Magazyn Operowy Adama Czopka

Opera, operetka, musical, balet

Cykl Wagner

Wagner w Polsce cz.1

Utarło się przekonanie, że nie jesteśmy, i nigdy nie byliśmy, potęgą w dziedzinie wykonawstwa dzieł Ryszarda Wagnera, a one same nie cieszyły się na naszych scenach zbytnią miłością melomanów. Trudno o bardziej mylny pogląd! Mamy bogate nie tylko tradycje wykonawcze dzieł Wagnera, ale równie długą listę śpiewaków, którzy byli uznanymi w świecie artystami specjalizującymi się wykonawstwie dzieł mistrza z Bayreuth. Teatry operowe Warszawy, Lwowa i Poznania w pierwszej połowie XX wieku, wcześniej również, miały w swoich repertuarach większość dzieł Wagnera, chętnie przez publiczność podziwianych. Najlepszym tego dowodem jest liczba przedstawień, jaką osiągały poszczególne dzieła. Szczególną miłością publiczności cieszyły się, i nadal się cieszą wczesne opery romantyczne: Holender tułacz, Tannhäuser, Lohengrin, które zawsze osiągały liczbę kilkudziesięciu spektakli w każdej inscenizacji. Niestety, wielkie spektakle wagnerowskie na polskich scenach w wykonaniu polskich artystów to wydarzenia już bardzo odległe, związane z okresem świetności Opery Lwowskiej w początkach XX wieku i Opery Warszawskiej za dyrekcji Emila Młynarskiego oraz bogatą międzywojenną historią Opery Poznańskiej. Ostatnie siedemdziesiąt lat już takie bogate w tym względzie nie były.

                                          Reszkowie dali dobry początek

Jan Reszke jako Zygfryd, Opera Paryska 1902. fot. zbiory autora

Końcówka XIX i początek XX wieku to okres kiedy wielu naszych śpiewaków było prawdziwymi gwiazdami wagnerowskich przedstawień na najbardziej prestiżowych scenach świata, z nowojorską Metropolitan, mediolańską La Scalą, londyńską Covent Garden oraz Operą Berlińską i Paryską na czele. Prym w tym względzie wiedli bracia Reszke. Dokonania Jana nie ustępowały w niczym osiągnięciom wcześniejszym Erika Schmedesa i późniejszym Laurizta Melchiora, a wręcz je przewyższały. Reszke miał w repertuarze pięć partii tenorowych: tytułowy Lohengrin, Zygfryd i Tristan, Zygmunt w Walkirii, Walter w Śpiewakach norymberskich oraz Zygfryda w Zmierzchu bogów. Bernard Shaw pisał, by nikt w Londynie  nie pominął wyjątkowej okazji obejrzenia Jana Reszke jako Lohengrina, bo: mało jest prawdopodobnym, że drugi taki znajdzie się w naszej epoce. Z kolei Edward Grieg w swoich wspomnieniach pisze, że najwyższym szczytem do jakiego wzniosła się sztuka śpiewaka był Tristan w wykonaniu Jana Reszke. …Jest tam wszystko: polot płomień, szlachetna i pełna prawdy gra dramatyczna i wspaniała kreacja wokalna. Jego Tristan nie skomli i nie wrzeszczy lecz śpiewa z najwyższą doskonałością – to fragment innej recenzji w pełni potwierdzającej wrażenia Griega. Tylko w MET Jan zaśpiewał partię Lohengrina 54 razy a Tristana 25. W londyńskiej Covent Garden jako Lohengrina podziwiano go w ponad 70 przedstawieniach, a Tristana „tylko” w 15. Londyn był też dla Jana miejscem sukcesów w partii Waltera von Stolzing, którego oklaskiwano w 27 spektaklach Śpiewaków norymberskich

Dorównywał mu sławą bas Edward szczególnie ceniony jako Wotan, Hagen, król Henryk, król Marke, Daland i Hans Sachs. Po występie w nowojorskim Tristanie i Izoldzie 27 listopada 1895 roku napisano: Jeżeli ktoś chce poznać najdoskonalszy styl wagnerowski i to taki, który zarazem może wzruszać miłośników belcanta, niechaj posłucha Edwarda Reszke jako króla Marke. W tym samym czasie śpiewała na amerykańskich scenach wielka Marcelina Sembrich- Kochańska, którą podziwiano w MET jako Ewę w Śpiewakach norymberskich. Śpiewała też z powodzeniem Elzę w Lohenginie, podziwiano ją w tej partii w Petersburgu, Los Angeles, Buffalo i Toronto.

