Tradycje teatru operowego sięgają w Ameryce pierwszej połowy XIX wieku. Rozpoczęły je wędrowne trupy operowe docierające do Ameryki z Europy. Już w 1825 roku pojawiła się w Nowym Jorku rodzinna trupa hiszpańskiego tenora Manuela Garcii, tworzyły ją jego dzieci: Paulina Viardot-Garcia, Maria Felicita Malibran i Manuel Garcia junior. Jednak gwiazdą zespołu była Giuditta Pasta, którą w Paryżu usłyszał Dominik Lynch, handlarz wina na Manhattanie. Zachwycony talentem artystki postanowił ją zaprezentować w Nowym Jorku. Kilka lat później amerykańska publiczność miała okazję podziwiania wokalnego kunsztu Laury Cinti-Damoreau, gwiazdy paryskich scen. Po niej na dwa lata zjechały do Ameryki Jenny Lind i Marietta Alboni. W 1826 wystawiono w Nowym Jorku Don Giovanniego Mozarta, w obecności Lorenzo da Ponte, autora libretta tej opery. Amerykanie na tyle szybko rozsmakowali się w operowym gatunku, że w końcówce lat czterdziestych dziewiętnastego wieku nowojorscy właściciele fortun zaczęli dyskutować o konieczności wybudowania stałego teatru operowego. Szybko sprawę sfinalizowano i już 2 października 1854 roku dokonano otwarcia gmachu The Academy of Music. Pierwszym dziełem, jakie na tej scenie wystawiono, była Norma Belliniego. Bohaterami inauguracyjnego wieczoru była sprowadzona z Europy para Giulia Grisi i Mario Cavaliere di Canndia (właściwie Giovanni Mateo).
Po nich przez tę scenę przewinęli się niemal wszyscy śpiewacy występujący w Nowym Jorku, od Adeliny Patti poczynając. W tym gmachu już w 1871 roku wystawiono Lunatyczkę Belliniego z Marią Duval, rok później Hugonotów Meyerbeera z Pauliną Lucca i Fra Diavolo Aubera. Rok 1873 należał do Aidy, w której wystąpili Ostava Torriani (Aida) i Victor Maurel (Amonastro) oraz Ernaniego Verdiego. W 1876 pojawił się na tej scenie Cyrulik sewilski Rossiniego, a rok później Don Carlos Verdiego. Purytanów Belliniego wystawiono w Nowym Jorku w 1878 roku, a Carmen Bizeta w 1880 roku. Gmach Academy of Music szybko stał się najważniejszym miejscem dla dobrego towarzystwa w Nowym Jorku. Zdobycie loży graniczyło z cudem, bo te zarezerwowane były dla najważniejszych i najbogatszych nowojorskich rodzin. Jednak nie wszystkich! Nowojorska Metropolitan Opera House powstała właściwie z przekory i urażonych ambicji kilku bogatych nowojorskich rodzin. Panowie: Astor, Vanderbild, Morgan i Withney oraz ich piękne żony poczuli się bardzo zawiedzeni i obrażeni przez nowojorską Academy of Music. Uznali oni, że przydzielone im przez zarząd teatru miejsca w żaden sposób nie odpowiadają ich pozycji majątkowej, społecznej i towarzyskiej. Po krótkiej naradzie całe towarzystwo postanowiło wybudować własny teatr, w którym będą dysponowali odpowiednimi, do ich pozycji towarzyskiej i finansowej, lożami.
