Premiera Turandot Giacomo Pucciniego 10 i 11 grudnia 2020 roku, dla Lwowskiej Opery Narodowej – Akademickiego Teatru Opery i Baletu im. Salomei Kruszelnickiej, była wydarzeniem wyjątkowym, gdyż wystawiono tę operę po raz pierwszy we Lwowie (w Ukrainie, również) z okazji 120. rocznicy powstania lwowskiego teatru operowego. Inscenizację można było już podziwiać na naszych scenach w kwietniu tego roku podczas XXX Bydgoskiego Festiwalu Operowego.
Drugi raz pokazano ten spektakl 16 sierpnia, podczas 57. Festiwalu im. Jana Kiepury w Krynicy Zdroju, gdzie za wyborem tytułu przemawiał z pewnością fakt głośnych sukcesów Jana Kiepury jakie odnosił w partii Kalafa. Można tylko czuć zawód, że z racji warunków scenicznych, nie można było zaprezentować pełnej scenicznej wersji przygotowanej przez Michała Znanieckiego, który realizując Turandot we Lwowie nawiązywał do swojej wcześniejszej realizacji we Wrocławiu na Stadionie Olimpijskim, w 2010 roku. Z zastrzeżeniem, że w lwowskiej inscenizacji zmienił finał, poddając się panującej od kilku lat modzie prezentowania tej opery bez dopisanego po śmierci Pucciniego przez Franco Alfano zakończenia. Poszedł nawet krok dalej, w tym jego ujęciu ginie nie tylko Liu, a również Turandot, która ginie od miecza Timura, ojca Kalafa. Trzeba też przyznać, że mimo trudnych warunków prowizorycznej sceny udało się realizatorom krynickiej prezentacji utrzymać inscenizacyjny rozmach, dynamikę i klimat oryginalnego lwowskiego przedstawiania Znanieckiego. Co było o tyle łatwiejsze, że wykorzystano piękne, pełne wschodniego przepychu, kostiumy Małgorzaty Słoniowskiej. Wykorzystano też w znacznej części, pełną fantazji i wyobraźni oprawę choreograficzną Diany Theocharidis, W sumie tak zaprezentowana Turandot okazała się przedsięwzięciem w pełni udanym, gorąco przyjętym przez zachwyconą publiczność.
Jednak największą siłą lwowskiej Turandot była jej znakomita – w każdym calu – obsada! Bez wątpienia bohaterką wieczoru okazała się Kateryna Mikołajko w partii tytułowej księżniczki Turandot – wspaniały sopran o pięknej barwie, znakomita technika i swoboda wokalna oraz umiejętność operowania barwą pozwoliły jej stworzyć sugestywną kreację, o której długo będzie się pamiętało. Tak pięknie zaśpiewanego monologu In questa reggia „na żywo” już dawno nie słyszałem. Było w jej wykonaniu wszystko co stanowi o wartości tej arii: lodowaty blask, potęga brzmienia i finezyjne prowadzenie frazy. Dzielnie jej dotrzymywał kroku Taras Berezhankyy swobodnie pokonujący ogrom trudności roli Kalafa.
Piękny głos o wyrównanym brzmieniu, i równie piękne piana, zaprezentowała Mariana Mazur w partii Liu, kruchej, delikatnej dziewczyny o wielkim sercu zdolnej w imię miłości do największego poświęcenia. Świetna ekspresja i pięknie brzmiący głos pozwoliły jej stworzyć wzruszającą kreację. Dowiodła tego najpełniej we wstrząsającej dramatyzmem scenie samobójczej śmierci w swojej bohaterki.
Świetny tercet stworzyli panowie Petro Radeyko (Ping), Witalij Wojtko (Pang), Oleh Lanovyy (Pong) w rolach trzech cesarskich ministrów. Potraktowali swoich bohaterów z lekkim dystansem oraz humorem rodem z commedii dell’arte. Obdarzony pięknie brzmiącym basem Taras Berezhanskyy udaną kreację Timura, ojca Kalafa, może zapisać po stronie swoich artystycznych sukcesów.
Ivan Cherendichenko przy dyrygenckim pulpicie z pasją i żywym temperamentem prowadził znakomicie grającą i brzmiąca orkiestrę, nadając przedstawieniu właściwy puls i rozmach. Dbając zarazem o to by nie uronić nic, nie tylko z wyrafinowanej kolorystyki tej wspaniałej muzyki, ale również wyeksponować finezyjną instrumentację nawiązującą do egzotycznego kolorytu i klimatu właściwego temu wspaniałemu dziełu.
Adam Czopek