Główny wątek akcji stanowi wielka miłość Violetty i Alfreda, która przez splot niekorzystnych sytuacji kończy się tragicznie. Znana kurtyzana Violetta Valery wydaje w swoich paryskich apartamentach wielki bal dla przyjaciół. Zjawia się na nim Alfred Germont, przyprowadzony przez Gastona de Létoriés. Alfred od dawna kocha Violettę, nie może jednak wyznać jej swojego uczucia bo nie zna jej osobiście. Wejście na bal pozwala Alfredowi poznać Violettę i wyznać jej miłość. Ona jednak stara się ona przekonać młodzieńca, że jej serce nie jest już zdolne do prawdziwej miłości. A jednak gorące wyznanie Alfreda budzi w niej od dawna skrywaną potrzebę wielkiego bezinteresownego uczucia. Miłość sprawiła, że postanowiła zerwać z przeszłością i wyjechać z Alfredem do ustronnej willi pod Paryżem. Tam odnajduje zakochanych ojciec Alfreda. Wykorzystując chwilową nieobecność syna przekonuje Violettę by poświęciła swoje uczucie do Alfreda dla dobra jego rodziny i jego samego. Violetta godzi się złożyć swoją wielką miłość na ołtarzu poświęcenia. Zrywa z ukochanym i wraca do dawnego stylu życia. Alfred przekonany o zdradzie Violetty obraża ją i upokarza na balu u Flory. Tragiczne przejścia podkopały kruche zdrowie Violetty. Ciężko chora, leży samotna w swoim apartamencie. Jej jedyne marzenie to ujrzeć przed śmiercią ukochanego Alfreda. Tymczasem on dowiedział się o jej poświęceniu i zjawia się z prośbą o przebaczenie. Niestety, jest już za późno na ratunek. Violetta umiera w jego ramionach.
Najpiękniejsze fragmenty? Tutaj mam mały kłopot, według mnie partytura Traviaty, to w całości jedno wielkie arcydzieło o wspaniałej subtelnej melodyce i wielkiej sile ekspresji. Prawdziwe bogactwo niezapomnianych melodii. Spróbuję jednak podać te najbardziej znane i cenione arie duety i sceny. Zaczynamy od subtelnej liryki preludium poprzedzającego I akt. Drugi ceniony instrumentalny fragment to ujmujące głębią wyrazy, pełne smutku i rezygnacji preludium rozpoczynające III akt. Powszechnie znana scena toastowa Libiamo, libiamo jest wstępem do duetu Alfreda i Voletty Un di felice eterea.. Wielka aria Violetty E strano, e strano zwieńczona piękną cabalettą Sempre libera kończy I akt. Drugi rozpoczyna popisowa aria Alfreda De miei bollenti spiriti Po niej następuje pełen dramatyzmu duet Ah, dite alla giovine śpiewany przez Violettę i starego Germonta, ojca Alfreda. To tutaj decyduje się Violetta na największą ofiarę. Pierwszą scenę II aktu kończy wspaniała aria starego Germonta Di Provenza il mar, il suol. Drugą scenę II aktu rozpoczyna piękna scena balu z rozbudowaną partią chóru, tutaj pod płaszczykiem banalnych melodii zaczyna się w muzyce prawdziwy dramat. Akt III to przede wszystkim aria Violetty Addio del passato oraz duet głównych bohaterów Parigi o cara.
