Magazyn Operowy Adama Czopka

Opera, operetka, musical, balet

Bellini Cykl Kompozytorzy i ich dzieła

Lunatyczka, wdzięk i urok belcanta

Opery Belliniego, jak już w tym cyklu niejednokrotnie pisałem, mają niepowtarzalny styl i wdzięk, ale zarazem stawiają wykonawcom niezmiernie wysokie wymagania pod względem wokalnej maestrii. W Lunatyczce będącej sielankową komedią liryczną  łączącą w sobie wątki poważne z komediowymi, obok właściwego temu kompozytorowi wdzięku, liryzmu i melancholijnej melodyjności, dochodzi jeszcze dodatkowo szczególny melanż stylowego realizmu i piękna oraz uwodzicielskiej siły samego śpiewu. W którym kompozytor zawarł konieczności przekazania żywych, czasami nieco wybujałych, emocji. Z tych względów stosunkowo rzadko można spotkać Lunatyczkę na scenie, bo trudno zebrać troje śpiewaków, którzy z pełnym powodzeniem zmierzą się z ogromem trudności partii Aminy, Elvina i hrabiego Rudolfa. Zakończona ogromnym sukcesem kompozytora i wykonawców (Giuditta Pasta – Amina, Giovanni Battista Rubini – Elvin, Luciano Mariani – Hrabia Rudolf), prapremiera opery miała miejsce 6 marca 1831 roku w mediolańskim Teatro Carcano. Udana prapremiera sprawiła, że Bellini wreszcie zdobył sławę (wykraczającą daleko poza Włochy), zaszczyty, pieniądze i poklask krytyków. Chociaż ci ostatni nie byli jednomyślni w swoich opiniach, padały nawet określenia „kiepska partytura”. Jednak publiczność na przekór niektórym krytycznym opiniom pokochała Lunatyczkę od pierwszego przedstawienia, bo jednak Bellini zawarł w niej całe piękno XIX-wiecznej harmonii, a momentami wręcz zniewalającą zwiewnością melodykę. Z pewnością też potrafi to dzieło zaskarbić sobie sympatię słuchaczy poprzez trudności techniczne, jakie stawia wykonawcom – brawurowe arie, błyskotliwe cabaletty i potężne sceny zbiorowe, co wśród operowych fanów zawsze cieszyło się wielkim uznaniem. „W Lunatyczce skrystalizował się i wypolerował styl Belliniego.” – napisał Piotr Kamiński.

Jenny Lind, jedna z pierwszych wykonawczyń partii Aminy

Opera, do której libretto napisał Felice Romani, jest adaptacją libretta baletowego Eugène’a Scribe’a, napisanego na podstawie wcześniejszego wodewilu stworzonego wspólnie z Casimirem Delavignem. Dzieło powstało na zamówienie grupy mediolańskich arystokratów i przemysłowców, którzy w 1831 roku finansowali sezon operowy w mediolańskim Teatro Carcano. Pierwszymi wykonawcami głównych partii byli: Giudita Pasta oraz Giovanni Battista Rubini, dla którego w finale II aktu napisał Bellini słynną scenę z nieprawdopodobnie wysokimi dźwiękami, które dzisiaj rzadko znajdują właściwego wykonawcę. Od tego momentu przez ponad 170 lat opera nie zeszła ze sceny, nie można jednak powiedzieć, że wystawiano ją tak często, jak na to zasługuje. Po Mediolanie wystawiono Lunatyczkę w Londynie, Madrycie, Wiedniu, Paryżu, Petersburgu, Rzymie, Neapolu. Trzy lata po prapremierze w mediolańskim Teatro Caracano Lunatyczka pojawiła się 1 października 1834 roku na scenie La Scali. Głośne sukcesy odnosiły w tych przedstawieniach: Maria Malibran, Adelina Patii, Jenny Lind, Fanny Parsiani, Marcelina Sembrich–Kochańska (pierwsza Amina w nowojorskiej MET, w listopadzie 1883 roku), Emma Albani, Toti dal Monte, Lily Pons. W czasach nam bliższych partię Aminy śpiewały z powodzeniem: Joan Sutherland, Renata Scotto i Maria Callas. Ostatnimi laty dołączyły do tego grona Mariella Devia, Giusy Devinu i Cecylia Bartoli. Bodaj najtrafniej scharakteryzował postać Aminy sam Romani, który napisał, że: „Choć na pierwszy rzut oka rola Aminy wydawać się łatwa, jest ona bodaj trudniejsza od wielu innych ról. Wymaga bowiem aktorki, która potrafi być figlarna i prostoduszna, a jednocześnie namiętna, wrażliwa i uczuciowa….. Sam śpiew Aminy winien natomiast odznaczać się niezwykła prostotą, ale i bogactwem środków, spontanicznością, ale i dyscypliną, techniczną perfekcją, ale i swobodą.” 