Sława Felicji Kaszowskiej sięgała od Berlina, Paryża, Madrytu i Wiednia do Nowego Jorku. Na tych właśnie scenach podziwiano ją jako: Sentę, Wenus, Ewę oraz Frykę w Złocie Renu, Brunhildę w Walkirii, Gudrunę w Zmierzchu bogów. W rzymskim Teatro Costanzi śpiewała Izoldę pod batutą Pietra Mascagniego. Ceniono ją nie tylko za piękny głos i wspaniałą technikę, ale również za wysoką kulturę muzyczną i osobisty urok. Po jej paryskim występie Massenet napisał: Słuchajcie! Co za głos, jaki artyzm, jakie uczucie. Stefan Belina-Skupiewski w partii Tristana odnosił sukcesy, pod batutą Toscaniniego, na scenie La Scali. Aleksander Bandrowski był wagnerowskim tenorem o europejskiej sławie. Wanda Wermińska, jako Elza, Elżbieta i Zyglinda podbijała publiczność teatrów w Berlinie, Pradze, Budapeszcie, Rio de Janeiro i Buenos Aires. – Wanda Wermińska w roli Zyglindy była taką, o jakiej na pewno śnił sam Wagner. Niebywała siła głosu, jego gatunek, brzmienie, różnorodność frazowania arcymuzykalność. Słowem, jest to mistrzyni  w całym znaczeniu tego słowa – pisano na łamach La Nacion w 1946 roku w Buenos Aires.

Felicja Kaszowska jako Izolda. fot zbiory autora

Do tego należy jeszcze dodać pamiętne kreacje Stanisława Gruszczyńskiego, któremu zdarzyło się nawet śpiewać partię Lohengrina i to w Operze Berlińskiej po … polsku! Jak również Ignacego Dygasa, który rzucił na kolana publiczność w Parmie, Neapolu, Madrycie i Buenos Aires oraz Helenę Zboińską-Ruszkowską podziwianą w partii Izoldy na scenach Pragi, Paryża, Wiednia, Mediolanu i Madrytu. Również Adam Didur, którego w wagnerowskich partiach podziwiano wcześniej w Europie, Wotan,  Fafner w Złocie Renu, Landgraf w Tannhäuserze na scenieLa Scali. W nowojorskiej MET zaśpiewał Klingsora w Parsifalu (lata 1920 – 1927)oraz Fafnera  w Złocie Renu  (lata 1926 – 27). W podobnej sytuacji był nasz znakomity tenor Józef Mann wysoko ceniony za swoje wagnerowskie kreacje. W wiedeńskiej Volksoper oklaskiwano go jako tytułowego Tannhäusera i Eryka w Holendrze tułaczu. Sceny oper w Berlinie, Wiesbaden i Darmstadzie  były miejscem, gdzie podziwiano go w partiach tytułowego Rienziego, Tristana, Parsifala oraz Waltera von Stolzing w Śpiewakach norymberskich.  

