W sobotę 4 października pojawiła się na scenie Teatru Wielkiego w Łodzi szósta, w historii tej sceny, inscenizacja Tosci Giacomo Pucciniego. Tym razem kształt sceniczny nadali jej: Giorgio Madia, (reżyseria) oraz Domenico Franchi (scenografia i kostiumy). Muzycznie premierę przygotował Rafał Janiak, który wydobył z partytury nie tylko namiętności i kłębiące się w tej muzyce emocje, ale również narastający dramat. Prowadząc z temperamentem dobrze grającą orkiestrę z dynamicznym rozmachem zadbał o puccinioską finezję brzmienia, czujnie przy tym różnicując tempa i dynamikę muzyki.

Tosca jest jednym z niewielu dzieł, w którym to co dzieje się na scenie ma ściśle określony czas i miejsce. Akcja opery rozgrywa się 17 czerwca 1800 roku w Rzymie i obejmuje 24 godziny. Kolejne akty rozgrywają się w konkretnych miejscach wiecznego miasta. Pierwszy w kościele Sant Andrea della Valle, gdzie malarz Cavaradossi maluje obraz Marii Magdaleny i gdzie szuka schronienia zbiegły z więzienia Angelotti, były konsul Rzeczypospolitej. Drugi, pałacu Farnese, w apartamencie barona Scaprii, okrutnego prefekta rzymskiej policji. Trzeci, zakończony egzekucją Cavaradossiego i samobójczą śmiercią Tosci, na dziedzińcu zamku św. Anioła.
Tosca zrobiła karierę światową jak mało, która opera. Dzięki muzyce Pucciniego, zupełnie zaćmiła swój literacki pierwowzór – dramat „La Tosca” Victoriena Sardou. To piękne dzieło pełne kłębiących się emocji, należy z pewnością do najbardziej popularnych oper na świecie. Najnowsza łódzka Tosca jest przedstawieniem tradycyjnym w dobrym tego słowa znaczeniu. Reżyser idzie utartymi od lat ścieżkami uwzględniającymi autorskie didaskalia. Nie najlepiej w tym ujęciu wyszedł pierwszy akt, któremu zabrakło nieco dramaturgicznej zwartości i dynamiki. Nie bardzo też podobała mi się pozbawiona dynamiki i rozmachu scena Te Deum, na tle której Scarpia wiedzie swój okrutny monolog Tre sbirri, una carrozza. Za najbardziej udany uważam kipiący emocjami II akt, w którym reżyser dobrze stopniuje narastanie dramatu głównych bohaterów. To w tej scenie dochodzą do głosu targające Scarpią długo tłumione namiętności. Oczywiście w jego finale nie zabrakło uświęconych wieloletnią tradycją, świec i krzyża jakie Tosca ustawia przy zwłokach zamordowanego przez nią Scarpii. Równie udany był akt trzeci. Jeżeli dodamy do tego prostą plastycznie, dość swobodnie nawiązującą do miejsc, w których dzieje się akcja, scenografię i utrzymane w stylu kostiumy to obraz łódzkiej Tosci będzie w miarę pełny.

Premierowa obsada w większości złożona w gościnnych artystów nie budziła wielkich emocji. Epizodyczne partie śpiewali łódzcy artyści: Rafał Pikała (Angelotti), Marcin Ciechowicz (Spoletta), Przemysław Rezner (Sciarrone) Andrzej Staniewski (Żołnierz) i Miron Rakshit (Pastuszek). W partii tytułowej Tosci wystąpiła Sarach Tisba, której kreacja grała pełną paletą emocji, od lirycznej czułości w duetach z Cavaradossim poprzez gwałtowną zazdrość, aż do pasji i nienawiści w scenach ze Scarpią. Jej głos miał właściwy ładunek dramatyczny, ale nie zabrało w nim lirycznych subtelności. Dobrze zaśpiewaną arię Vissi d’ arte, vissi d’ amore, będącą emanacją jej bezsilnej rozpaczy,przyjęto brawami. Godnym jej partnerem okazał się Krzysztof Szumański, który stworzył bardziej cyniczną niż demoniczną postać okrutnego i lubieżnego barona Scarpii, cynicznego potwora, „przed którym drżał Rzym”. Chociaż w jego głosie przydałby się większy jeszcze dramatyczny pazur. Trzecim bohaterem premierowej obsady był David Esteban pokonujący z niemałym trudem, szczególnie w pierwszym akcie, trudności partii Cavaradossiego. Siłowa emisja, brak swobody oraz matowy, pozbawiony blasku, głos nie pozwoliły mu na stworzenie pamiętnej kreacji. Cały czas nie opuszczało mnie wrażenie, że artysta oszczędza głos i siły na zaśpiewanie wielkiej arii III aktu E lucevan le stelle, co mu się udało i zostało entuzjastycznie przyjęte.
Premierowy wieczór w sobotę, 4 października 2025 roku poprzedziło spotkanie z Teresą Wojtaszek-Kubiak, znakomitą łodzianką, wielką śpiewaczką czołowych oper świata, której artystyczna kariera miała swój początek na łódzkiej scenie operowej, gdzie debiutowała w 1967 roku, partią Micaëli w Carmen. Najpierw spotkanie z publicznością w sali kameralnej Teatru Wielkiego. Później, bezpośrednio przed spektaklem, wprowadzona na proscenium przez dyrektora Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego i swoich dawnych łódzkich partnerów, Zbigniewa Maciasa i Jerzego Jadczaka oraz przedstawiciela orkiestry Waldemara Szelągowskiego została przywitana przez premierową publiczność owacją na stojąco.

Artystka nie kryła swojego wzruszenia na tak ciepłe przyjęcie. Oczywiście po tym wszystkim zasiadła na widowni by obejrzeć premierowe przedstawienie Tosci. Z okazji wizyty tej znakomitej artystki przygotowano specjalną wystawę poświęconą JEJ artystycznej drodze na najbardziej prestiżowych scenach świata. Ostatni raz łódzcy melomani mieli okazję spotkania z wokalno-aktorską klasą Teresy Wojtaszek-Kubiak w 1988 roku, kiedy na zaproszenie Sławomira Pietrasa, ówczesnego dyrektora Teatru Wielkiego, przyjęła propozycję do zaśpiewania premiery Tosci co długo komentowano i do dzisiaj się pamięta.
Adam Czopek




