Jeżeli o którymś z naszych tenorów można powiedzieć, że zdobył sławę na światowych scenach, to jest nim bez wątpienia Władysław Mierzwiński, o którym mówiono i pisano – „król tenorów”. Był przy tym ulubieńcem publiczności wszędzie tam, gdzie wystąpił. Jego karierę można porównać z karierą legendarnego Jana Reszke, a obaj w niczym nie ustępowali wielkiemu Enrico Caruso. Z tą jednak różnicą, że Reszke uchodził za wspaniałego odtwórcę wagnerowskich partii (Lohengin, Tristan, Walter, Zygfryd), które omijali, jak tylko mogli, Caruso i Mierzwiński,. Ten ostatni miał co prawda w swoim repertuarze Lohengrina, ale nie była ta partia jego najmocniejszą stroną.
Mierzwiński był synem Józefa właściciela przedsiębiorstwa budowlanego i Eleonory ze Szpakowskich. Pierwotnie był z zawodu pomocnikiem murarskim w Warszawie, w przedsiębiorstwie budowlanym swojego ojca. Oczywiście z perspektywą na zostanie mistrzem murarskim, ale specjalnie się do tego nie garnął. Na szczęście szybko odkryto, że jako pomocnik niewiele może, a jeszcze mniej chce, ale za to ma ładny głos i chętnie się nim popisuje śpiewając różne piosenki. Ułatwiono mu więc po ukończeniu gimnazjum wstąpienie do warszawskiego Instytutu Muzycznego, gdzie pod kierunkiem Francesco Ciaffei’ego i Gabriela Rożnieckiego rozpoczął naukę śpiewu jako baryton. Później studiował też u Giovanniego Lampertiego w Mediolanie. W 1870 roku w Paryżu, dzięki dyrektorowi Opery Paryskiej Olivierovi Halanzier, przestawiono go na głos tenorowy. Jednak pierwszym, który zwrócił uwagę Mierzwińskiemu, i to znacznie wcześniej, że dysponuje raczej głosem tenorowym był Jan Meller, dyrektor chóru operowego. Debiut sceniczny Władysława Mierzwińskiego, odbył się 20 listopada 1874 roku na scenie paryskiego Théâtre Vetadour (niektóre źródła podają, że miejscem debiutu była scena Opery Paryskiej). Jego pierwszą tenorową partią był Raul w Hugonotach Meyerbeera o czym szeroko rozpisywała się polska prasa, m.in. „Tygodnik Ilustrowany” z 23 listopada.
Po pierwszych paryskich sukcesach, w Palais Garnier również, ruszył Mierzwiński nie tyle na podbój innych francuskich scen: Marsylia, Lyon, ile dla nabrania scenicznego doświadczenia. Jednak na życzenie Halanziera wrócił do Paryża w 1879 roku i nadal zbierał uznanie m. in. za kreacje w Afrykance (Vasco da Gama), Wilhelmie Tellu (Rudolf i Arnold). Wreszcie zjawił się w rodzinnej Warszawie gdzie wystąpił pierwszy raz 8 sierpnia 1881 roku, jako Raul w Hugonotach. Każde jego pojawienie fetowano w szczególny sposób. ”To nie tenor zresztą, ale król tenorów, to lew śpiewający”. „…jego forte głuszy orkiestrę i chóry”, „… panie obrywały kwiaty zdobiące im głowy i gorsy, i rzucały pod stopy wielkiego śpiewaka.” „Mierzwiński po mistrzowsku potrafi przechodzić od wstrząsającego