Pierwsza po wojnie realizacja Lunatyczki, Opera Śląska 1982, Antonina Kowtunow Amina. Fot. Czesława Klose-Jodłowska

Wśród znakomitych wykonawców partii Elwina byli Alessandro Bonci, Enrico Caruso, Beniamino Gigli, Tito Schipa, Ferruccio Tagliavini, Cesare Valetti i Nicola Monti. Po nich pałeczkę przejęli Luciano Pavarotti, Alfredo Kraus, Nicolai Gedda oraz Juan Diego Florez. To ich kreacjom zawdzięcza Lunatyczka swoją nieprzemijającą popularność. Warto jeszcze dodać, że sam Bellini uznał tę swoją operę za dzieło skończone i nie dokonał w jej partyturze żadnych istotnych zmian po premierze. Lunatyczka jest też jedyną operą Belliniego, w której trup nie ściele się gęsto po scenie, a tytułowa bohaterka nie popada w obłęd. Akcja ma lekko komediowy charakter, a całość kończy się wdzięcznym happy endem, w którym wszyscy są szczęśliwi.

O wielkiej popularności tej opery świadczy fakt, że jeszcze w XIX wieku powstały inspirowane jej wspaniałymi belcantowymi melodiami utwory. Rosyjski kompozytor Michaił Glinka napisał w 1832 roku na jej motywach Divertimento brillante As-dur na fortepian, dwoje skrzypiec, altówkę, wiolonczelę i kontrabas. Ceniony węgierski kompozytor i pianista Ferenz Liszt również nie oparł się urokowi melodii Lunatyczki i w skomponował Fantazję fortepianową  na jej motywach. Giovanni Bottesini skomponował Fantazję na tematy z opery Lunatyczka. Tym dziełem podobnie jak Normą i Purytanami zauroczony był nasz Fryderyk Chopin.

Maria Callas i Cesare Valetti w Lunatyczce La Scala marzec 1955

Akcja tej dwuaktowej opery rozgrywa się w szwajcarskiej wiosce na początku XIX wieku i opowiada o tym jak pogrążona w lunatycznym śnie Amina zbłądziła do pokoju nieznajomego. Dowiedziawszy się o tym Elvino, jej narzeczony, zrywa zaręczyny. Żadne słowa ani zaklęcia nie są w stanie przekonać go o tym co się naprawdę zdarzyło. Dopiero widok śpiącej Aminy wędrującej po niebezpiecznej kładce nad rzeką przekonuje niedowiarka. Rzecz cała ma szczęśliwe zakończenie; Amina i Elvino biorą ślub, i – jak to podają w bajkach – żyją długo i szczęśliwie. Dzisiaj można powiedzieć, że to trochę naiwne i staroświeckie, ale za to pełne wdzięku i pięknych melodii, co jest największą wartością tego dzieła. 

Muzycznie Lunatyczka składa się z samych urokliwych i przebojowych, zabarwionych delikatną melancholią melodii, czego dowodem jest błyskotliwa uwertura będąca wstępem do otwierającej I akt sielankowej sceny chóralnej. Na jej tle Amina śpiewa pierwszą swoją arię, będącą pięknie przez Belliniego nakreślonym portretem młodej bohaterki zamyślonej nad swoim uczuciem dla Elvina. Już tutaj kompozytor wprowadza słuchacza w świat koloraturowych ozdobników. I tak już będzie do końca, aria, duet, scena ansamblowa, chór, bo jednak Lunatyczka stoi jeszcze twardo na gruncie tradycyjnej opery włoskiej. Ma się wręcz wrażenie, że Bellini miał w przypadku  tej opery wyjątkowo lekką rękę w kreowaniu pięknych i poruszających melodii. Najlepszym tego  dowodem jest melodia towarzysząca Aminie przekonanej, że utraciła ukochanego, który zwrócił uczucia stronę Lisy, czy cavatina Elvina Prendi l’anel ti dono, którą ten śpiewa w I akcie w towarzystwie Aminy i chóru oraz romanza Aminy Ah, non cerdea mirarti si presto. śpiewna w finale wspólnie z Elvinem. Zawsze wydarzeniem wieczoru kiedy grają Lunatyczkę jest aria Come per me sereno zwieńczona pełną koloraturowych ozdobników cabalettą Sovra il sen, śpiewaną przez Aminę w pierwszej scenie I aktu. To jeden z najbardziej poruszających fragmentów w całej twórczości Belliniego. Pod jednym wszakże warunkiem, że słuchamy znakomitej śpiewaczki, która wie jak powinno się śpiewać belliniowskie belcanto. Najpiękniej dowiodły tego Maria Callas, Joan Shuterland oraz Celilia Bartoli. Linia wokalna tej arii wzbogacona świetną ornamentyką, z wysokim E na czele, pozostawia na każdym wrażliwym słuchaczu wrażenie, o którym się długo pamięta. Podobnie jak o wspaniałym duecie zaręczynowym Prendi l’anel Ti dono  oraz duecie Son gloso del zefiro errante, w których kunsztownie splatają się głosy Aminy i Elvina. Jedną z najpiękniejszych scen ansamblowych jest kunsztowny kwintet  D’un pensiero e d’un accento rea non son  w finale I aktu. Jednak ukoronowaniem opery jest wielka scena lunatyczna Aminy rozpoczynająca się od recytatywu Oh! Se una volta sola a kończąca się efektownym rondem Ah! Non giunge uman pensiero, to właśnie tutaj wymagana jest od wykonawczyni – wspomniana przez Felice Romaniego – prostota, spontaniczność i precyzja w realizacji kunsztownej koloraturowej ornamentyki. Niezwykle wzruszający jest ten fragment, gdzie śpiewaczce towarzyszy jedynie altówka.

