Magazyn Operowy Adama Czopka

Opera, operetka, musical, balet

Cykl Kompozytorzy i ich dzieła Wagner

Holender tułacz, jeszcze w objęciach romantyzmu cz. II

Oczywiście partytura Holendra zawiera jeszcze większość tradycyjnych „numerów” klasycznej opery – aria, duet, scena zbiorowa z chórem, ale już wyraźnie czuć w niej oddech wielkiego dramatu muzycznego. Ale spotykamy też już w tej operze wielkie dramatyczne napięcia, a rozwinięcia formy nabierają już na wskroś wagnerowskiego charakteru. Nikt przed Wagnerem nie stworzył takiego dramatycznego burzliwego początku i tak dramatycznie gwałtownego finału. Można powiedzieć, że siła romantyczna tej muzyki bierze się z idealnie zbalansowanego w swoim wyrazie żywiołu natury (woda, powietrze, szum wichru, uderzenia fal) i żywiołu uczuć (czysta, szlachetna miłość przesiąknięta niezłomnym pragnieniem poświęcenia).

Holender tułacz,Teatr Wielki w Poznaniu,1937

Po raz pierwszy pojawia się w wagnerowskiej partyturze śpiew mówiony (sprechgesang). Stawia też to dzieło przed wykonawcami niełatwe zadania wokalne i aktorskie. Partia Senty napisana została na sopran liryczno – dramatyczny, Holendra na baryton, Daland śpiewa basem, a Eryk tenorem. Oryginalność partytury tego dzieła polega też na tym, że Wagner po raz pierwszy realizuje tu ideę dramaturgicznej ciągłości. Muzyka jest nieustającą ilustracją nastroju, miejsca i akcji, ale jeszcze nie komentatorem. Jej romantyczna siła bierze się z inspiracji dwóch źródeł: żywiołu natury i żywiołu uczuć. Pierwszy poznajemy już w uwerturze, z drugim zetkniemy się w chwili poznania Senty. Przeżyty sztorm odcisnął swoje piętno nie tylko na libretcie, jego ślady widać również w całej warstwie muzycznej. Motyw fal, obrazowany przez wznoszenie się i opadanie smyczkowych pasaży, szalejąca nieokiełznana wielka orkiestra, często nieoczekiwanie pojawiające się piano, a także nieustanne crescenda powstały z inspiracji potężnego sztormu. Żywioł morza, oddany przez Wagnera wyjątkowo plastycznie, dominować będzie nad całą partyturą. Już pierwsze takty uwertury będącej rozwiniętym poematem symfonicznym są tego najlepszym dowodem. Motyw fal uzyskuje kompozytor przez zastosowanie wznoszących się i opadających pasaży kwintetu smyczkowego oraz nieustanne crescendo. Kiedy otwieram partyturę Holendra, zawsze wieje od niej wiatr. – powiedział jeden ze znanych dyrygentów.