                                                    Bayreuth nie dla nas                                                         

Tylko w jednym  nie mieliśmy, i nadal nie mamy szczęścia- nigdy żaden z polskich śpiewaków operowych nie wystąpił w znaczącej partii na  Festiwalu Wagnerowskim w Bayreuth. Chociaż z w ostatnich latach za sprawą Koniecznego i Beczały to się zmieniło! Bracia Reszke, mimo wielokrotnie ponawianych zaproszeń, nie zdecydowali się wystąpić na tej sławnej scenie. Przyrzekli to ponoć zaprzyjaźnionej z nimi księżnej Walii, późniejszej królowej Aleksandrze. Innym po prostu tego nie proponowano. Pierwszym polskim śpiewakiem miał być baryton Konrad von Zawilowski (Konrad Zawiłowski), w tym czasie solista Opery Warszawskiej, którego debiut zapowiedziano w 1904 roku. Miał śpiewać partię Wolframa w serii przedstawień Tannhäusera, czego dowodzą wydrukowane już festiwalowe afisze. Niestety, Konrad Zawiłowski ostatecznie w Bayreuth nie wystąpił, dlaczego? nie udało się ustalić. W tej sytuacji pierwszą polską artystką jaka stanęła na scenie Festspielhausu była, obdarzona fantastycznym sopranem dramatycznym, Felicja Kaszowska, której kunszt wokalny w kreowaniu wagnerowskich bohaterek podziwiano i doceniano wcześniej nie tylko w Europie, ale również w Ameryce Północnej Do Bayreuth zaprosiła ją w 1901 roku Cosima Wagner. Kaszowska wystąpiła jako Brunhilda w cyklu Pierścienia Nibelunga pod batutą Siegfrieda Wagnera. Po niej była Alten Bella, którą mało kto kojarzył z Polską, bo cała jej kariera, łącznie z okresem studiów, związana była z niemieckimi uczelniami i scenami. Debiutowała w Lipsku w 1897 roku, jako Anusia w Wolnym strzelcu C.M. Webera, później podziwiano ją w Dreźnie, Berlinie, Monachium i Hamburgu. W Bayreuth wystąpiła w latach 1908-09 jako Waldvogels (głos leśnego ptaszka) w Zygfrydzie i jedna z Cór Renu (Wellgunde) w Złocie Renu. W okresie międzywojennym, w 1925 roku, Maria Janowska, ceniona za wagnerowskie kreacje na niemieckich scenach zaśpiewała w Bayreuth partię Leśnego Ptaszka w Zygfrydzie i jedną z Dziewcząt – Kwiatów w Parsifalu. Co okazało się ostatnim na kilkadziesiąt lat polskich akcentem na tym festiwalu.

Stanisław Gruszczyński jako Lohengrin T. W. w Warszawie 1917. Fot. zbiory autora

Dopiero przełom lat osiemdziesiątych  i dziewięćdziesiątych przyniósł występy polskich śpiewaków w słynnym festiwalowym chórze, a muzyków w orkiestrze. Ponadto Alina Wodnicka wystąpiła w 1990 roku jako jeden z giermków Gurnemanza, następnego roku pojawiła się w gronie Dziewcząt – Kwiatów w Parsifalu. Warto też wspomnieć o prof. Edwardzie Zienkowskim, przez wiele lat koncertmistrzu pierwszych skrzypiec, wysoko cenionej festiwalowej orkiestry. Jednak dopiero Tomasz Konieczny i Piotr Beczała sprawili, że polscy śpiewacy zaczęli tutaj występować w głównych partiach, ale o tym napiszę w kolejnym odcinku.

Podobnie miała się rzecz z naszymi mistrzami batuty, żaden nie zrobił kariery w wagnerowskim repertuarze. Jedyny wyjątek w tym względzie stanowił Artur Rodziński, uczeń Franza Schalka. Początkowo jego kariera była związana z Operą Lwowską, oraz Filharmonią i Teatrem Wielkim w Warszawie. Później przez wiele lat dyrygował  orkiestrami amerykańskimi w Filadelfii, Los Angeles, Cleveland, Nowym Jorku, Chicago. W 1954 roku  zaproszono go do La Scali by przygotował Fausta Gounoda. Rodziński był wielkim entuzjastą twórczości Wagnera. Szczególną miłością darzył Parsifala, Tristana i Izoldę oraz Tannhäusera. Pierwsze z wymienionych dzieł prowadził 9 kwietnia 1936 roku w Cleveland. Później wielokrotnie wstawiał fragmenty Parsifala do programów swoich koncertów. W kwietniu 1958 roku dyrygował w Watykanie specjalnym koncertem dla papieża Piusa XII, w jego programie był ostatni akt tego misterium. 16 listopada 1947 roku w Civic Opera w  Chicago dyrygował Tristanem i Izoldą z udziałem Kirsten Flagstad. Dziesięć lat później prowadził to dzieło na Maggio Musicale we Florencji, w obsadzie: Birgit Nilsson i Wolfgang Windganssen. Wykonanie z 21 maja 1957 roku zostało utrwalone w nagraniu. W tym samym roku, 21 listopada dyrygował w Rzymie Tannhäuserem, co zostało również udokumentowane w nagraniu. 1 listopada 1958 roku Artur Rodziński wystawił drugiego w Chicago Tristana i Izoldę, w reżyserii Wilhelma von Wymetala.Tym razem w obsadzie brylowali Birgit Nilsson (Izolda) i Karl Liebl (Tristan). „Od pierwszych, pełnych tęsknoty dźwięków wstępu do radosnych fanfar, które wprowadzały na scenę Króla Marka i jego świtę, każdy spośród muzyków, śpiewaków i publiczności był jak zahipnotyzowany. Nie pamiętano, by kiedykolwiek brzmienie orkiestry było tak piękne i pełne.” – napisała w swoich wspomnieniach Halina Rodzińska, żona dyrygenta.

