Magazyn Operowy Adama Czopka

Opera, operetka, musical, balet

Cykl Legendy Polskiej Wokalistyki

Spychalski Romuald, finezja wokalna i aktorska

Papageno w Czarodziejskim flecie, Teatr Wielki w Łodzi, 1973

Po kreacji partii tytułowego Casanowy w operze Ludomira Różyckiego, napisano, „że jest stworzony do roli Casanowy (Józef Kański). Po premierze Halki „Brawo Dejmek, brawo Spychalski”, donosił tytuł jednej z wielu entuzjastycznych recenzji. Po jego gościnnym występie w partii Alfreda w Traviacie w dowód uznania była gorąca owacja i kwiaty, ale również litewski pas narodowy wręczony mu przez dyrektora Opery w Wilnie. I tak było niemal przez całą karierę tego znakomitego tenora, najpierw solisty Opery Śląskiej w Bytomiu, później Opery Łódzkiej i Teatru Wielkiego w tym mieście oraz Operetki Warszawskiej. Zawsze i wszędzie towarzyszyło mu uznanie publiczności i krytyki.

Urodził się 1 lutego 1928 roku w Kłodawie. W wieku 19 lat rozpoczął naukę śpiewu w Szkole Muzycznej w Łodzi, w klasie prof. Marii Sobolewskiej jako baryton. Już po dwóch latach nauki (1947 – 49), jesienią 1949, wygrał konkurs na jedno miejsce basowe w chórku radiowym w łódzkiej rozgłośni Polskiego Radia. Pracował z tym dziewiętnastoosobowym chórkiem przez dwa lata. Angaż do Opery Śląskiej w Bytomiu otrzymał już jako tenor w 1951 roku i przez kilka pierwszych tygodni oswajał się ze sceną pojawiając się w maleńkich epizodycznych rólkach. Wreszcie nadszedł dzień debiutu co stało się 12 marca 1952, pierwszą partią był Stefan w Strasznym dworze pod batutą Jerzego Sillicha w Gliwicach. Pozostanie w tym teatrze przez trzy sezony przechodząc do historii tej sceny jako świetny Książę w Rusałce Dargomyżskiego, Dzidzi w Hrabinie Moniuszki, Lorenco w Fra Diavolo Aubera. W Operze Śląskiej bywał partnerem, Bogdana Paprockiego, Krystyny Szczepańskiej, Natalii Stokowackiej, Andrzeja Hiolskiego i Jadwigi Lachetówny.

Stefan w Strasznym dworze Opera Sląska w Bytomiu 1953

30 kwietnia 1955 roku odchodzi z Bytomia i przenosi się do Łodzi, gdzie od roku działa nowopowstała Opera, z nowym sezonem 1955/56 zostaje jej etatowym solistą. Jednak wystąpił w Łodzi wcześniej, bo już 25 października 1954 roku. Śpiewał partię Stefana w Strasznym dworze  inaugurującym działalność Opery Łódzkiej (druga premiera). Nowy teatr, nowy zespół, nowe wyzwania stały się motorem rozwoju dla młodego tenora, któremu w sezonie 1963-1964 przyznano roczne stypendium w mediolańskiej La Scali, gdzie doskonalił swój warsztat pod okiem znanych solistów tego teatru. Przejście do Łodzi ma dla niego wymiar osobisty, poznaje Izabellę Nawe, która wkrótce zostaje jego żoną. Owocem tego związku jest jedyny syn też Romulad, i też tenor.

Z roku na rok rozbudowuje swój repertuar, a ten miał wyjątkowo bogaty i różnorodny. Najpierw koncentruje się na lekkich partiach lirycznych – Ernesto w Don Pasquale, Nemorino w Napoju miłosnym, Alfred w Traviacie, Jenik w Sprzedanej narzeczonej, Gulielmo w Cosi fan tutte, Almaviva w Cyruliku sewilskim oraz tytułowy Fra Diavolo w operze Aubera. Jednak z  czasem w miarę dojrzewania głosu przechodzi do „mocniejszych” partii, wśród których był Leński w Eugeniuszu Onieginie, Jontek w Halce, Pinkerton w Madama Butterfly, Cavaradossi w Tosce, Canio w Pajacach, Książę w Rigoletto, Prologus i Epilogus w Tragedyji – rzecz o Janie i Herodzie Romualda Twardowskiego. Solistą łódzkiego Teatru Wielkiego był do 1 stycznia 1980 roku, czyli momentu przejścia na emeryturę. Jest jednym z niewielu polskich śpiewaków, którzy z jednakowym powodzeniem śpiewali partie operowe i operetkowe. Tych pierwszych miał w repertuarze ponad 25, drugich 10. Ostatnią premierą w jakiej brał udział był Henryk VI na łowach Karola Kurpińskiego, w której z powodzeniem śpiewał rolęMilorda Rydyng 29 stycznia 1972). „ … Jego rola to majstersztyk, z finezją opracowana i strona aktorska i gestyka; na temat jego „tańca” z chusteczką można by napisać osobną recenzję.” – stwierdził nazajutrz w „Dzienniku Łódzkim” Jerzy Katarasiński. 

