Teatr Wielki w Łodzi przygotował na zakończenie jubileuszowego sezonu premierę wieczoru baletowego, na program którego złożyły się trzy różne stylistycznie utwory: Koncert wiolonczelowy e-moll op. 85 Edwarda Elgara Mandragora Karola Szymanowskiego i Bolero Maurice Ravela. Można powiedzieć; trzy dzieła, trzech choreografów, trzy jakże różne spojrzenia na estetyką i plastykę ruchu.
Joshua Legge w obrazie zatytułowanym Displaced opartym na koncercie wiolonczelowym Elgara przełożył na język tańca własne niepokoje związane z aktualną sytuacją w świecie, głównie migracją z zagrożonych wojnami terenów. Jest w tym, nie pozbawionym dynamiki, układzie choreograficznym obraz ludzkiej niemocy wobec zła jakie niosą wojenne zawieruchy. Obserwujemy samotność, narastający smutek, niepokój, chwile paniki, ale i odrobinę buntu, wreszcie rezygnacji. Typowo ludzkie zachowania w obliczu zagrożenia.
Świetną solistką w Koncercie wiolonczelowym e-moll Elgara była Agnieszka Kołodziej, koncertmistrz orkiestry Teatru Wielkiego w Łodzi. Zagrała go z wirtuozowskim zacięciem, miękkim śpiewnym dźwiękiem. Była to interpretacja bogata emocjonalnie i nie pozbawiona napięcia tam gdzie trzeba. Orkiestra pod dyrekcją Adama Banaszaka z wyczuciem towarzyszyła solistce.
Mandragora w ujęciu Grzegorza Brożka nie ma nic wspólnego z librettem oryginalnej Mandragory Szymanowskiego, którą choreograf potraktował jako punkt wyjścia dla własnej wizji prezentacji stosunków międzyludzkich i konsekwencji zachowań. Tytułowa Mandragora to dyrektorka dużego biura, która narzuca swoim pracownikom określone zachowania i konflikty między bohaterami tej opowieści; wznieca je, gasi i stymuluje. Całości zrealizowana z lekkim przymrużeniem oka. Dyrygent i orkiestra pięknie wyeksponowali impresjonistyczny charakter i kolorystyczne bogactwo muzyki Szymanowskiego. Udana oprawa scenograficzna Mariusza Napierały i projekcje multimedialne Eweliny Ostrowskiej świetnie współgrały z założeniami choreografa.
Bolero w opracowaniu choreograficznym Jacka Przybyłowicza okazało się właściwie opowieścią o niczym. Sporo było w nim niepotrzebnej bieganiny i chaosu, przez co choreograf nie osiągnął koniecznego narastania napięcia, a ekstatyczny finał wypadł blado i bez większego przekonania. Natomiast muzyka tego dzieła pod batutą Adama Banaszaka miała właściwą sobie płynność, ujmując przy tym wyrazistością crescendo. Natomiast brakowało mi w tym wykonaniu uzyskania większej jeszcze obsesyjności.
Tancerze baletu Teatru Wielkiego kolejny raz dowiedli wysokiego poziomu, z pełnym powodzeniem, dynamiką i zaangażowaniem realizując założenia choreograficzne w każdym z trzech obrazów.
Adam Czopek