                                                     Na początek romantyzm

Bronisław Romaniszyn w partii Zygfryda w Operze Lwowskiej. Fot. zbiory autora

Pierwszym dziełem Wagnera jakie pokazano na polskich scenach był wystawiony jednorazowo w 1867 roku we Lwowie w Teatrze Skarbka Tannhäuser. Po dziesięciu latach również we Lwowie, pojawił się  Lohengrin, który dwa lata później, 19 lipca 1879 roku, jako pierwsze dzieło Wagnera wystawiony został na scenie Teatru Wielkiego w Warszawie. Premierą dyrygował Cesare Trombini, partię tytułową śpiewał Franciszek Cieślewski, Elzą była Bronisława Dowiakowska, Otrudą, Anastazja Szczepkowska. …Lohengrina przedstawiono bardzo starannie: aniśmy wierzyli w to, że tak on szczęśliwie na naszej scenie wypadnie. Śpiewano dzielnie, orkiestra pracowała sumiennie, wyćwiczona wybornie przez dyrektora Trombiniego  a wystawa była pod każdym względem świetna i wspaniała. – donosił „Tygodnik Ilustrowany z 26 lipca.W maju 1893 roku podziwiano w Lohengrinie braci Reszków; Jana w partii tytułowej, Edwarda jako króla Henryka. Był to ich jedyny występ w Polsce  w pełnych operowych partiach. Ta inscenizacja została wznowiona 18 stycznia 1901 roku przez Emila Młynarskiego. Kolejna premiera odbyła się 1 października 1913 roku, reżyserował Mikołaj Lewicki, dyrygował Pietro Cimini, partię tytułową śpiewał Ignacy Dygas. W sumie w latach 1879 – 1939 w Warszawie grano Lohengrina ponad 220 razy. Partię tytułowego bohatera śpiewali w tym czasie między innymi: Aleksander Bandrowski, Władysław Floryański,  Stanisław Gruszczyński, Michał Prawdzic-Layman, Bronisław Romaniszyn.

Kolejna ważna data: 29 kwietnia 1883 roku, dzień głośnej warszawskiej premiery Tannhäusera. Dyrygował Józef Řebiček. W obsadzie same znakomitości: Bronisława Dowiakowska – Elżbieta, Matylda Lewicka – Wenus, Franciszek Cieślewski – Tannhäuser. Dzieło cieszyło się wyjątkową popularnością, kolejne warszawskie inscenizacje miały swoje premiery w: 1901 roku  reżyseria Józefa Chodakowskiego, 1913 reżyseria Mikołaja Lewickiego, 1918 reżyseria Henryka Kawalskiego, 1923 w reżyserii Adolfa Popławskiego oraz 1936 roku. Moniuszko wysłuchawszy uwertury do Tannhäusera stwierdził: Tak, tak muzyka  wspaniała orkiestracja imponująca. Ale gdyby u nas ktoś napisał coś podobnego to by go raczej wyśmiano za pomysły harmoniczne, tak nowe i świeże, nam obce, za potęgę brzmienia, która nawet w ogrodzie oszałamia. Ale to jest muzyk, ten Wagner, niech go kule biją.  

