Musical We Will Rock You po raz pierwszy zaprezentowano na londyńskim West Endzie w roku 2002 i grano go tam nieprzerwanie przez 12 lat. Trafił także do wielu krajów świata, między innymi wystawiano go: w Australii, Republice Południowej Afryki, Japonii USA, Kandzie i wielu europejskich krajach. O jego wartości decydują ponadczasowe przeboje zespołu Queen i Freddie’go Mercury, które – jak się okazuje – nadal mają potężną siłę emocji, która porywa swoją magią dzisiejszą publiczność z siłą niewiele mniejszą niż czyniła to przed laty.
Prosta fabuła wybiegająca mocno w przyszłość przenosi widza na iPlanetę, zwaną dawno temu Ziemią. Włada nią bezwzględna korporacja Globalsoft, której główną troską jest pełna kontrola społeczeństwa i bezwzględne tropienie każdego przejawu twórczego indywidualizmu. Jednym z zakazów tym dziwnym świecie jest brak instrumentów muzycznych. Muzykę tworzą jedynie programy komputerowe, i tylko w tej formie jest dozwolona. Na czele korporacji stoi demoniczna Killer Queen, na pół kobieta, na pół ucieleśniony program komputerowy, a wykonywaniem jej zarządzeń kieruje przyboczny Khashoggi. Oczywiście i w tym wypadku życie pisze własny scenariusz; są ludzie którzy nie chcą się poddać tej formie terroru, nie godzą się z taką ponurą egzystencję i podejmują walkę o wolność, miłości, myśli w tworzeniu i życiu. Ich ucieleśnieniem jest grupa Bohemian, żyjąca według własnych reguł i zasad.
To co można obejrzeć od 15 marca 2023 roku w ROMIE, to polska premiera tego musicalu, zawdzięczmy ją Wojciechowi Kępczyńskiemu, który jest jedynym w naszym kraju tej klasy specjalistą realizującym kolejne polskie premiery światowej klasyki musicalowej. Jego dziełem były między innymi pamiętne inscenizacje: Tańca wampirów, Kotów, Miss Saigon, Upiora w operze. I tym razem nie zawiódł, stworzone przez niego przedstawienie, od pierwszej do ostatniej sceny, urzeka broadwayowskim rozmachem, dynamiką, temperamentem, wyrazistą charakterystyką obu przeciwstawnych sobie światów i ich bohaterów oraz tą niepowtarzalną magią. Dawno już nie oglądałem tego typu przedstawienia, w którym wszystkie elementy stanowiły tak harmonijną całość. Świetna, a zarazem przestrzenna scenografia Mariusza Napierały, takież nawiązujące do młodzieżowej mody lat 70. i 80. kostiumy Doroty Kołodyńskiej, fantazyjne fryzury Jagi Kupało, światła Marca Heinza oraz wywiedziony z pulsu muzyki ruch sceniczny Agnieszki Brańskiej, stanowią niepowtarzalną całość. Jeżeli dodamy do tego znakomitą, konstrukcję monologów i dialogów Michała Wojnarowskiego, w których roi się od czytelnych odniesień i aluzji nawiązujących do naszych czasów i otaczającej nas rzeczywistości, to dopiero zyskamy w miarę rzetelny obraz całości.
Jednak najważniejszą miarą odnoszonego każdego wieczoru sukcesu są wykonawcy i to nie tylko czołowych ról. W spektaklu, który obejrzałem (6 października, już 112 przestawienie, od dnia premiery) wykonawcami głównych ról byli: zaczniemy od dam: Katarzyna Walczak (Killer Queen), Maria Tyszkiewicz (Scaramouche), Ula Milewska (Oz) oraz panowie: Maciej Dybowski (Galileo), Łukasz Mazurek (Khashoggi), Kamil Franczak (Brit), Janusz Kruciński (Buddy). I chociaż wszyscy wymienieni zasłużyli na najwyższe uznanie, to jednak wychodziłem z teatru urzeczony pasją, głosem, temperamentem i umiejętnością tworzenia kreacji aktorskiej Macieja Dybowskiego. Byłym jednak niesprawiedliwy gdybym nie zaznaczył, że w tym przedstawieniu w pozostałych rolach wystąpiło wielu świetnych wykonawców, dobrze tańczący chór i śpiewający balet. Świetnie grał i brzmiał zespół muzyków pod dyrekcją Jakuba Lubowicza, to był prawdziwy rock! No cóż jak się ma do dyspozycji zespół takiej klasy wykonawców, którzy powierzone im zadania wykonują z pasją, to trudno się dziwić żywiołowej reakcji zachwyconej publiczności, która w finale urządziła wykonawcom owację na stojąco.
Adam Czopek