forte do subtelnego piano.” – pisano w warszawskiej prasie po jego występach. W podobnym tonie pisano wszędzie gdzie wystąpił: Wiedeń, Londyn, Nowy Jork, Berlin, Neapol, Madryt, Monte Carlo, Petersburg i Praga. W sezonie 1880/1881 pierwszy raz wystąpił w londyńskiej Covent Garden, do której jeszcze czterokrotnie wracał. Debiutował w partią Arnolda w Wilhelmie Tellu Rossiniego, po którym napisano: „… Rola Arnolda była triumfem tenora polskiego. Jego wspaniałe wysokie tony i wykończone frazowanie, siła ekspresji, jasność wymowy i wdzięczne użycie mezzavoce wzbudziły zachwyt znawców. Signor Mierzwiński jest potężnym magnesem.” Jego największe osiągnięcia związane były z tenorowymi partiami w: Hugonotach, Robercie diable, Wilhelmie Tellu, Trubadurze, Aidzie, Afrykance i Lohengrinie. Rok 1882 spędził Mierzwiński w Nowym Jorku, gdzie zaśpiewał m.in. partię tytułowego Lohengrina, co niestety nie spotkało się z dobrym przyjęciem – „ … przez większość przedstawienia śpiewał nieczysto, ciężko, ordynarnie i bez zrozumienia charakteru postaci.” – napisano w nowojorskim „The Times”. W sezonie 1883 wrócił do Londynu gdzie zwykle przyjmowano go po królewsku. Kilka miesięcy później występuje w Wiedniu, który ogłosił Mierzwińskiego najlepszym tenorem bohaterskim Europy, co ceniony wiedeński krytyk Edward Hanslik skwitował specjalnym felietonem, którym można było przeczytać: ”Pomiędzy śpiewakami włoskiego sezonu zabłysnął Mierzwiński jako gwiazda wszystkich przyćmiewająca, (…) Niższe tony Mierzwińskiego pełne siły i doskonałości mają barwę barytonową; im wyżej sięgają tem czuje się swobodniejszym, bierze wtedy bez trudu pełną piersią wysokie c i cis nie raz ale 5 i 6 razy z kolei.” Potwierdziły tę opinię owacyjnie przyjmowane występy w Pradze, gdzie w maju 1886 roku, wystąpił w swoich koronnych partiach: Raula w Hugonotach, Manrica w Trubadurze oraz Arnolda w Wilhelmie Tellu. Rok później podziwiano go we Lwowie. Po entuzjastycznie przyjmowanych występach w Operze Berlińskiej i specjalnych koncertach w 1885 roku, otrzymał tytuł Kammersängera dworu cesarskiego, co wiązało się z otrzymywaniem co miesiąc specjalnej renty. Właśnie ta renta stała się po latach podstawą jego skromnego życia jakie wiódł w Paryżu, po spowodowanej alkoholemi, chorobą i operacją, utracie głosu. W tym samym 1885 roku wystąpił w Stadt Theater we Wrocławiu, gdzie oklaskiwano go w partii Lohengrina oraz 6 marca w Gdańsku, gdzie zachwycił kreacją Raula w Hugonotach. Po jego wrocławskich występach Emil Bohn napisał: – Pan Mierzwiński śpiewa swoje wysokie c nie po to, aby kokietować, tylko dlatego, że musi ono być tak właśnie wykonane. (…) Umiejętność połączenia surowości z delikatnością, siły z łagodnością nadaje dopiero interpretacji Pana Mierzwińskiego znamiona artyzmu.