W marcu 1902 roku polska publiczność ma okazję pierwszego kontaktu z Walkirią, którą w koncertowym wykonaniu zaprezentowała Filharmonia Warszawska pod batutą Emila Młynarskiego, ..Siegmundem, pełnym nadzwyczajnego w dykcyi wyrazu, był p. Bandrowski, całą duszą oddany Wagnerowi, a Hundig miał dzielnego przedstawiciela w p. Didurze – napisał o tym wydarzeniu Władysław Bogusławski. O popularności twórczości Wagnera w Polsce na przełomie wieków świadczy również to, że przypadający na 24 lutego 1903 roku jubileusz 70-lecia otwarcia gmachu warszawskiego Teatru Wielkiego świętowano nie premierą polskiej opery, lecz pierwszy raz wystawioną tutaj Walkirią. – Reżyser Floryański zasłużył na wieniec co najmniej złoty, całą bowiem część reżyserską  widowiska opracował tak efektownie, tak gustownie i w myśl wymagań Wagnera, że pod względem wystawy Walkirii na naszej scenie mogą pozazdrościć nawet pierwszorzędne teatry europejskie. W scenie jazdy Walkirii po raz pierwszy w Europie (dotąd tylko w New Yorku), zastosowano żywą fotografię, czyli pleograf, zamiast manekinów – pisał nazajutrz warszawski sprawozdawca prasowy. Dyrygował Vittorio Podesti. W partii Zygmunta podziwiano Aleksandra Bandrowskiego, Zyglindy – Helenę Zboińską-Ruszkowską,  Brunhildy – Stanisławę Tomkiewicz, a Wotana – Konrada Zawiłowskiego. W 1914 roku partię Wotana śpiewał w Warszawie gościnnie Adam Didur, którego podziwiano w tej partii również w Operze Lwowskiej.

Helena Zboińska-Ruszkowska jako I Norna w Zmierzchu bogów Teatro La Scala 1907. Fot zbiory autora

Ważnym okresem w budowaniu wagnerowskich tradycji był rok 1908. Najpierw 8 maja wchodzi na warszawską scenę Holender tułacz, z pamiętnymi kreacjami Janiny Korolewicz – Senta i Konrada Zawiłowskiego – Holender. Kilka miesięcy później,22 października, odbyła się premiera Śpiewaków norymberskich z udziałem Ignacego Dygasa – Walter, Marii Mokrzyckiej – Ewa. Dziwne, ale premiera tego dzieła przeszła bez większego echa, pewnie dlatego nikt więcej nie porwał się na jego ponowne wystawienie na polskich scenach. 24 stycznia 1921 roku ma miejsce premiera Tristana i Izoldy. Jej sukces oparty był z jednej strony na starannym przygotowaniu muzycznym, co było dziełem Emila Młynarskiego i interesującej reżyserii Henryka Kawalskiego, z drugiej na znakomitych kreacjach wokalnych. Helena Zboińska-Ruszkowska w partii Izoldy przeszła samą siebie, podobnie jak Ignacy Dygas w partii Tristana i Adam Ostrowski, król Marke. Musimy przede wszystkim złożyć hołd p. Zboińskiej – Ruszkowskiej, której skończony artyzm i kultura śpiewacza święciły prawdziwy triumf w partii Izoldy. Możemy jej szczerze powinszować tak świetnej kreacji, a Operze naszej, że znalazła taką Izoldę nie ustępującą najznakomitszym przedstawicielkom tej roli na pierwszorzędnych scenach niemieckich, a przewyższającą wiele z nich szlachetnością i wdziękiem postaci. Dygas śpiewał prześlicznie! Niewielu zapewne znaleźć można w Niemczech Tristanów posiadających głos o tak pięknym brzmieniu. – pisał  recenzent „Kuriera Warszawskiego”.