Senta poznaje Holendra, karta pocztowa z 1912 roku

Wypada zaznaczyć, że cała partytura tej opery opiera się zaledwie na kilkunastu głównych tematach (motywach) przewodnich, choć jeszcze nie tworzą one tej gęstej osnowy, z jaką spotykamy się w późniejszych dziełach. Tak bardzo znamienne dla twórczości scenicznej Wagnera motywy przewodnie (leitmotiv) nie były jego wyłącznym wynalazkiem: stosował je przed nim w muzyce znany mu dobrze Weber, a wcześniej jeszcze Mozart i Gretry. Jednak dopiero Wagner potrafił zbudować z nich kunsztowne rusztowanie partytury, nadając im zarazem dramatyczny sens, wyznaczając im role charakterystyki osób i sytuacji. Dwa najważniejsze: motyw przekleństwa wiecznego żeglowania (zwany też motywem Holendra tułacza) i motyw wybawienia przez miłość Senty, odnajdujemy już w uwerturze będącej muzycznym przekrojem całej opery. Rozpoczyna ją grany przez waltornie motyw Holendra, na którym orkiestra maluje opadającymi chromatycznie gamami smyczków oraz dzikimi akordami pozostałych instrumentów obłędny taniec okrętu – widma gnanego wichrem  po wzburzonym morzu. Tylko na moment pojawia się cisza i chwila ukojenia, w której rozbrzmiewa, intonowany przez rożek angielski, motyw Senty. Po chwili jednak burza, kolejnym zrywem, pędzi ku brzegowi rozszalałe fale i wtedy przebija się przez nią chór marynarzy. W końcu rozwija się radosny motyw wybawienia i wierności, które zapewniają potępionemu wieczny spokój. Ta uwertura to pierwsza, znakomicie zrealizowana próba malarstwa muzycznego, co z czasem stanie się cechą charakterystyczną całej Wagnerowskiej twórczości. To ona wprowadza widza i słuchacza w surowy, spowity mgłą tajemnicy klimat i atmosferę dalekiej północy, gdzie rozgrywa się akcja opery.

Tak przygotowani uwerturą widzimy w pierwszym akcie skaliste wybrzeże, do którego przybija gnany burzą okręt Dalanda. Śpiew marynarzy, pieśń sternika są tylko wstępem do bezszelestnego pojawiania się tajemniczego okrętu–widma z przykutym łańcuchami do pokładu Holendrem. Łoskot opadających łańcuchów jest znakiem, że minęło następnych siedem lat i przeklęty marynarz może kolejny raz zejść na ląd w poszukiwaniu kobiety, której wierna miłość wybawi go od jego przeznaczenia. Z wielkiego, wiejącego grozą monologu Holendra: Die First ist um… und abermalsv werstrichen sind sieben Jahr (Czas minął i znowu upłynęło siedem lat), w którym stapiają się opowiadanie, żarliwa modlitwa i krzyk rozpaczy,  poznajemy tragiczne dzieje jego losu. Ten monolog jest wiernym oddaniem stanu duszy tytułowego bohatera zmęczonego wiecznym żeglowaniem i poszukiwaniem kobiety, której wierna miłość wyzwoliłaby go od cierpień. Żadna z dotychczas poznanych kobiet nie potrafiła dochować mu wiary, aż wreszcie stracił wszelką nadzieję. Cierpienie, gniew, sarkazm, tęsknota, zawiedzione nadzieje, oczekiwanie spokoju splatają się tutaj z przedziwną siłą, układając się w pełne dramatycznej ekspresji frazy. Nie darmo Liszt napisał: Ten monolog musi być zaliczony do najznamienitszych rzeczy jakie posiada cała literatura muzyczna. Wielki duet Holendra  z chciwym Dalandem, który na widok złota i klejnotów do tego stopnia traci głowę, że gotów jest do razu oddać nieznajomemu córkę, jest wprowadzeniem do poznania Senty, córki Dalanda.

Holender tułacz ,Festiwal w Bregenz – 1989

Przenosimy się do domu Dalanda: Summ und brumm, du gutes Rädchen (Szum i mrucz, kółko wirujące) – śpiewają pracujące przy kołowrotku dziewczęta. Tylko Senta nie bierze w tym udziału, „nie lubi głupich piosenek”. Zaręczona z Erykiem, którego nie kocha, tęskni za czymś nowym zupełnie nieznanym co odmieni jej życie. Ucieczkę w świat fikcji stanowi czytana kolejny raz legenda o Holendrze tułaczu. Pragnienie romantycznych przeżyć opanowuje bez reszty jej sny i wyobraźnię sprawiając, że od dawna żyje w świecie iluzji własnej imaginacji. Jej myśli nieustannie krążą wokół tajemniczego marynarza, którego portret wisi w domu Dalanda. Na tym właśnie wielu reżyserów opiera tezę o wybujałej, wręcz chorobliwej, neurotyczności Senty, czego dowodzą w realizowanych przez siebie inscenizacjach. Czy słusznie, mam wątpliwości! Pamiętajmy o jednym, Wagner komponując Holendra tułacza nie wyzbył się jeszcze zupełnie swoich romantycznych pragnień i związanych z nim sytuacji. Wystarczy prześledzić choćby fragment partytury, gdzie widać jak na dłoni cały bagaż muzycznego romantyzmu, w którym ścierają się żywioły i kłębiące namiętności.