Pinkerton w Madama Butterfly, Teatr Wielki w Łodzi 1971

„Partię Cania śpiewał Romuald Spychalski, który usatysfakcjonował swych zwolenników, szczerze zadziwił „niewiernych”, a do reszty zjednał sobie „opornych” słuchaczy. Jedna z najpiękniejszych arii operowych, aria Pajaca – Vesti la giubba, zabrzmiała w jego wykonaniu niesłychanie pięknie, co w połączeniu ze świetnym aktorstwem mogło i tym razem wzbudzić tylko szczery podziw dla szerokiej skali możliwości artystycznych tego śpiewaka.” – napisała Anna Grabowska, po premierze Pajaców Leoncavallo („Słowo Robotnicze” z 30.01.1963 r.). Jeszcze dalej poszedł w swojej ocenie Józef Kański, który w recenzji po premierze Fra Diavolo napisał: „W roli tytułowej Romuald Spychalski, utalentowany tenor, doskonały odtwórca zbójeckiego markiza, obdarzony świetnymi warunkami zewnętrznymi i zdolnościami aktorskimi, tryskający temperamentem i wygimnastykowany (w zakończeniu wymyka się żandarmom brawurowym skokiem ze sceny do parterowej loży)” – „Ruch Muzyczny” nr. 2 z 1966 roku. Już tylko te dwie recenzje udowadniają, że w przypadku tego artysty mieliśmy doczynienia nie tylko z pięknym i dobrze ustawionym głosem o wyrównanym brzmieniu, świetną emisją, ale też z nieprzeciętnym temperamentem scenicznym i aktorskim talentem. Świadczy o tym klub zaprzysięgłych wielbicielek, które od wielu lat w okolicy rocznicy urodzin i imienin artysty zjeżdżają do Kaletnika na kolejne spotkanie z ukochanym artystą. Początek tej znajomości ma swój początek na początku łódzkiego okresu kariery śpiewaka, kiedy grupa szesnastoletnich panienek zawiązała się w grupę jego zagorzałych wielbicielek, co wypatrzył Jerzy Waldorff i uwiecznił w felietonie  „Szesnastoletnie zapały”.

Lorenzo w Fra Diavolo, Opera Śląska w Bytomiu,1954

Potwierdzeniem jego ogromnych możliwości artystycznych są lata współpracy z Operetką Warszawską, gdzie debiutował w 1963 roku rolą Adama w Ptaszniku z Tyrolu, mając za partnerów Wandę Polańską i Stefana Witasa. W latach 1963-71 oklaskiwano go w Wesołej wdówce (Daniłło), Księżniczce czardasza (Edwin), Zemście nietoperza (Eisenstein) i Miłości szejka (Szejk). Zresztą w operetkowym repertuarze podziwiali go też bywalcy łódzkiego Teatru Wielkiego, na scenie którego brylował jako Ensenstein w Zemście nietoperza, Pluton w Orfeuszu w Piekle, Barikay w Baronie cygańskim. Po premierze Krakowiaków i Górali w Operetce Warszawskiej w styczniu 1966 roku dyrektor Tadeusz Bursztynowicz wpisał mu do programu takie podziękowanie: „Gratulacje wspaniałego sukcesu w roli Stacha. Dziękuję za współudział w sukcesie Krakowiaków i naszego Teatru na nowych deskach w Romie. Życzę następnych sukcesów artystycznych i wszelkiej pomyślności w życiu osobistym.” Rolę Stacha powtórzył z równym sukcesem w Teatrze Wielkim w Łodzi w 1974 roku.

Gościnnie występował na scenie Opery Bałtyckiej (Pinkerton w Madama Butterfly), Opery Bydgoskiej (Didzi w Hrabinie oraz Edwin w Księżniczce czardasza). Oczywiście wracał również na scenę Opery Śląskiej (Książę z Rigoletcie, Stefan w Strasznym dworze). Aktywności artystycznej nie ograniczał tylko do sceny muzycznej, z równym powodzeniem występował na estradach filharmonicznych (Katowice, Łódź, Opole, Gdańsk, Kraków), współpracował też z czołówką polskich dyrygentów Henrykiem Czyżem, Henrykiem Debichem, Stefanem Rachoniem, Zygmuntem Latoszewskim. Oklaskiwano go również poza granicami w NRD, Czechosłowacji, Bułgarii i Rumunii. W latach 1959 – 1961 bywał częstym gościem scen w ZSRR, w Leningradzie w Teatrze Kirowa śpiewał w Traviacie i Tosce, w tych samych operach oklaskiwano go w Nowosybirsku i Czelabińsku oraz Swierdłowsku. W armeńskim Baku podziwiano go w Wesołej wdówce  i Cyruliku sewilskim. Miał też Romulad Spychalski w swojej bogatej karierze epizod reżyserski, na dwa sezony został asystentem w Operze Berlińskiej.  

Od 1980 roku przeszedł na emeryturę. Wolny czas pozwolił mu z pasją zajmować się przydomowym ogródkiem, czytać ukochaną poezję Mickiewicza i Słowackiego, słuchać muzyki – jak zaznacza – w dobrym wykonaniu. Sporo czasu poświęcał opiece wokalnej nad synem Romualdem, też śpiewakiem tenorem.

18 lipca 2018 roku zmarła Izabella Nawe-Spychalska, żona Romualda  Spychalskiego, dla którego był to cios ponad jego siły. Nie mógł się pogodzić z odejściem żony, pogrążył się w bezdennej rozpaczy, dwa tygodnie po jej odejściu, 4 sierpnia 2018 roku podążył za nią. Spoczął obok ukochanej żony na cmentarzu w Kaletniku

Adam Czopek