Ta opera, będąca kwintesencją operowego romantyzmu i sztuki włoskiego bel canta, jest bez wątpienia najbardziej znanym i najczęściej wystawianym dziełem swojego twórcy. Przeszła do historii swego gatunku jako: „Wielka pieśń o miłości i śmierci”. Entuzjastycznie przyjęta przez publiczność i krytyków prapremiera dzieła miała miejsce 26 września 1835 w Teatro San Carlo w Neapolu, który dzięki temu uniknął bankructwa. Trzy dni przed tym wydarzeniem w podparyskim Puteaux umarł Vinzenco Bellini. Pierwszą wykonawczynią partii Łucji była Fanny Tacchinardi-Persiani, pierwszym Edgarem legendarny tenor Gilbert Duprez. Ta prapremiera okazała się jednym z największych sukcesów w karierze Donizettiego. Cztery lata później kompozytor dokonał kilku istotnych przeróbek przed wystawieniem opery w Paryżu w sierpniu 1839 roku w Théȃtre de la Reinaissance. Francuska wersja została w roku 1841 wystawiona w Stanach Zjednoczonych, w Nowym Orleanie, poprzedzając o kilka miesięcy włoską. Drugi raz sięgnięto po to dzieło przy okazji inauguracji nowego gmachu MET w Nowym Jorku w 1883 roku. Wówczas pierwszą Łucją była Polka Marcella Sembrich-Kochańska, która tą partią 24 października 1883 roku rozpoczęła swoją amerykańską karierę. W międzyczasie pojawiła się Łucja na scenach Wiednia, Londynu, Brukseli, Madrytu, Petersburga, Odessy, Mediolanu, Barcelony, wszędzie zyskując owacyjne przyjęcie. I tak zostało do dzisiaj, Łucja ani na moment nie zeszła – w swojej historii -z teatralnego afisza będąc ukochanym dziełem publiczności. Obliczyłem, że tylko w 2008 roku odbyło się ponad 180 przedstawień Łucji w 33 miastach na świecie. Za wspaniale napisane arie i ansamble kochają też Łucję śpiewacy, szczególnie soprany koloraturowe, z których każda marzy o tym by zmierzyć się zwycięsko z arcytrudną partią tytułowej bohaterki.
Premiera polska odbyła się w Teatrze Miejskim we Lwowie 29 grudnia 1838 (w niemieckiej wersji językowej), w partii Łucji wystąpiła Laura Assandri, w roli Edgara towarzyszył jej Salvator Lavia. W Krakowie dzieło pojawiło się w 1841 roku. Warszawa poznała Łucję z Lammermoor 7 października 1843 roku w oryginalnej wersji językowej wykonaniu włoskiej wędrownej trupy operowej. 17 czerwca 1945 roku zaprezentowano operę w polskiej wersji, w tłumaczeniu Leona Sygietyńskiego. Pierwszymi wykonawczyniami partii tytułowej w tych przedstawieniach były Ludwika Rywacka i Ludwika Leśniewska. Rolę Edgara śpiewali na zmianę Julian Dobrski i Leopold Matuszyński. Przestawieniami w obu wersjach dyrygował Jan Quatrini, który ostatni raz prowadził Łucję w styczniu 1872 roku. W sumie Quatrini poprowadził przez ten czas około dwustu przedstawień. Kolejnych ponad 150 podzielili między siebie Cesare Trombini, Josef Řebiček i Vittorio Podesti. Warto jeszcze wspomnieć, że melodia chóru Per te immenso giubilo została zaadoptowana przez uczestników Powstania styczniowego (1863) jako tzw. Marsz Mierosławskiego: Do broni ludy, powstańmy wraz. To również dowód na popularność tej opery na naszych scenach, szczególnie na przełomie XIX i XX wieku. Pierwszy raz po II wojnie wystawiła tę operę Opera Śląska w Bytomiu – premiera 29 kwietnia 1960 roku z pamiętną kreacją Natalii Stokowackiej. Na scenę stołecznego Teatru Wielkiego wróciła Łucja dopiero 5 marca 1972 roku, w reżyserii Lecha Komarnickiego. Autorem scenografii był Andrzej Majewski, dyrygował Elio Boncompagni.