W 1848 roku ukazała się w Paryżu powieść Aleksandra Dumasa – syna Dama kameliowa stając się z mety sensacją towarzyską, a po trosze również skandalem. W głównej bohaterce dramatu Marguerite Gautier rozpoznali paryżanie sylwetkę Marii Duplessis, zmarłej przed rokiem znanej kurtyzany, przyjaciółki Dumasa – syna i Franciszka Liszta. Dwa lata później Dama kameliowa trafia na scenę teatralną ciesząc się również ogromnym powodzeniem. Jedno z jej przedstawień obejrzał w 1852 roku bawiący w Paryżu Verdi, który znacznie wcześniej poznał powieść Dumasa. Tym razem jednak dramat głównych bohaterów przemówił do niego z całą siłą. Wyszedł zachwycony i wzruszony oraz przekonany, że to dzieło stanowi wdzięczny materiał na operowe libretto. Jako człowiek czynu zaraził swoim entuzjazmem Francesco Marię Piavego, który w oparciu o sztukę napisał mu libretto. Verdi równie szybko zabrał się do pracy nad partyturą – Dla Wenecji piszę Damę kameliową. Inny kompozytor nie podjąłby się tego ze względu na kostiumy, epokę i tysiąc innych głupstw. Ja robię to z największą przyjemnością – napisał do jednego z przyjaciół. Tak powstała Traviata, klasyczny melodramat z wielką miłością, gwałtownymi emocjami i tragicznym finałem. Dzieło bijące od lat rekordy powodzenia, jednakowo kochane przez publiczność i śpiewaków, którym Verdi dał tutaj wyjątkowo wdzięczne pole do popisu. Żaden dyrektor teatru operowego nie może spać spokojnie nie mając w repertuarze swojego teatru tej pięknej melodyjnej opery. Nie beż racji utarło się w operowym światku powiedzenie: dwa lata i znów Traviata. Myślę, że najlepszą ocenę wartości Traviaty wydał sam Aleksander Dumas – syn: Za pięćdziesiąt lat nikt by nie pamiętał o mojej Damie Kameliowej. Ale Verdi uczynił ją nieśmiertelną.
Prapremiera Traviaty odbyła się 6 marca 1953 roku (po zaledwie trzech tygodniach prób) na scenie weneckiego Teatro La Fenice i była to jedna z największych klęsk w życiu Verdiego. Opera i jej wykonawcy zostali przez publiczność wygwizdani. Dlaczego? Po pierwsze, nie budzący zaufania tytuł: Traviata – oznaczający w przenośni kobietę upadłą, która zeszła z właściwej drogi. Kurtyzana jako główna bohaterka opery i to ukazana jako postać szlachetna zdolna, w imię prawdziwej miłości, do największego poświęcenia? Odczytano to jako prowokację dla mieszczańskiej moralności. W dodatku akcja rozgrywająca się w połowie XIX wieku, czyli współcześnie. Dramat Violetty był zarazem jawnym oskarżeniem pruderyjnych stosunków panujących w owych czasach. Szlachetność kurtyzany i jej czysta miłość to było coś co szokowało i nie mieściło się jeszcze w ówczesnej mentalności. Verdi po raz pierwszy w swojej twórczości odwołał się do współczesnej rzeczywistości rozgrywając całą akcję w konwencjach dramatu mieszczańskiego i literatury realistycznej. Po drugie, zawinili wykonawcy. Verdi otrzymał w tej sprawie anonimowy list, w który przestrzegano go przed fiaskiem prapremiery jeżeli nie znajdzie innego basa, a zwłaszcza lepszej primadonny. I stało się, korpulentna Salvini – Dnatelli nie dość, że fatalnie śpiewała, to jeszcze zupełnie nie przekonywała w roli delikatnej chorej kobiety. Graziani potraktował partię Alfreda w sposób zupełnie chłodny, a świetny baryton Varesi był tego wieczoru niedysponowany. Wszystko to złożyło się na klęskę prapremierowego przedstawienia. – Nie zrozumieliście niczego z mojej muzyki – powiedział prapremierowym wykonawcom Verdi.
