Magazyn Operowy Adama Czopka

Opera, operetka, musical, balet

Recenzje teatralne

Krakowska Aida na bogato

Ta opera jest jednym z najpopularniejszych dzieł swojego gatunku, od ponad stu pięćdziesięciu nie schodzącym z repertuaru. Muzyczna opowieść o miłości między niewolnicą na dworze Faraona – Aidą i egipskim wodzem Radamesem, który kierowany uczuciem zdradza swój naród i Bogów, i staje się tym samym tragicznym bohaterem na miarę dzieł Sofoklesa. Miłość w konflikcie z kapłańską racją stanu prowadzi również do tragedii Aidy, która ponosi konsekwencje wyborów ukochanego mężczyzny, zawsze może liczyć na życzliwe przyjęcie publiczności.

Dwie rywalki, Aida – Oksana Nasatova, Amneris – Olesya Petrowa fot. Andrii Koletnikow

W Polsce Aida ma długie i bogate tradycje. Dość powiedzieć, że już 4 lata po kairskiej prapremierze operę wystawiono w Warszawie w 1875 roku. Z polskich gwiazd operowych wielką postać Aidy stworzyła Józefina Reszke, która śpiewała tę partię w Londynie, Madrycie oraz mediolańskiej La Scali na zmianę z legendarną Adeliną Patti. W Aidzie debiutował młody bas Edward Reszke (jako Faraon) pod dyrekcją samego Verdiego. Z dziełem tym związani są wspaniali śpiewacy polscy, jak Helena Zboińska-Ruszkowska, Wanda Wermińska i Adam Didur. Również Jan Kiepura śpiewał ongiś Radamesa. Kraków ma w tym względzie wyjątkowo skromne tradycje. Opera Karkowska pierwszy raz wystawiła to dzieło dopiero w 2003 roku, zrealizowano je na zamówienie niemieckiego impresaria i było pokazywane podczas tournée zespołu Opery po tym kraju. W samym Krakowie, na scenie Teatru im. Juliusza Słowackiego pokazano tę inscenizację zaledwie kilka razy. Tak więc premiera Aidy 14 marca, jest tak naprawdę pierwszą próbą wprowadzenia jej do repertuaru Opery Krakowskiej. 

To tak kochane przez publiczność dzieło ze swoimi wielkimi scenami zbiorowymi zbliża się najbardziej ze wszystkich dzieł Verdiego do francuskiej grand opera. Jest też Aida operą dającą realizatorom niemal nieograniczone możliwości w tworzeniu inscenizacji. Czy Giorgio Madia, twórca najnowszej krakowskiej inscenizacji w pełni je wykorzystał …?  Przyznać należy, że jego inscenizacja ujmuje rozmachem scen (w stosunku do jej rozmiarów), czytelnością akcji i dramaturgiczną zwartością. Nie ustrzegł się jednak reżyser od kilku wątpliwej jakości pomysłów. Mam tu na myśli pozbawione dramatycznego akcentu pojawianie się posłańca oraz konstrukcję słynnego marsza tryumfalnego, który w tej inscenizacji wydaje się być wyjątkowo skromny i pozbawiony większej dynamiki. Scena kiedy wprowadzani są truchcikiem omotani czarnym parawanem etiopscy jeńcy wręcz ociera się o śmieszność. Zabrakło mi też tajemniczej atmosfery w scenie sądu nad Radamesem. Ale scena finałowa ze słynnym duetem Aidy i Radamesa i powoli zamykający się grobowiec, pozostawia korzystne wrażenie. Dla pełni obrazu, jeszcze słowo o scenografii zbudowanej na potężnych półwalcach zmieniających swoje ustawienie (ręcznie przepychane) z zależności od akcji. To one zmieniając kolory i ich odcienie (głęboka czerń i złoto) kreowały na scenie wnętrze pałacu, świątyni i grobowca. Jednak cala inscenizacja została zdominowana, wręcz przytłoczona, przez fantazyjne kostiumy Domenico Franchi, utrzymane w kolorze czerni i nadmiaru złota, stylizowane na starożytny Egipt. Pomalowane twarze wszystkich wykonawców też nie mają żadnego uzasadnienia.

Scena baletowa z II aktu fot. Andrii Koletnikow

Jak w tej niecodziennej inscenizacji odnaleźli się wykonawcy? Sadzę, że zupełnie dobrze, bo z pełnym przekonaniem i powodzeniem tworzyli swoje kreacje. Oksana Nosatova okazała się znakomitą Aidą. Zachwycała nie tylko ekspresją oraz pięknym i płynnym prowadzeniem frazy i dramatyczną „górą”, ale również pełnymi uległości pianami. Jej interpretacja mieniła się pełnią subtelnych odcieni ekspresji. Olesya Petrova była przekonywującą dumną i zazdrosną Amneris, czego najpełniej dowiodła w czwartym akcie, gdzie miotając się między gniewem a bezsilną rozpaczą, dała popis znakomitego brzmienia głosu, jego emisji i dramatycznej siły. Wymogi partii Radamesa zmuszały Giorgi Sturua do chwilami zbyt forsownego prowadzenia głosu, ale szczerą satysfakcję sprawiało przemyślane budowanie, nasyconej ekspresją, kreacji wokalnej dzielnego wodza Egipcjan szczerze zakochanego w Aidzie. Mikołaj Zalasiński był dobrym Amonastrem, ujmującym pełnią dramatycznego ujęcia swojej partii. Rafał Siwek potwierdził swoją światową klasę kreując z pełnym powodzeniem partię arcykapłana Ramfisa. 

Żegnaj ziemio – scena finałowa w grobowcu, fot. Andrii Koletnikow

Dyrygował Marcin Nałęcz-Niesiołowski, który prowadził premierę z właściwą ekspresją i dynamiką, precyzyjnie panując zarówno nad wielkimi scenami zbiorowymi jak i nad tymi zupełnie kameralnymi.

Adam Czopek