W ciągu wielu lat obecności Łucji z Lammermoor na stołecznej scenie warszawscy melomani mieli okazję podziwiana kreacji największych europejskich operowych gwiazd, by wymienić Teodozję Friderici-Jakowicką, Ellę Russell, Marcellę Sembrich-Kochańską, Aleksandrę Stromfeld-Klamrzyńską, Reginę Pacini, Luizę Tetrazzini, Reginę Pinkert, Adę Sari oraz Ewę Bandrowską-Turską. Od 1972 roku wystąpiły w tej roli na stołecznej scenie m.in. Urszula Trawińska-Moroz, Zdzisława Donat, Urszula Koszut, Izabella Nawe, Krystyna Rorbach, Halina Słonicka, Grażyna Ciopińska. I chociaż każda z wymienionych pań inaczej podchodziła do kreowania obrazu swojej bohaterki, to każda z nich wstrząsała siłą dramatycznego napięcia.
W czasach nam bliższych do historii światowej wokalistyki przeszły pamiętne kreacje: Marii Callas, Joan Sutherland, Renaty Scotto, Montserrat Caballe, Zdzisławy Donat, Urszuli Koszut, Edity Gruberowej, to one z partii tytułowej bohaterki czyniły wokalno- aktorski majstersztyk. Ostatnie lata na naszych scenach należą bez wątpienia do Joanny Woś, która z partii Łucji potrafi zrobić prawdziwie dramatyczną kreację ujmującą swobodą prowadzenia frazy i atakowania tych najwyższych dźwięków oraz operowania dynamiką. Jej głos nie traci nic ze swej urody i nośności ani w niskim, ani najwyższym rejestrze. Do tego należy dodać koloraturową wirtuozerię przejawiającą się w pewności i precyzji prowadzenia ozdobników i pasaży. Ostatnia premiera tej opery 8 marca 2014 roku w Operze Wrocławskiej ujawniła talenty Joanny Moskowicz i Aleksandry Buczek, które z powodzeniem zmierzyły się z partią Łucji. Sukcesy w tej partii zaczęła też odnosić Aleksanda Kurzak, którą oklaskiwano w Covent Garden w Londynie i Opera Seatlle.
Łucja z Lamermooru, opera tragiczna z librettem Salvatora Cammarano, opartym na popularnej powieści Waltera Scotta Narzeczona z Lamermooru została skomponowana w rekordowym czasie trzydziestu sześciu dni. Już to samo w sobie było niemałym wyczynem, tym większym, że Donizetti zaprezentował w tej operze niezwykłą inwencję melodyczną i wyjątkową umiejętność tworzenia klimatu nieuchronnej tragedii głównych bohaterów. Jednak najmocniejszą stroną Łucji są: siła emocji, znakomicie opracowane partie wokalne oraz pełne rozmachu i dynamiki sceny zespołowe na czele ze sławnym sekstetem z chórem w II akcie Chi mi frena in tal momento (Co wstrzymuje mnie w tej chwili). Splatają się w nim misternie i w pełnej muzycznej harmonii: wściekłość Edgara, ból Łucji, pozorna skrucha Ashtona, przerażenie Rajmunda i Artura oraz współczucie Alicji. W tej operze spotykamy szczerość uczuć Edgara i Łucji, obłudę i nienawiść przedstawicieli rodów Ashtonów i Ravenswoodów, co prowadzi do finałowej tragedii. Oczywiście jest też tutaj Donizetti zakładnikiem konwencji swoich czasów, co dzisiaj wydaje się ocierać o banał. Jednak mistrzostwo kompozytora i zespołu podejmującego się wykonanie szybko każą o tym zapomnieć i poddać się tej urokliwej atmosferze „westchnień i wzruszeń”. Właśnie wszystko to razem wzięte zapewnia tej operze nieprzemijającą popularność i sprawia, że od 180 lat praktycznie nie schodzi z afisza.