Udana premiera Zygfryda, trzeciej części tetralogii, która odbyła się w styczniu 1925 roku, z pamiętnymi kreacjami Marcelego Sowilskiego – Zygfryd i Heleny Zboińskiej-Ruszkowskiej – Brunhilda, oraz późniejsza, 9 marca 1929 prowadzona batutą Emila Młynarskiego premiera Zmierzchu bogów z Ignacym Dygasem w partii Zygfryda wzmogła apetyty polskich miłośników Wagnera na realizację pełnej tetralogii Der Ring des Nibelungen. Niestety, nie zostały one zaspokojone! Do pełnego szczęścia w tym względzie zabrakło Złota Renu, które pojawi się na warszawskiej scenie dopiero w marcu 1988 roku.

Pozostała nam jeszcze jedna ważna data, 27 marca 1927 roku,dzień triumfalnej warszawskiej premiery Parsifala w reżyserii Adolfa Popławskiego. Zawdzięczamy ją oczywiście Emilowi Młynarskiemu, który dyrygował premierą i kolejnymi czternastu przedstawieniami, po nim batutę przejął Piotr Stermich-Valcrociata. Bohaterami każdego przedstawienia byli: Maria Budziszewska (Kundry) „fenomenalny śpiewak i aktor zarazem” Stanisław Gruszczyński (Parsifal) oraz Aleksander Michałowski (Gurnemanz) i Eugeniusz Mossakowski (Amfortas). – Kto wie, ile talentu i wiedzy, doświadczenia i pracy trzeba było włożyć w takie przygotowanie partii orkiestrowej Parsifala, nie może się wstrzymać od słów głębokiego uznania. Tego rodzaju wprowadzenie Parsifala na scenę warszawską jest dla niego i dla naszego życia muzycznego chlubą. – pisał Feliks Szopski. Warto choćby wspomnieć, że warszawscy melomani mieli okazję poznania Parsifala już 3 i 5 grudnia 1904 roku kiedy Filharmonia zaprezentowała dzieło w formie koncertowej. W marcu 1934 roku wznowiono Parsifala, tym razem dyrygował Walerian Bierdiajew. Ostatnie wznowieniena warszawskiej scenie odbyło się w marcu 1937 roku, przy pulpicie dyrygenckim ponownie stanął Walerian Bierdiajew, partię Kundry śpiewała w tych spektaklach Franciszka Platówna. Wielką gwiazdą wagnerowskich przestawień w Warszawie był przez lata Marian Palewicz-Golejewski. Znakomity bas – baryton uważany za najlepszego w Polsce odtwórcę partii Wotana. Odnosił również sukcesy jako Klingsor w Parsifalu, Telramund w Lohengrinie, Sachs w Śpiewakach norymberskich oraz Alberyk w Zmierzchu bogów.

Margot Kaftal, Kundry w La Scali zdjęcia z 1914, Muzemu Teatralne w Warszawie

Równie bogate tradycje wagnerowskie miała Opera Lwowska, która jako jedyna, w przedwojennych dziejach  z naszych  operowych scen, zrealizowała pełny cykl Pierścienia Nibelunga. Aż sześć oper Wagnera miało polskie premiery we Lwowie. Jednak pierwszym dziełem Wagnera jakie obejrzano w tym mieście był wspomniany już Tannhäuser wystawiony w języku oryginału we wrześniu 1863 roku przezniemiecki zespół operowy sprowadzony przez dyrektora Jana Dobrzańskiego. Pierwszą lwowską premierą  dzieła Wagnera był już wspomniany Lohengrin wystawiony 21 kwietnia 1877 roku,który od  tego momentu stał się najczęściej grywanym na tej scenie dziełem Wagnera. Drugą inscenizację przygotowano w 1897 roku, trzecią w 1901 roku za dyrekcji Tadeusza Pawlikowskiego, w której partię tytułową śpiewali na zmianę Władysław Floryański i Aleksander Bandrowski. Czwartą inscenizację zrealizowano w sezonie 1907/08. Kilka razy w 1908 roku partię króla Henryka Ptasznika śpiewał gościnnie Adam Didur. 28 lutego 1899 wystawiono dla Aleksandra Bandrowskiego Rienziego. Dzieło to jednak nie zdobyło uznania lwowskich melomanów, odbyły się tylko dwa przestawienia. Natomiast dużym uznaniem cieszył się Tannhäuser wystawiony pierwszy raz w 1883 roku, kolejny w 1897 oraz w sezonie 1907/08 pod dyrekcją Piotra Stermicz – Valcrociaty. Polska premiera Holendra tułacza odbyła się też we Lwowie 6 lutego 1902 roku, partię Dalanda śpiewał Julian Jeronim, Senty Helena Ruszkowska, dyrygował Franciszek Spetrino. Ta inscenizacja utrzymała się w repertuarze do 1906 roku.