Drogi Luccardi nie pisałem do Ciebie po pierwszym przedstawieniu Traviaty, piszę po drugim. Fiasko zdecydowane! Nie wiem, czyja wina i lepiej o tym nie mówić. Nie powiem Ci nic o muzyce. Lecz pozwól mi, abym też nic Ci nie mówił o wykonawcach – napisał Verdi 9 marca w liście do przyjaciela. A jednak Verdi wierzył w wartość swojego dzieła, toteż zbytnio się nie opierał kiedy przyjaciel i wydawca Antonio Gallo poprosił go o ponowne przejrzenie partytury i dokonanie drobnych poprawek i retuszy. Czternaście miesięcy po klęsce w La Fenice Traviatę wystawiono 5 czerwca 1854 roku ponownie również w Wenecji, ale już w Teatro San Benedetto. Tym razem główne partie śpiewali: Maria Spezia (Violetta), Francesco Landi (Alfred) i Filippo Coletti (Germont). Sukces przeszedł wszelkie oczekiwania. Nie było jeszcze w Wenecji sukcesu równego sukcesowi Traviaty – napisał do nieobecnego na premierze Verdiego Ricordi. Trzeciego wieczoru szaleństwo oklasków miało w sobie coś satanistycznego – wtórował Ricordiemu Gallo. Jak na to wszystko zareagował Verdi? – Traviata, którą wykonuje się obecnie w San Benedetto nie różni się niczym, najzupełniej niczym od wykonywanej w ubiegłym roku w La Fenice, z wyjątkiem kilku transpozycji i małych retuszy, które poczyniłem – oświadczył kompozytor przebywający w Paryżu. Tak właśnie rozpoczął się, trwający do dzisiaj, tryumfalny pochód Traviaty przez światowe sceny. Można spokojnie zaryzykować stwierdzenie, że nie ma wieczoru w roku by gdzieś w świecie w światłach scenicznej rampy nie ożywała na nowo żarliwa czysta miłość Violetty i Alfreda.
Chronologicznie ujmując to dzieło sytuuje się po Rigoletcie (1951r) i Trubadurze (1852) jako trzecie ogniwo słynnej trójcy – trilogia popolare. Są to opery porywające pasją i namiętnością, urzekające wyrazistością melodyczną. Traviata jest muzyczną tragedią budowaną tradycyjnymi środkami o doskonałej strukturze dramaturgicznej. Dramatu o podobnie zwartej, prostej i przejrzystej budowie nie spotykamy w twórczości Verdiego ani przedtem ani później. To właśnie stanowi o nieprzemijającej wartości tego dzieła. Wspaniała muzyka, piękne arie i duety urzekają delikatnie zarysowaną subtelnością i szlachetną prostotą. I chociaż trudno się tutaj doszukać wielkich scen chóralnych czy efektownych ansambli to kameralna w swoim założeniu muzyka ściśle zespala w stylistyczną całość elementy balcanta z elementami weryzmu. W ariach i duetach parlando przechodzi w śpiewne cantabile, a ich melodyka ma charakter melodycznego recytatywu, który jest nie tylko nośnikiem treści ale również uczuć. Kameralnie potraktowana orkiestra znakomicie podkreśla nastrój akcji, a ta rozgrywa się na tle muzyki tanecznej. Walc towarzyszy przeżyciom Violetty i Alfreda przez wszystkie trzy akty. Bodaj najpełniej widać to w scenie gry w karty (drugi obraz II aktu) kiedy oszalały z zazdrości Alfred traci panowanie nad sobą i publicznie upokarza i znieważa Violettę. Atmosferę emocji gry w karty, zazdrości i niepokoju oddaje ustawicznie pulsujący taneczny temat w orkiestrze ( ostinato altówek) będący podłożem do narastania dramatu na scenie i w muzyce. To jedna z najpiękniej zbudowanych dramaturgicznie scen w twórczości Verdiego.
Muzyka Traviaty jest bardzo jednolita, ale w stosunku do poprzednich oper, zawiera sporo nowości. Melodyka jest bardziej swobodna, bogatsza harmonika, instrumentacja bardziej wyszukana, a koloryt instrumentalny wyrafinowany, co nadaje muzyce francuską finezję, lekkość i wdzięk. Verdi unika tutaj wielkich muzycznych kulminacji mających obrazować dramatyzm akcji. Za to operuje kantyleną i z umiarem stosowanymi kontrastami, przez co cała muzyka nabiera ogromnej subtelności i kameralnego wymiaru.