Osobną kartę w jego artystycznej biografii stanowią występy i koncerty warszawskie, z których dochód najczęściej oddawał potrzebującym wsparcia. Pierwszy raz – jak wspomniałem – wystąpił w stolicy w 8 sierpnia 1881 roku. Pisano wówczas w „Przeglądzie Tygodniowym”, że: „…porywa brawurą wykonania, zachwyca koloraturą, swobodą tryli i pasażów, a przede wszystkim siłą głosu”. Po występach w 1881 roku śpiewacy i dyrygenci obdarowali Mierzwińskiego specjalnym wieńcem laurowym. Ponownie pojawił się w październiku 1885 roku, dał wtedy koncert w Salach Redutowych Teatru Wielkiego, z którego dochód przeznaczono „dla ubogiej młodzieży uniwersyteckiej”. Podczas tej wizyty doszło do niecodziennej sytuacji. 80-letnia staruszka, której syn był kolegą Mierzwińskiego w Konserwatorium napisała do artysty prośbę o możliwość bycia na jego koncercie. – Niestety, nie mogę spełnić prośby Pani bo nie dysponuję już biletami – napisał Mierzwiński – ale gotów jestem zaśpiewać koncert specjalnie dla Pani. Do koncertu doszło kilka dni później w mieszkaniu śpiewaka, który w gronie zebranych przyjaciół, zaprezentował pełny recital dla Matki swojego dawnego kolegi. Pisał o tym szczegółowo „Kurier Warszawski” nr 65 z 15 lipca 1885 roku. Wreszcie 22 września 1887 roku warszawscy bywalcy Teatru Wielkiego mogli podziwiać artystę w partii Raula w Hugonotach. „….Mierzwiński w finale zaatakował „c” i trzymał je tak długo, jakby chciał powiedzieć: moje na wierzchu. Zrobił też swoje. Wszystkie bowiem światła od mocy jego głosu drżały tak prawie jak głos pana Ercolani (na imię mu Remo).” – napisał warszawski „Kurier codzienny” (z 23 września 1888).
Określano go też jako „tenora di forza łączącego ciemny rejestr barytonowy z niezmiernie wysokim i jasnym rejestrem tenorowym.” (Józef Reiss). W styczniu 1889 roku zasiadł jako gość na widowni Teatru Wielkiego, a rok później dał kolejny koncert w Sali Ratusza. W 1891 roku śpiewał w tej samej sali koncert, z którego dochód zasilił fundusz gromadzony na warszawski pomnik Moniuszki. „Król tenorów” pojawił się też dwukrotnie w Operze Lwowskiej, pierwszy raz owacyjnie witano go w październiku 1885 roku, drugi raz 12 kwietnia 1890 i wystąpił wtedy jako Manrico w Trubadurze. W kwietniu 1889 roku owacyjnie witano Mierzwińskiego w Łodzi, program jego koncertu, który odbył się w liczącej 1200 miejsc sali „Thalia”, obejmował między innymi arie z Roberta Diabła Meyerbeera, Wilhelma Tella i Otella Rossiniego, Halki Moniuszki. Gorące przyjęcie jakie mu wtedy zgotowano sprawiło, że 27 stycznia 1896 wystąpił tutaj ponownie. O wielkości Mierzwińskiego świadczy też fakt, że zapraszano go na monarsze dwory, 6 sierpnia 1885 roku w Ischl dał koncert za zaproszenie Franciszka Józefa, który w ten sposób chciał uhonorować wizytę cesarza Niemiec Wilhelma. Śpiewał też na koncercie urodzinowym Otto von Bismarcka – 22 marca 1885 roku. W 1893 zachorował na gardło, musiał się poddać operacji i stracił głos. Po kilku latach próbował jeszcze koncertować – wystąpił w Warszawie, Wilnie i Kijowie – nie odniósł już jednak sukcesu.
Po latach pełnych uznania i bajecznych honorariów, którymi często i hojnie wpierał wiele akcji charytatywnych na różne cele, i które w większej jeszcze części przepuszczał w kasynach i drogich restauracjach, nagle zaczął tracić głos, który – jak pisano – łączył ciemny rejestr barytonowy z jasnym rejestrem tenorowym, i kilka lat przed śmiercią, ponownie wrócił do Paryża. Alkohol, brak właściwej techniki wokalnej i zbytnie szafowanie głosem, sprawiły, że kariera tego artysty trwała niewiele ponad dziesięć lat. Ostatnie kilkanaście lat życia pracował jako portier w paryskim hotelu. W tym czasie wiele razy wspomagał go inny polski tenor, Jan Reszke. Zmarł 14 lipca 1909 roku w zapomnieniu i nędzy mając zaledwie 59 lat. Śmierć tego podziwianego artysty przeszła w Paryżu bez większego rozgłosu, Pochowano go w grobie dla ubogich, a przecież sam Giuseppe Verdi uznał tego śpiewaka za najwspanialszego odtwórcę partii Manrica w swoim Trubadurze.
Adam Czopek