Właśnie z ballady Senty Johohoe! Johohohoe! Jojohoe! Johoe! poznajemy cały świat jej wybujałej wyobraźni. Ich sie’s, die dich durch ihre Treu erlöset! Durch mich sollst du das heil Erreichen! (Jam jest tą, która przez wierność swoją cię wyzwoli. Przeze mnie nadejdzie kres twojej niedoli!) – kończy Senta swoją balladę. W tym momencie nabiera przekonania, że jej przeznaczeniem jest zbawienie cierpiącego Holendra poprzez ofiarę z samej siebie. Nie pomagają prośby Eryka, ona jest już zdecydowana dochować wierności nieznajomemu  marynarzowi. Sugestywność muzyki jest w tym miejscu tak wielka, że pojawienie się w domu Dalanda Holendra, który jest kopią marynarza z obrazu wiszącego na ścianie, jest niejako jedyną możliwością rozładowania napięcia dramaturgicznego ciągu. Ich duet jest obrazem stanu wzajemnych uczuć: Hier meine Hand! Und ohne Reu’ bis in den Tod gelob’ ich Treu (Oto ma ręka! – i bez obaw wierność ci stałą chcę ślubować!) – tymi słowami kończy Senta ten duet. Sie reicht die Hand! Gesprochen sie Hohn, Hölle, dir durch ihre Treu! (Oto jej ręka! Odstąpcie, piekła, odkąd mi wierność swą przyrzekła) – odpowiada szczęśliwy Holender.

Willard White w roli Holendra ENO w Londynie 1984

W trzecim akcie wracamy nad morski brzeg. Spotyka się tutaj załoga okrętu Dalanda, z witającymi dziewczętami. Ich wesoły nastrój – chór: Steuermann! Lass’ die wacht! (Sterniku! zejdź z wachty), burzy stający obok okręt – widmo, na którym panuje niczym niezmącona ciemność i grobowe milczenie. Nagle woda wokół okrętu zaczyna się burzyć, a czarne chmury gromadzą się nad jego żaglami: Kapitän! Kapitän!  Hast kein Glück in der Lieb! (Kapitanie! Szczęście w miłości ci nie dopisało) – śpiewa załoga Holendra. W tej scenerii Eryk raz jeszcze usiłuje walczyć o Sentę i jej miłość – świetny duet: Was mußt’ ich hören( Czego słuchać muszę) kończący się cavatiną Eryka Willst jenes Tags du nicht dich mehr entsinnen (Czy nie chcesz tego dnia przypomnieć sobie). Widząc to Holender woła: Leb wohl! Ich will dich nicht verderben (Bądź zdrowa! Nie chcę twojej zguby) i odpływa. Wszystko na nic! Senta już dawno zdecydowała, że jej wierna miłość ma przynieść wybawianie przeklętemu marynarzowi. Z okrzykiem: Das Ende deiner Qual ist da: – Ich bin’s, durch deren Treu dein Heil du finden sollst! (I oto twojej męki kres: to ja, przez której wierność znajdziesz wybawienie!) rzuca się ze skały w morskie głębiny. W tej samej chwili potężny piorun uderza w okręt Holendra, który tonąc przynosi wyzwolenie od cierpień wiecznemu żeglarzowi i jego upiornej załodze. Jeszcze tylko wspaniała muzyka towarzysząca apoteozie, kiedy z morskich fal wyłaniają się złączeni uściskiem Senta i wyzwolony Holender. Kurtyna, niczym czerwone żagle okrętu –widma bezszelestnie, opada w dół.

Adam Czopek