Prześledźmy teraz muzykę poszczególnych scen i aktów. Subtelne preludium rozpoczynające się ledwie dosłyszalnym pianissimo podzielonych na cztery grupy skrzypiec wprowadza nas w atmosferę pierwszego aktu. Gromki chorał puzonów i już jesteśmy na wytwornym przyjęciu jakie wydała Violetta dla swoich przyjaciół. Dyskretnie sącząca się muzyka taneczna jest tłem do rozmów, gry w kary i atmosfery beztroskiej zabawy. Alfred godzi się na prośbę Violetty zaśpiewać pień toastową, jego Libiamo, libiamo( Więc pijmy za miłość) podejmuje Violetta, po niej wszyscy goście. To pierwsza z dwóch scen zbiorowych z udziałem chóru. Goście przechodzą do jadalni. Nagle w muzyce pojawia się niepokój oznaczający chwilę słabości Violetty, która w towarzystwie Alfreda pozostaje na chwilę w salonie. Z jadalni dobiegają dźwięki walca, a Alfred czyni Violetcie wyrzuty, że tryb życia rujnuje jej kruche zdrowie – aria Un di felice, eterea (Od dnia kiedy cię ujrzałem), która przechodzi w duet. Głosy kochanków łączą się w nim z przedziwną siłą ekspresji. Violetta ulega urokowi słów Alfreda, wręcza mu kwiat pozwalając wrócić. Z pełną siła wraca muzyka taneczna, to goście opuszczają jadalnię i dziękują gospodyni za uroczy wieczór. Violetta pozostaje sama, rozlega się recytatyw E strano!…(To dziwne) przechodzący warię Ah, fors’è lui ( Ah! może dla niego serce to bije) splatają się w niej rozterki czy powinna kochać i oczekiwania na prawdziwą wielką miłość. Jest jednak chwila zwątpienia i próbę odrzucenia opanowującego ją uczucia odnajdujemy w pełnej blasku cabaletcie – Follie! Delirio vano è questo!… Sempre libera.(Szaleństwa, złudzenia… Zawsze wolna, zawsze płocha) Dochodzący z oddali głos Alfreda pozbawia ją wątpliwości – kocha i wie, że jest kochana. Ta aria wymaga od śpiewaczki giętkiego głosu i dobrej techniki, w tym koloraturowej, co pozwoli jej ująć widza i słuchacza szczerym liryzmem i właściwym napięciem dramatycznym.
Pierwsza scena II aktu przenosi nas do wiejskiej podparyskiej posiadłości Violetty. Młodzi uciekli tutaj by chronić swoją miłość. Lunge da lei … De miei bollenti spiriti (Mą zbyt gwałtownie wrzącą krew) to aria zakochanego i szczęśliwego Alfreda, który dowiaduje się od Aniny, że Violetta sprzedaje kosztowności by pokryć koszy ich pobytu na wsi. Ma wyrzuty sumienia, że pozostaje na utrzymaniu ukochanej. Wyrusza więc do Paryża by zdobyć pieniądze. Po odjeździe Alfreda w posiadłości zjawia się niespodziewanie jego ojciec. Kategorycznym tonem prosi by Violetta zerwała ten kompromitujący jego rodzinę i syna związek. Rozpoczyna się jeden z najpiękniejszych, a zarazem najbardziej dramatycznych Verdiowskich duetów. Muzyka zaczyna pulsować innym rytmem, pojedyncze akordy, krótkie zwroty melodyczne czy nagła zmiana modulacji orkiestry zaczynają komentować dramatyczny przebieg tego duetu. Na oschły i niegrzeczny ton Germonta ojca Violetta odpowiada: Donna son’io, signore, ed in mia casa (Panie! Kobietą jestem i we własnym domu). Zmieszany ojciec odpowiada Pura siccome un angelo, (Bóg mi jedną córkę dał) co skłania Violettę do wyznania Non sapete quale affetto ( Nie wiesz Panie, że w mym łonie najgorętsza miłość płonie). Stary Germont prosi jednak by zrezygnowała jednak z Alfreda, Un di quando le veneri (Gdy pierwszych uniesień błogi czas minie). Zrozpaczona obiecuje spełnić bezlitosne żądanie: Ah! dite alla giovine (powiedz córce niech wierzyć raczy). Germot odchodzi, Violetta pisze list do Alfreda, że odchodzi i wraca do dawnego życia. Towarzyszące temu żałosne solo klarnetu znakomicie oddaje stan jej duszy.. W tym momencie wraca Alfred, a w muzyce pojawia się chwila szczęścia – Amami Alfredo (kochaj mnie Alfredzie) śpiewa odchodząca Violetta. Po chwili Alfred spostrzega list, jego treść wprawia go w osłupienie. Konwencjonalna aria stroskanego ojca Di provenza il mar, il suol (Posiwiały ojciec twój)kończy tą scenę.