Od Fausta do Fausta
Taki właśnie rodowód ma Metropolitan Opera House w Nowym Jorku, od ponad dwustu lat najważniejsza w tym mieście instytucja artystyczna. Jej otwarcie odbyło się 22 października 1883 roku premierą Fausta Charlesa Gounoda. Sezon otwierał Henry Abbey, pierwszy dyrektor MET. Okazały gmach teatru zaprojektowany przez Clevelanda Cody’ego wybudowano między 39 a 40 ulicą na Broadwayu. Jego najważniejszą częścią była piękna, utrzymana w tonacji czerwono-błękitno-złotej, widownia na 3050 miejsc, zwana „diamentową podkową”. To miejsce przez lata było świadkiem wielu niezwykłych wydarzeń operowych i towarzyskich. Metropolitan Opera House w Nowym Jorku szybko zdobyła czołową pozycję stając się jednym z czterech najlepszych teatrów operowych na świecie. Jego historię tworzyli – i tworzą – najwięksi śpiewacy, dyrygenci, reżyserzy i scenografowie. W tym wcale niemałe grono polskich artystów, których podziwiano w ponad sześciu tysiącach przedstawień. Pierwszą Polką, która tutaj wystąpiła była Marcelina Sembrich-Kochańska (na afiszach Marcella Sembrich), oklaskiwana już 24 października 1883 roku, w Łucji z Lammemoor, w historycznie drugim przedstawieniu tego teatru. „Żadnej dotąd śpiewaczce nie udało się łatwiej zdobyć uznania publiczności Nowego Jorku niż Madame Sembrich. Zdawało się, że już od pierwszej nuty zdobyła sobie uznanie słuchaczy i zanim jeszcze kurtyna opadła po pierwszym akcie triumf nowej primadonny był zupełny. Brzmienie głosu naszej nowej ulubienicy jest szczególnie czyste i pełne; wspaniale, jakby zupełnie bez trudu, osiąga ona najwyższe tony swej partii…” napisał po tym debiucie W. J. Henderson, ceniony i opiniotwórczy krytyk jednej z nowojorskich gazet. W 1884 roku (po zaśpiewaniu 51 przedstawień i czterech koncertów) Sembrich wraca na trzynaście lat do Europy, gdzie jest jedną z największych operowych gwiazd. O jej występy zabiegały najsłynniejsze teatry operowe i monarsze dwory. Do zespołu MET wróciła jako Rozyna w Cyruliku 11 listopada 1898 roku. Jednak pierwsze przestawienie po powrocie do Stanów śpiewa w Chicago. Na scenie nowojorskiej MET stanęła ponownie 30 listopada, i od tego momentu przez 10 sezonów i 472 przedstawień oraz koncertów była niekwestionowaną „Królową MET”. Określana też mianem „polish soprano” budziła podziw dla swojej sztuki, kultury muzycznej i osobistej oraz pięknego głosu o rozległej skali, krystalicznej czystości i fantastycznym brzmieniu.
Równie ważnym momentem w historii występów polskich artystów w MET był debiut braci Jana Reszke (tenor) i Edwarda Reszke (bas), którzy po raz pierwszy zaprezentowali się na tej scenie 14 grudnia 1891 roku w przestawieniu Romeo i Julii Gounoda. Jan był wykonawcą roli tytułowego bohatera, Edward śpiewał partię Ojca Laurentego. Była to pierwsza historycznie podwójna polska obsada w MET. 25 lutego 1899 roku bracia Reszke byli na przedstawieniu Łucji z Lammermoor z wielką kreacją Marceliny Sembrich-Kochańskiej, która trzy dni później otrzymała fotografię Reszków, na odwrocie której była ich dedykacja: „Zawładnęłaś świat cały talentem i głosem, nas przykułaś do siebie dobrocią i sercem. Pełni zachwytu i wierni przyjaciele Jan Reszke, Edward Reszke.”
Między występami Marcelli Sembrich, w pierwszym jej okresie, oraz braci Reszke odnotowano na tej scenie obecność Juana Lurii (właściwie Lurie Jan, urodzony w Warszawie w 1862 roku bas-baryton) który w latach 1890 i 1891 zaśpiewał 25 przestawień. Debiutował 12 marca 1890 roku partią hrabiego de Nevers w Hugonotach, niemal równo rok później 20 marca 1891 roku, zaśpiewał swoje ostatnie tutaj przedstawienie, Tristan i Izolda, partia Kurwenala. W sumie oklaskiwano Lurię w dziewięciu partiach, najczęściej wagnerowskich, Hagen w Zmierzchu bogów, Alberich w Zygfrydzie i wspomniany Kurwenal.
