Dawno temu marzyłem o spełnieniu marzenia bycia gościem pięciu najistotniejszych festiwali operowych w Europie. Marzyłem o: Festiwalu Wagnerowskim w Bayreuth Festiwalu Muzycznym w Salzburgu, Arena di Verona w Weronie, Festiwalu Pucciniego w Torre del Lago i Festiwalu Operowym w Savonlinnie. Każdy z nich inny, każdy mający niepowtarzalną atmosferę i zwyczaje. Oczywiście jest jeszcze w Europie kilkanaście liczących się festiwali operowych, ale te wymienione należą do tych o najdłużej i najbogatszej historii. Typowo miejskie festiwale operowe mamy też w Monachium i Zurichu. W austriackim Bregenz scena zbudowana jest na wodzie więc ogląda się przedstawienia oddychając bryzą wiejącą wieczorem z jeziora Bodeńskiego. Mamy również dwa polskie festiwale operowe w Opera Nova w Bydgoszczy od 1994 roku i Letni Festiwal Mozartowski, firmowany od 1991 roku przez Warszawską Operę Kameralną.
Dość szybko w tym względzie uśmiechnął się do mnie los. W 1994 roku dostałem niespodziewanie zaproszenie na Festiwal Wagnerowski do Bayreuth, zaliczany do najbardziej prestiżowych i elitarnych, powołany do życia przez Ryszarda Wagnera w 1876 roku. Wybrałem przedstawienie Parsifala, w reżyserii Wolfganga Wagnera, szok, radości i niedowierzanie, towarzyszyły mi do chwili wejścia na Zielone Wzgórze. Po przedstawieniu, które oglądałem z niesamowitymi emocjami poszedłem z kolegą do słynnej piwiarni „U Kroppla” byłem tak rozemocjonowany, że zamówione piwo wypiłem jednym duszkiem, a zaskoczonego kelnera poprosiłem o drugie. Następnego dnia zaliczyłem to wszystko co w takiej sytuacji zaliczyć wypadało, czyli wizyta w muzeum Wagnera w willi Wahnfried, gdzie w ogrodzie jest grobowiec Wagnera i jego żony Cosimy, teatrze marszałkowej. Ponadto wizyta na miejskim cmentarzu, gdzie spoczywają pozostali członkowie rodu Wagnerów, i gdzie spoczął w 1886 roku Franz Liszt, ojciec Cosimy. Później przez wiele lat wracałem na ten jedyny w swoim rodzaju festiwal poświęcony w całości dziełom Ryszarda Wagnera, obejrzałem tam wszystkie jego dzieła w większości po kilka razy, często w znakomitych realizacjach. Dzięki temu mogłem podziwiać niemal całą czołówkę śpiewaków wagnerowskich przełomu XX i XXI wieku, z Cheryl Studer, Waltraud Meier, Lindą Watson, Niną Stemme, Violetą Urmana, Hansem Sotinem, Titusem Alanem, Stephenem Gould, Evą Marią Westbroek na czele. Miałem też okazję do kontaktów ze sztuką dyrygencką między innymi: Jamesa Levina, Giuseppe Sinopolego, Daniela Barenboima, Colina Davisa, Christiana Thielemanna. Wszystko to razem wzięte okazało się dla mnie bezcennym doświadczeniem.
Drugim festiwalem, na który trafiłem jako zaproszony gość był Salzburger Festspiele, proponujący swoim gościom pełen wachlarz muzycznych przeżyć. Wielka symfonika w znakomitym wykonaniu, kameralistyka w najlepszym wydaniu, opery w nie szablonowym ujęciu. Wszystko to wykonaniu plejady największych gwiazd. Tradycyjnie rozpoczyna go przedstawienie sztuki Jedermann Hugo von Hofmannsthala na placu przed salzburską katedrą. Od następnego dnia widownie: Großes Festspielhaus, Mozarteum, Felsenreitschule, Domu Mozarta, Perner-Insel, Salzburger Landestheater, Kollegienkirche, wypełnią się każdego wieczora do ostatniego miejsca, by móc podziwiać nie tylko wielkie dzieła, ale również wielkich artystów. Pierwsze przedstawienie jakie tutaj obejrzałem byli Trojanie Hectora Berlioza, opera niezmiernie rzadko wystawiana. Miałem szczęście podziwiać w tym spektaklu Deborah Polaski i Siegrieda Jerusalem. Później w kolejnych latach zaliczyłem świetnego Don Carlosa w reżyserii Herberta Wernicke z Olgą Borodiną, Thomasem Hampsonem, Ferruccio Furlanetto, Johanem Botha, Adriane Pieczonka. Dyrygował Valery Giergiev. Niestety, nigdy ani przed, ani po tym Don Carlosie w Salzburgu, nie oglądałem w jednym przedstawieniu tylu tej klasy śpiewaków. Do tego powinien wspomnieć o Pięknej Helenie i Opowieściach Hoffmana Offenbacha, a przede wszystkim o głośnym przedstawieniu Don Giovanniego w reżyserii Martina Kušeja, z obsadą w której prym wiedli: Thomas Hampson, Ildebrando D’Arcangelo i debiutująca na europejskich scenach Anna Netrebko, o której napisałem – Ciepły o pięknej srebrzystej barwie głos pozwolił artystce na stworzenie subtelnego obrazu swojej bohaterki. Znakomita technika i dyscyplina wokalna oraz umiejętność fantastycznego prowadzenia frazy stawiają ją w rzędzie zjawisk na operowej scenie. Szybko tę moją opinię potwierdziła kolejnymi głośnymi sukcesami. Z kolei Salzburg dał mi szansę poznania kapelmistrzowskiej klasy maestro Nikolausa Harnoncourta, Kenta Nagano, Sylvaina Camberlinga, Eliota Gardinera i Lorina Maazela.