Lunatyczka w MET 2009, Juan Diego Florez – Elvin Natalia Dessay – Amina, fot mat. prasowe MET

Historia Lunatyczki, mimo, że była pierwszym dziełem Belliniego na naszych scenach jest wyjątkowo skromna. Co prawda jej polska premiera miała miejsce już 2 czerwca 1840 roku na scenie Teatru Wielkiego w Warszawie pod dyrekcją Karola Kurpińskiego, który dokonał też przekładu libretta na język polski. Scenografia była dziełem Antonio Sacchetiego. Pierwszą polską Aminą były Paulina Rivoli, po niej Ludwika Rywacka. Partią Elvina debiutował na scenie w 1841 roku Leopold Matuszyński, z czasem jeden z czołowych tenorów Opery Warszawskiej. 11 stycznia 1858 roku prezentowano fragmenty II aktu przy okazji wizyty w Warszawie Pauliny Viardot-Garcii. Kolejne przedstawienia odnotowano w 1860 roku. Inscenizację z 1840 roku wznowiono od styczna 1871 do 28 października 1874 roku. Kolejne przedstawienia tej inscenizacji odnotowano w kwietniu 1880 roku i maju 1897. Wśród wielu wykonawczyń partii Aminy jaśnieje, niczym rodowy klejnot, nazwisko Marceliny Sembrich-Kochańskiej, która śpiewała tę partię w 1886 roku. Drugą inscenizację Lunatyczki mogli warszawscy melomani obejrzeć dopiero w lutym 1996 roku podczas pamiętnych gościnnych występów weneckiego Teatro La Fenice. Główne partie śpiewali wówczas Giusy Devinu i Marcello Alvarez. I to już cała historia Lunatyczki na stołecznej scenie. Opera Lwowska wystawiła Lunatyczkę w 1836 roku, niestety niemożliwym jest doszukanie się jej realizatorów. W 1893 roku dzieło pojawiło się ponownie na scenie Opery Lwowskiej, która rok później prezentowała je na scenie Teatru im. J. Słowackiego w Krakowie, z udziałem Janiny Korolewicz-Waydowej w partii Aminy. W 1933 roku wystawiła dzieło Opera Krakowska, firmowana przez reaktywowane w 1931 roku Krakowskie Towarzystwo Operowe. Prezentowano tę inscenizację w 1934 roku w Teatrze Miejskim w Katowicach. W obu miastach gwiazdą przedstawień była Ada Sari. Poznań, jak dotąd nie zdecydował się na wystawienie tego dzieła. Melomani tego miasta mogli je poznać dopiero we wrześniu 1969 roku podczas gościnnych występów Teatro Comunale z Genui.

Lunatyczka w Atenach, 2009.

Po II wojnie światowej jedynie dwa nasze teatry operowe zdecydowały się wprowadzić Lunatyczkę do swojego repertuaru. Najpierw 2 maja 1982 roku wystawiła to dzieło Opera Śląska w Bytomiu, reżyserowała Maria Fołtyn, partię Aminy śpiewała gościnnie sprowadzona z Teatru Wielkiego w Poznaniu Antonina Kowtunow, Elvinem był Henryk Grychnik, Teresą była Eligia Kłosowska. 24 lipca 2009 roku zrealizowała premierę Opera na Zamku w Szczecinie. Przedstawienie prezentowano na dziedzińcu Zamku Książąt Pomorskich w ramach letniego sezonu. Reżyserował Warcisław Kunc, dyrygował Piotr Deptuch, partię Aminy śpiewała Aleksandra Buczek, Teresy – Katarzyna Hołysz. W listopadzie tego samego roku pojawiła się Lunatyczka na scenie Opery na Zamku w jej stałej siedzibie. Reżyserował Martin Otawa, dyrygował Warcisław Kunc. Jak z przedstawionych faktów wynika powojenną historię Lunatyczki na polskich trudno uznać za bogatą, no ale może się to z czasem zmieni.

Adam Czopek