Opera Śląska w Bytomiu z pasją odrabia dwuletnią przerwę remontową w działaniu swojej głównej siedziby. Jedna premiera goni drugą. Sukces Balu maskowego Verdiego był zapowiedzią możliwości zespołów teatru. Makbet z muzyką Verdiego okazał się próbą dla zespołu baletowego, z której wyszedł w sposób godny podziwu. Zaledwie kilkanaście dni później kolejna premiera operowa – Poławiacze pereł Bizeta przyjęta głośną owacją na stojąco. Takiego wybuchu entuzjazmu po premierze dawno w tym teatrze nie słyszałem. A już niebawem rozpoczną się prace nad kolejną premierą, będzie to Don Giovanni arcydzieło Wolfganga Amadeusza Mozarta, którym Opera Śląska zamierza zakończyć ten sezon.
Poławiacze pereł Bizeta, opera rzadko goszcząca na naszych scenach (zresztą na światowych również), w historii Opery Śląskiej ma szczególną pozycję. To co obejrzeliśmy 16 marca, jest trzecią premierą tego dzieła na tej scenie. Jej wyjątkowo atrakcyjny kształt nadał jej zespół znakomitych realizatorów z Waldemarem Zawodzińskim na czele, który był reżyserem i scenografem jednocześnie. W jednym i drugim przypadku udała mu się sztuka odtworzenia bajecznie kolorowego świata i klimatu dawnych Indii. Wydatnie mu w tym pomogły pełne fantazji i efektowne kostiumy Małgorzaty Słoniowskiej będące ważnym elementem dopełniającym scenografię oraz wykreowany przez Janinę Niesobską ruch sceniczny i liczne wstawki baletowe. W obu przypadkach czuło się rękę mistrza. W sumie bytomscy Poławiacze pereł to zrealizowane z rozmachem barwne, roztańczone (od pierwszej sceny) i dynamiczne widowisko z interesująco rozwiązanymi scenami zbiorowymi, przykuwające bez reszty uwagę widza. Wszystko to co działo się na scenie wywiedzione zostało, po niezbędnych modyfikacjach, z inscenizacji wrocławskiej z 2013 (megaprodukcja w Hali) i 2016 roku (przeniesienie na scenę Opery Wrocławskiej) zrealizowanej przez ten sam zespół.
Ta opera Bizeta napisana jest na kwartet solistów oraz chór będący zbiorowym bohaterem tej opowieści. Od razu dodam, chór mimo, że obarczony niemałymi zadaniami aktorskimi i koniecznością dynamicznego ruchu, spisywał się znakomicie. Prezentując wokalną dyscyplinę i piękne wyrównane brzmienie wzmacniał dramaturgię monumentalnych scen zbiorowych. Prawdziwą przyjemnością było słuchanie wszystkich solistów, których głosy, szczególnie w scenach zbiorowych harmonijnie współbrzmiały. Premierowy wieczór to przede wszystkim popis wokalno-aktorski Kamila Zdebela, który w partii zakochanego w Leili Zurgi zaprezentował pięknie brzmiący głos o swobodnej emisji nabierający dramatycznego brzmienia w scenach tego wymagających. Dobrym tego przykładem była zaśpiewana aria L’orage s’est calmé z III aktu. Interesującą kreację stworzyła Ruslana Koval, kreśląca obraz Leili, zakochanej kapłanki subtelnie i bez zbędnych przerysowań. Jej głos zachwycał piękną srebrzystą barwą oraz znakomitą ekspresją pozwalającą jej lekko i swobodnie pokonywać liczne koloraturowe ozdobniki. Cała kreacja ujmowała dziewczęcym urokiem. Dzielnie dotrzymywał jej kroku Andrzej Lampert jako Nadir, zalety jego głosu ujawniały się zwłaszcza w scenach o dużym ładunku emocjonalnym, śpiewanych z pełną swobodą. Chociaż słynny romans Nadira Je croi etendre encore z I aktu w jego wykonaniu przeszedł beż większego wrażenia, to pozostawił pięknie, z właściwą ekspresją, zaśpiewany duet Leili i Nadira Par cet etroit sentier z II aktu. Równie pięknie brzmiał duet Nadira i Zurgi Au fond du temple saint z I aktu w wykonaniu panów Lamperta i Zdebela. Do pełnego kompletu opisu wokalno-aktorskich dokonań premierowego wieczoru pozostał mi jeszcze Grzegorz Szostak w roli kapłana Nurabarda, piękny nośny głos i wyraziste aktorstwo pozwoliły mu stworzyć prawdziwą kreację.
Pięknie spisywał się balet któremu w tej inscenizacji przypisano ważną rolę współtworzenia klimatu i dynamiki całego przedstawienia.
Pod względem muzycznym premierę przygotował i precyzyjnie prowadził Piotr Mazurek, pod jego batutą zespoły orkiestry i chóru zgodnie ze sobą współpracowały. Dyrygent zadbał też o właściwe proporcje brzmienia orkiestry w stosunku do solistów, co pozwoliło im na swobodne prowadzenie głosu.
Pozostaje mieć nadzieje, że Poławiacze pereł na długo zagoszczą w repertuarze Opery Śląskiej stając się magnesem przyciągającym publiczność.
Adam Czopek