Po kilkuletniej przerwie udało mi się być z wizytą u Pucciniego czyli na Festiwalu w ukochanym przez kompozytora Torre del Lago, gdzie obejrzałem nie budząca wielkiego entuzjazmu Turandot oraz znacznie lepszą Madame Butterfly. Widownia i scena festiwalu podobnie jak Bregenz zbudowana została na brzegu jeziora w pobliżu domu Puccinego, gdzie znajduje się muzeum jemu poświęcone, i gdzie w domowej kaplicy znajduje się miejsce jego ostatniego spoczynku. Piękne położenie nad jeziorem rozgwieżdżone niebo nad widownią, a przede wszystkim piękno muzyki Pucciniego przyciąga każdego roku ponad 40 tysięcy widzów.
Kolejny mój festiwalowy pobyt związany był z Weroną, miastem legendarnych kochanków Romea i Julli. Jednym z niepisanych zwyczajów jest odwiedzenie miejsca gdzie jest ich balkon. Tłumy ludzi przelewają się przez podwórze w którego ów balkon widać. Choć ponoć nie jest to oryginalny ich balkon, to jednak nikomu to nie przeszkadza, warto się choć otrzeć się o legendę młodych kochanków. Jak już się to zaliczy można spokojnie podążyć w stronę starożytnego amfiteatru będącego największą widownią operową w Europie, jednorazowo może tam zasiąść ponad 15 tysięcy widzów. Arena di Verona, festiwal powołany do życia w 1913 roku, w stulecie urodzin Giuseppe Verdiego. Otwarty 10 sierpnia 1913 roku, premierą Aidy. Od tego momentu jest to dzieło niemal stale obecne w repertuarze festiwalu. Dotychczas zaprezentowano 41 inscenizacji w 736 spektaklach, co czyni Aidę absolutnym liderem wszelkich tutejszych rankingów. Ponadto można tutaj obejrzeć niemal wszystkie opery Verdiego, Pucciniego, od czasu do czasu pojawia się Faust oraz Romeo i Julia, Gounoda, Gioconda Ponchiellego, Norma Belliniego, Mefisto Boito, Łucja z Lammermoor Donizettiego a nawet Wagner i jego Lohengrin. Historię tego festiwalu tworzyli i tworzą niemal wszyscy dyrygenci i śpiewacy włoscy z Marią Callas na czele, której sukces w Giocondzie otworzył szeroko drzwi do światowej kariery.
Przed kilkoma dniami wróciłem z Finlandii, gdzie na Festiwalu Operowym w Savonlinnie miałem okazję obejrzeć przedstawienia Lohengrina i Don Giovanniego zamykając zarazem krąg festiwali, którymi byłem zainteresowany. Pierwszy festiwal odbył się tu w 1912 roku, ale systematycznie organizowany jest od 1967 roku. Pierwszą premierą odnowionego festiwalu był Fidelio Beethovena. Początkowo impreza miała promować dzieła fińskich kompozytorów, z czasem jednak repertuar zdominował światowy kanon operowy w inscenizacji wybitnych twórców i z udziałem znakomitych śpiewaków. Festiwal w Savonlinnie okazał się w wielu punktach absolutnym wyjątkiem. Niesamowity klimat tworzy XV wieczna twierdza św. Olafa, zbudowana z kamienia na skale otoczonej jeziorem. Aby dostać się na ukształtowaną amfiteatralnie widownię (ponad 2 tysiące miejsc) należy pokonać dwa mostki i kilka stromych kamiennych schodków. Przykryte specjalnym dachem widownia i scena umiejscowione są na zamkowym dziedzińcu, z każdej strony otoczone surowymi kamiennymi murami. Scena szeroka, ale pozbawiona głębi i jakiejkolwiek techniki scenicznej wymusza ręczne ustawianie dekoracji i jej zmiany, co zresztą robione jest wyjątkowo sprawnie. Każda przerwa jest okazją do spacerów w obrębie twierdzy. Podczas spektaklu przez widownię przelatują co chwila jaskółki, co jest dodatkową atrakcją. Wielkim atutem festiwalu w Savonlinie jest świetna orkiestra i znakomity chór. Scena tego festiwalu była miejscem występów niemal wszystkich znanych śpiewaków fińskich, z Kartią Mattila, Martti Tavelą, Matti Salminenem, Jorma Silvastim, Jaakko Ryhänenem i Jorma Hynninenem na czele. Od czasu do czasu pojawiają się tutaj również polscy śpiewacy, by wspomnieć: Małgorzatę Walewską, Kałudi Kałudowa, Rafała Siwka. W 1972 roku Teatr Wielki w Łodzi zaprezentował tutaj pod batutą Zygmunta Latoszewskiego operę Tragedyja albo rzecz o Janie i Herodzie Romulada Twardowskiego.
Na liście tych najbardziej elitarnych festiwali jest też Glyndebourne Opera Festiwal otwarty, przedstawieniem Wesela Figara Mozarta 28 maja 1934 roku. Jednym z jego organizatorów był Rudolf Bing, późniejszy dyrektor Metropolitan Opera w Nowym Jorku. Z pierwotnych założeń programowych przeznaczony miał być dla prezentacji oper Mozarta. Jednak dość szybko zaczęły się w jego programie pojawiać opery Verdiego, Pucciniego, Czajkowskiego i Donizettiego, a nawet Wagnera. To jeszcze przede mną.
Adam Czopek