Druga scena II aktu to wielki bal u Flory z pięknymi tańcami hiszpańskimi i cygańskimi wykorzystywanymi przez reżyserów i choreografów do zbudowania rozbudowanych scen baletowych. Z chwilą pojawienia się na balu Violetty u boku nowego kochanka akcja i muzyka nabierają tempa i dramatycznych tonów. Rozbrzmiewające w tle taneczne rytmy walca w rzeczywistości wprowadzają niepokój. Muzyczne kwestie bohaterów są krótkie i ostre, co jeszcze bardziej podkreśla narastający dramat. Alfred jest zrozpaczony nie może się pogodzić z tym, że Violetta go porzuciła. Teraz następuje opisana wyżej scena z grą w kary. Atmosfera gęstnieje z minuty na minutę, jej kulminacją jest scena, w której Alfred rzuca pod nogi Violetty wygrane pieniądze, jako zapłatę za wspólnie spędzony czas. Następującą po tym scenę ansamblową kończą słowa Violetty: Alfredo, Alfredo, di questo core (Alfredzie drogi, w tej nagłej zmianie).
W trzeci akt wprowadza nas pełne smutku i rezygnacji preludium podobne w swoim charakterze od tego poprzedzającego I akt. W obu przypadkach jego melodię prowadzą skrzypce. Samotna i opuszczona przez przyjaciół chora Violetta kolejny raz czyta list od ojca Alfreda, który wzruszony jej wielką ofiarą wyznał synowi całą prawdę. Niestety, dobre wiadomości przyszły zbyt późno. Violetta wie, że jest śmiertelnie chora żegna się z życiem w przejmującej smutkiem arii: Addio del passato (Żegnajcie przeszłości urocze wspomnienia). Nagle dobiega radosny śpiew, to pod jej oknem przebiega karnawałowy korowód masek. Stanowi to wyjątkowo mocny kontrast dla przebrzmiałej arii i jest zapowiedzią wybuchuradości spowodowanej pojawieniem się Alfreda, który wbiegając śpiewa: Colpe vol sono so tutto o cara (Już mi wiadome twe poświęcenie) po chwili głosy kochanków łączą się w duecie będącym marzeniem o ich wspólnym życiu – Parigi, o cara (Z dala od świata aniele drogi) – piękno muzyki oddaje tutaj prawdę uczucia – napisał o tym duecie Henryk Swolkień. Wzruszenie odbiera Violetcie resztki sił. Żegna się więc z Alfredem wręczając mu na pamiątkę ich miłości medalion ze swoim portretem: Prendi, questa’è l’immagine (Przyjmij pamiątkę lepszych dni, to ja, twych łez przyczyna, ten dar niech przypomina tę co kochała cię). Pożegnalny kwintet śpiewany przez Violettę, Aninę, Alfreda, jego ojca i doktora poprzedza śmierć Viollety, która umiera śpiewając: Rinasce, rinasce… m’agita isnolito vigor (W mej piersi budzi się niezwykła moc).
Mimo, że brak Traviaty w repertuarze spędza sen z powiek dyrektora to jedno powiedzieć należy, sukces przedstawienia tej opery spoczywa na odtwórczyni partii Violetty. I chociaż zmierzyło się z nią wiele śpiewaczek, to do historii opery przeszły tylko pamiętne kreacje Rosy Ponselle, Marceliny Sembrich – Kochańskiej, Marii Callas, Renaty Tebaldi, Anny Moffo, Joan Sutherland, Teresy Żylis – Gary, Ileany Cotrubas, Kiri Te Kanawa. Ostatnio dopisano do tej listy kreacje Angeli Gheorghiu, Renèe Fleming, Anny Netrebko. Verdi zapytany o to, którą ze swych oper uważa za najlepszą, odpowiedział: Gdybym miał oceniać jako meloman, wybrałbym ponad wszystkie Traviatę. Osądzając jednak jako maestro, wybieram Rigoletto. Myślę, że melomani w pełni podpisują się pod wygłoszoną przez Verdiego opinią.
Adam Czopek