Akcja opery dzieje się pod koniec XVI wieku w Szkocji. Dwa stare rody Ashtonów i Ravenswoodów dzieli od lat wielka nienawiść. Jej historię poznajemy w scenie na polowaniu kiedy lord Ashton wprowadza widzów w tajniki konfliktu między rodami. Tymczasem Łucja, siostra lorda Henryka Ashtona pokochała, z wzajemnością, Edgara Ravenswooda, śmiertelnego wroga brata. Lord Ashton planuje wydać siostrę za lorda Artura Bucklawa, co ma mu zapewnić względy aktualnie panującego i pomóc wyjść z finansowej zapaści. Wykorzystując wyjazd Edgara, intrygami i podstępem doprowadza do ślubu siostry z lordem Bucklawem. W dniu ślubu wraca Edgar, jest skłonny pojednać się z bratem Łucji i zmierza oficjalnie poprosić o rękę ukochanej. Pojawia się w zamku Ashtonów w momencie kiedy Łucja podpisuje kontrakt ślubny, widząc to Edgar rzuca jej pod nogi, otrzymany przy rozstaniu pierścień oskarżając Łucję o niewierność i zdradę. Zrozpaczona Łucja popada w obłęd, który sprawia, że w małżeńskim łożu zabija dopiero co poślubionego męża i umiera. Edgar dowiedziawszy się o tragicznym losie ukochanej przebija się sztyletem na jej grobie. Taka, w telegraficznym skrócie, jest fabuła tej opery zbudowanej w tradycyjny sposób – aria, duet, scena ansamblowa, chór. Jest też Łucja dziełem Donizettiego, w którym najwyraźniej widać zjawisko wchłaniania arii przez sceny zbiorowe, czyli większość arii śpiewanych jest na tle chóru.
Jednak sens i wiarygodność całemu dziełu nadaje partia tytułowa. Jej wykonawczyni musi wiarygodnie zawrzeć w kreacji zróżnicowane stany psychiczne swojej bohaterki. Musi też zaprezentować umiejętność śpiewania legato, a jej piana powinny mieć nośność i miękkość jedwabiu. W koloraturze musi się wykazać łatwością i swobodą prowadzenia frazy oraz głosu w najwyższych rejestrach. Kulminacyjnym punktem opery jest wielka scena obłędu Il dolce suono, w której Łucja ze stanu depresji przechodzi w stan emocjonalnego wzburzenia, ma halucynacje, widzi ukochanego i kwitnące róże, słyszy weselne dzwony i śpiewy, czuje woń kadzideł i świec. Umysł Łucji odcina się od rzeczywistości przechodząc w stronę przez siebie kreowanego świata. Donizetti w tej scenie wyjątkowo wysoko ustawił poprzeczkę trudności z jakimi musi się zmierzyć wykonawczyni; płynne legato, precyzja koloraturowych pasaży (śpiewanych w kontrapunkcie z solo fletu) musi iść w parze w idealnie wyważoną dynamiką i fantastycznie brzmiącymi pianami. Duże kontrasty agogiczne, koloratura, która nie powinna – i nie może – być w tym przypadku czystym popisem technicznej sprawności, ale służyć pogłębieniu – i dopełnieniu – dramatu głównej bohaterki, a przede wszystkim siła ekspresji oraz prawda psychologiczna w kreśleniu obrazu nieszczęśliwej Łucji są najważniejszymi czynnikami go kształtującymi.
Wcale nie mniejsze wymagania postawił kompozytor przed wykonawcą tenorowej partii Edgara wymagającej nie tylko szlachetnego brzmienia i bogatej barwy, ale również naturalnej swobody i elegancji w prowadzeniu frazy. Ta partia wymaga świetnej dynamiki, właściwej dramaturgii i doskonale budowanego napięcia emocjonalnego. W przypadku Edgara kluczową jest rozgrywana przy rodzinnym grobowcu, pełna tragizmu scena finałowa – aria Tombe del’avi miei, w której główną rolę gra rozpacz i rezygnacja. Z równie wysokimi wymaganiami musi się zmierzyć wykonawca barytonowej roli Enrico Ashtona, którego głos powinien mieć szeroki wolumen, dramatyczne tony, a przede wszystkim umieć oddać wokalnie i aktorsko wężowaty i złowieszczy charakter swojego bohatera.