Wreszcie 6 listopada 1903 roku odbywa się we Lwowie polska premiera Walkirii w reżyserii Józefa Chodakowskiego, co okazało się wstępem do wystawienia pełnej tetralogii. Dyrygował Filippo Brunetto. W gwiazdorskiej obsadzie: Aleksander Bandrowski – Zygmunt, Maria Gembarzewska – Brunhilda, Janina Korolewicz-Waydowa – Zyglinda, Konrad Zawiłowski – Wotan, Zygmunt Mossoczy – Hunding. Drugim ogniwem był Zygfryd, którego premiera odbyła się 26 lutego 1907 roku, reżyserował Władysław Floryański, dyrygował Antoni Ribera. 13 lutego 1908 roku wchodzi na scenę Złoto Renu w reżyserii S. Jasieńskiego pod dyrekcją Antoniego Ribery. Wreszcie premiera wyreżyserowanego przez Ludwika Hellera Zmierzchu bogów, która odbyła się 26 stycznia 1911 roku, zakończyła realizację całej tetralogii. Co prawda każdą część reżyserował kto inny, zabrakło również ciągłości w obsadzie tych samych partii. Jako Brunhildę podziwiano kolejno Marię Gembarzewską, Matyldę Lewicką, która śpiewała też partię Zyglindy i Helenę Oleską. Alberykiem w Złocie Renu i Zygfrydzie był Józef Szymański, a w Zmierzchu bogów Leon Jeliński. Aleksander Bandrowski pojawił się jako Loge, Zygmunt i Zygfryd. Wszystko to jednak nie zmienia faktu, że była to pierwsza, i jedyna aż do 1988 roku, pełna polska tetralogia, na dodatek zrealizowana w polskiej wersji językowej – przekład Teodora Mianowskiego. Również Ludwikowi Hellerowi zawdzięczamy wystawienie pełnego cyklu Pierścienia Nibelunga,  jednak nie w zwartej formie:  Złoto Renu –  24 listopad 1910, Walkiria – 10 grudzień 1910, Zygfryd – 5 stycznia 1911, Zmierzch bogów – 26 stycznia 1911 roku. Warto jednak odnotować, że lwowska realizacja pełnego Pierścienia  wywołała skrajne oceny: Ludomir Różycki pisał, że jego realizacja może być powodem dumy dla Hellera, nie krył jednocześnie swojego rozczarowania: Jeżeli kwintet smyczkowy zredukowany jest do minimum, zamiast ośmiu waltorni grają cztery, obsada instrumentów drewnianych jest o jedna trzecią mniejsza niż tego wymaga partytura Wagnera, nie licząc innych braków, to w tym wypadku i hełm czarodziejski Alberyka nie pomoże – wypowiedź dla „Gazety Lwowskiej”. … Narzeka się na tego Hellera, wypisuje Bóg wie co, ale tego mu się nie chce uznać, że co zapowiedział, to przeprowadził, że dał nam to na co się zdobyć nie mogła Warszawa, a na co w zwykłych warunkach moglibyśmy czekać bardzo długo – napisano w lutym w „Gazecie Lwowskiej”.  Natomiast Tadeusz Pawlikowski napisał w „Kurierze Lwowskim”: … Dać „Pierścień Nibelunga” byłoby chwałą, gdyby zabić go nie było zbrodnią. Wyjaśnimy od razu Pawlikowski, który prowadził Operą Lwowską w latach 1900 – 1905  był rywalem Hellera.