Kilka lat później rozpoczęły się lata dominacji polskich artystów na scenie MET. Był to okres, kiedy w obsadzie jednego przedstawienia spotykało się dwoje, a bywało że troje, a nawet czworo, polskich śpiewaków. I tak w Romeo i Julii Gounoda występowali wspólnie Jan Reszke (Romeo), Edward Reszke (ojciec Laurenty) i Wiktor Grąbczewski (Mercutio), czasami w obsadzie pojawiała się jeszcze Marcella Sembrich w partii Julii. Podobnie było z Hugonotami Meyerbeera, gdzie spotykali się Jan (Raul), Edward (Marcel) i Grąbczewski (Hrabia de Nevers) oraz Marcelina Sembrich (królowa Małgorzata). Sembrich-Kochańska (Małgorzata) spotykała się też z Edwardem Reszke (Mefisto) w Fauście Gounoda. Bywało, że w Carmen Bizeta, Jan śpiewał Don Joségo, Edward – Escamilla, a Grąbczewski –Moralesa. Nie inaczej bywało w Lohenginie Wagnera, który należał do dzieł szczególnie chętnie przez polskich śpiewaków obsadzanych. Zdarzało się, że obsadę tworzyli bracia Jan (Lohengrin) i Edward (Król Henryk), Róża Olicka występująca jako Rosa Olitzka (Ortruda) oraz Karolina Beethówna na afiszach Lola Beeth (Elza). Podobnie bywało w wagnerowskim Tristanie i Izoldzie, gdzie obsadę znaną z Lohengrina uzupełniała Félia Litvine (szwagierka Edwarda) śpiewająca partię Izoldy oraz Róża Olicka w roli Brangeny. Jan Reszke po nowojorskim debiucie w partii Tristana mógł przeczytać w New York Times „Wczorajszy dzień (27 listopada 1895 roku, przyp. A. Cz.) był dniem triumfu Jana Reszke, który osiągnął największy sukces swojej kariery. Dziś jest on bezsprzecznie największym tenorem lirycznym i dramatycznym naszych czasów. Równie pięknie śpiewa Tristana i Fausta. … Obecnie tenor ten ma na swoim koncie postać, która przewyższa wszystkich Tristanów, jakich znamy, a dramatycznie jest pełną i przekonywującą postacią”.
Można tylko westchnąć; ależ to były czasy! Absolutnym rekordzistą, jeżeli chodzi o występy naszych artystów jest znakomity bas Adam Didur, który zaśpiewał 57 partii w 934 przedstawieniach i koncertach w gmachu MET i w jej tournée po amerykańskich miastach. Pisząc o karierach polskich śpiewaków w Nowym Jorku nie można pominąć wielkiej aktorki Heleny Modrzejewskiej, która, mimo że nie była śpiewaczką, dzielnie sekundowała rodakom. Jeżeli tylko było to możliwe i nie kolidowało z jej występami, zasiadała na widowni MET, by ich oklaskiwać i podziwiać. Wielu z nich znała osobiście, do grona jej znajomych należeli bracia Reszkowie i Ignacy Jan Paderewski, wysoko ceniła kunszt Sembrich-Kochańskiej. W grudniu 1898 roku obejrzała w MET przestawienie Cyrulika sewilskiego z Marceliną Sembrich-Kochańską w roli Rozyny, po którym nazajutrz napisała do niej list, w którym czytamy: „… mogę tylko zwyczajną prozą podziękować drogiej pani za chwile prawdziwej rozkoszy artystycznej i zachwytu, jakie swym śpiewem w duszy mej wywołałaś. Niech żyje wielka artystka, Polka i kobieta – Marcella Sembrich. Z życzeniami niczym nie zmąconego szczęścia – Niezmienna – Helena Modrzejewska (Modjeska) Chłapowska” (za Małgorzatą Komorowską „Marcella Sembrich-Kochańska. Życie i śpiew”, Oficyna Wydawnicza Errata, Warszawa 2008).
Adam Czopek
Ps. Za tydzień zapraszam na drugą część tego artykułu.