Te trzy wymienione partie nadają ton całej partyturze, muzyka jest powściągliwa, wręcz wytworna w swojej linii melodycznej i pięknie wtapia się w partie wokalne. Nie oznacza to braku jej samodzielności. Interesujące w Łucji są fragmenty czysto instrumentalne ujmujące wyszukaną instrumentacją i sugestywnie komentujące mające wkrótce nastąpić dramatyczne wydarzenia. Należy do nich wstęp do pierwszego aktu utrzymany w ponurej tonacji b-moll, to tutaj złowrogie brzmienia rogów, tremolo kotłów i ciemna barwa kwintetu smyczkowego sugestywnie wprowadzają w ponury klimat tego dzieła będąc jednocześnie początkiem konsekwentnego budowania nastoju nieuchronnej tragedii. Pojawieniu się na scenie Łucji towarzyszy piękne preludium grane przez harfę solo. Preludium orkiestrowe przed trzecim aktem świetnie oddaje ponurą atmosferę cmentarza, gdzie dopełni się dramat Edgara, którego śmierci towarzyszy solo dwóch wiolonczel. Donizetti udowodnił, że pozostając zakładnikiem epoki belcanta potrafił stworzyć prawdziwy, przejmujący dramat, który w tej partyturze pojawia się i rozwija od pierwszych fraz.
I chociaż cała partytura ujmuje pięknem, elegancją, rozmachem oraz wyszukaną melodyką to są w niej miejsca szczególne. Należy do nich aria Regnava nel silencio (Wśród ciszy niezmąconej), którą Łucja śpiewa w ogrodzie oczekując na Edgara. Poprzedza ją ujmujące śpiewną kantyleną solo na harfie. To właśnie w tej arii opowiada Alicji o dręczącej ją w snach zjawie pojawiającej się przy parkowej fontannie. Zaraz po niej przechodzimy do miłosnego duetu Łucji i Edgara Verrano a te sull’aure, tak naprawdę jedynego momentu kiedy Łucja jest naprawdę szczęśliwa. Już następny duet Łucji z bratem Il pallor funesto orrendo (Ta śmiertelna straszna bladość) jest zapowiedzią tragedii jaka ją czeka. Łucja jest zrozpaczona słysząc od brata, że ma poślubić lorda Artura. La tomba, la tomba a me s’appresta (To śmierć, to grobowiec już na mnie czeka) – śpiewa Łucja kończąc duet. Następująca po tym duecie scena zaślubin ze wspaniałym chórem Per te immenso giubilo poprzedza omówiony wyżej misterny w swojej konstrukcji sekstet Chi mi frana il tal momento, do którego nie będę już wracał. Wrócę natomiast jeszcze na chwilę do wielkiej sceny obłędu Il dolce suono mi colpi di sua voce! (Już usłyszałam słodki dźwięk jego głosu), gdzie wykonawczyni partii Łucji musi się wspiąć na wyżyny sztuki wokalnej. Tutaj koloraturowe fiorytury służą zobrazowaniu narastającego obłędu Łucji prowadzącego do śmierci. Między sekstetem, a sceną obłąkania znajdujemy jeden z ważniejszych muzycznych momentów, niestety często w inscenizacjach niesłusznie pomijany. Jest to pełen dramatycznego napięcia duet Orrida è questa notce (Straszna jest ta noc), śpiewają go Edgar i Ashton przed pojedynkiem jaki mają stoczyć o świcie w pobliżu grobowca Ravenwoodów. Pomijanie tej sceny przez większość reżyserów jest zupełnie niezrozumiałe, stanowi ona logiczne ogniwo łączące całą akcję. Scena finałowa odbywa się na cmentarzu, w oddali słychać dzwony bijące na znak żałoby po śmierci Łucji, zrozpaczony Edgar śpiewa swoją ostatnią, przepojoną bólem arię Tombe degli avi miei (Grobowce moich przodków), przebija się sztyletem i umiera. Jego śmierci towarzyszy przejmujące solo dwóch wiolonczel.
Adam Czopek