Aleksander Bandrowski jako Zygfryd Opera we Lwowie 1907, fot. Bahrynowicz

W czerwcu 1922 roku, za sprawą działającego we Lwowie Polskiego Towarzystwa Muzycznego, wystawiono w formie koncertowej Tristana i Izoldę. Bohaterami wieczoru byli: Helena Zboińska- Ruszkowska – Izolda i Aleksander Kohmann – Tristan oraz dyrygent Adam Sołtys. W tym samym roku Opera Lwowska wznowiła Lohengrina, a rok później Tannhäusera. Parsifal pojawił się w Operze Lwowskiej w 1930 roku. Tak więc do pełnego zestawu dzieł Ryszarda Wagnera na lwowskiej scenie operowej zabrakło jedynie Śpiewaków norymberskich. Warto też pamiętać, że właśnie we Lwowie dokonano pierwszych polskich przekładów wagnerowskich librett: Lohengrina tłumaczył Aureli Urbański. Aleksander Bandrowski, Rienziego, a później również Złoto Renu.  Wspomniany już Teodor Mianowski Pierścień Nibelunga i Holendra tułacza. Dzięki Operze Lwowskiej dzieła Wagnera (Holendra tułacza Lohengrina, Tannhäusera, Walkirię) poznano w Krakowie, gdzie przez wiele lat w okresie międzywojennym lwowski teatr miał swoje letnie sezony operowe.

Gdy po pierwszej wojnie światowej, w 1919 roku,  rozpoczęła swoją działalność Opera Poznańska w jej repertuarze również pojawiły się dzieła Ryszarda Wagnera. Pierwszym była Walkiria wystawiona 18 grudnia 1921 roku pod batutą Adama Dołżyckiego, w reżyserii Adama Ludwiga i scenografii Stanisława Jarockiego. Dosłownie kilka tygodni później – 21 lutego 1922 roku, odbyła się premiera Holendra tułacza, zrealizowana przez ten sam zespół. Trzecim dziełem był  Lohengrin, premiera 8 kwietnia 1923 roku. Tym razem dyrygował Piotr Stermicz-Valcrociata, reżyserował Stanisław Tarnawski, a scenografia była dziełem Stanisława Jarockiego. Obsadę stanowili: Irena Cywińska (Elza), Józef Woliński (Lohengrin) Aleksander Karpacki (Telramund) i Karol Urbanowicz (Król Henryk). Ten sam zespół, 19 maja 1924 roku,  wprowadza na poznańską scenę Tannhäusera, partię tytułowego bohatera śpiewał gościnnie Marceli Sowilski. Nieco wcześniej, bo już 25 stycznia 1924 rokuTeatr Wielki w Poznaniu zrealizował balet Polonia, do muzyki wagnerowskiej uwertury pod tym samym tytułem. Choreografia: Jan Ciepliński, dyrygował Bolesław Tyllia. Dwa lata później (20 kwietnia 1926)  ma miejsce premiera Zygfryda, dyryguje Piotr Stermicz-Valciocrata, reżyseria Hugo Zathey, scenografia Stanisław Jarocki. Pamiętne kreacje stworzyli w tej inscenizacji Kazimierz Czarnecki (Zygfryd) i Irena Cywińska (Brunhilda). W 1936 roku Zygmunt Latoszewski  wystawia ponownie Lohengrina w reżyserii Karola Urbanowicza.Rok później, 18 grudnia, Holendra tułacza w reżyserii Heinricha Strohma ze świetnymi kreacjami Eugeniusza Maja (Holender) i Marii Bojar – Przemienieckiej (Senta). Te dwie premiery zamykają listę przedwojennych dokonań wagnerowskich na scenie Opery Poznańskiej. 

Sporadycznie wystawiono też dzieła Wagnera na innych polskich scenach. W 1927 roku Lohengrina grano w Toruniu. Katowice w 1928 zaprezentowały Tannhäusera. Kraków w 1932 roku zrealizował Lohengrina, w którym wystąpili Marceli Sowilski – Lohengrin, Franciszka Platówna – Elza i Stefan Romanowski – Telramund.    

Adam Czopek