka po prostu idzie w stronę skał, które się rozstępują i pochłaniają ją.

Pełna romantycznych uniesień muzyka Moniuszki pod batutą Vincenta Kozlovsky’ego płynie swobodnie szerokim wartkim strumieniem. Jednocześnie należy podkreślić dbałość dyrygenta o precyzję ansambli i właściwe proporcje brzmienia orkiestry i solistów. Dobrze grała orkiestra Opery Lubelskiej, choć nie obyło się bez kilku potknięć, szczególnie w uwerturze. Pozostając przy realiach realizatorów należy wspomnieć o udanej i prostej scenografii Marka Chowańca, w której ważnym czynnikiem są pasy kontuszowe oraz kontury gór. Należy też wspomnieć o dobrze się prezentujących, i wpisujących się w tą inscenizację, kostiumach autorstwa Agaty Uchman, jasno pokazujących przynależność do określonej grupy społecznej.
Dla pełnego obrazu premiery należy jeszcze wspomnieć o tym, że interesująco wypadły utrzymane we właściwym stylu sceny taneczne; polonez i mazur w pierwszym akcie oraz wyjątkowo dynamicznie poprowadzone tańce góralskie. Autorką choreografii jest Iwona Runowska.

W obsadzie, z prawdziwą przyjemnością słuchałem Aleksandry Łaskiej w partii tytułowej bohaterki. Jej głos pełen mocy i blasku oraz dramatycznych tonów tam gdzie wymagała tego akcja bardzo dobrze się sprawdził w tej partii. Jej Halka mieni się całą gamą emocji, przechodząc od stanu najwyższego szczęścia w spotkaniu z Januszem, do chwil zwątpienia i niepokoju podczas oczekiwania na spotkanie z nim, wreszcie rezygnacji i finałowego szaleństwa prowadzącego do zaskakującego finału. Partnerujący jej w roli Jontka Paweł Skałuba również zasłużył na słowa uznania, tak pod względem wokalnym jak i aktorskim. Podobnie jak pozostali wykonawcy: Kamila Goik – Zofia, Szymon Mechliński – Janusz i Grzegorz Szostak – Stolnik oraz Piotr Maciejowski – Góral. Natomiast Piotr Chwedorowicz jakoś nie bardzo potrafił mnie przekonać do swoich poczynań w partii Dziemby. Dla pełnego obrazu lubelskiej premiery Halki należy jeszcze wspomnieć o dobrze przygotowanych i śpiewających chórach.
Premiera Halki w Operze Lubelskiej okazała się ważnym wydarzeniem artystycznym, dobrze świadczącym o potencjale artystycznym całego zespołu.
Adam Czopek




