To pewne, że w żaden sposób nie możemy się równać z dorobkiem operowym Włoch, Francji, Niemiec czy Czech, których opery stanowią blisko sto procent żelaznego repertuaru tego gatunku. Nie oznacza to jednak, że w tym względzie jesteśmy krajem, w którym twórczość operowa nie liczy się w dorobku kulturalnym. Co prawda niewiele oper naszych twórców zdobyło popularność na świecie, nawet jeżeli już to się w kilku przypadkach udało to na krótko. Ale wyjaśnijmy to sobie od razu nie bardzo potrafimy zabiegać o to by dzieła, Poniatowskiego, Mireckiego, Moniuszki, Elsnera, Kurpińskiego czy Różyckiego zaistniały w repertuarach zagranicznych scen skoro na naszych też ich nie ma! Konia z rzędem temu kto wskaże teatr operowy na scenie którego mamy w tej chwili polskie dzieła. Z wyżej wymienionych kompozytorów jedynie opery Moniuszki (Halka, Straszny dwór, rzadziej Hrabina) czasami pojawiają się na scenie. Pozostali, i wielu innych, leżą sobie na archiwalnej półce szczelnie przykryte kurzem i nikt specjalnie się nie kwapi by je z tego kurzu otrzepać i zaprezentować. One czekają na odkrycie i drugie życie! Kilka z nich przypomniała w swoim czasie Warszawska Opera Kameralna, szczególnie dzieła Kurpińskiego, Elsnera.

Tak naprawdę w tej chwili jedynie Król Roger Karola Szymanowskiego i opery Krzysztofa Pendereckiego pojawiają się na światowych scenach. Największe powodzenie mają od lat, Diabły z Loudun i Czarna maska, które podziwiano na wielu scenach Europy i Ameryki. A przecież historycznie dzieła naszych twórców zdobywały prestiżowe sceny we Włoszech, Niemczech, Francji, Anglii czy Hiszpanii. Weźmy dla przykładu opery księcia Józefa Michała Ksawerego Poniatowskiego, które wystawiano w mediolańskiej La Scali (Piero de Médici 1869), Operze Paryskiej (Au trawers du mur 1861), Operze Rzymskiej (Binifazjo de Geremei 1843). Florencja i Lucca w 1838 roku wystawiły operę Giovanni da Procida.
Opery w Pizie, Wenecji i Bolonii były miejscem premier Don Desiderio (1840), to jedyna opera Poniatowskiego jaka w jego czasach pojawiła się na naszych scenach – Lwów 1843 oraz 1878 w przekładzie Leona Sygietyńskiego. W ostatnich latach w wystawiono Don Desiderio najpierw w Krakowie – Festiwal Muzyki Polskiej 2016, oraz Operze Śląskiej w Bytomiu 20 października 2018. Sukces tych prezentacji nie przełożył się jakoś na zainteresowanie tym kompozytorem przez inne nasze teatry. Jedynie Joanna Woś prezentowała i nagrała arie z jego oper. Ale przy okazji wyjaśnijmy, że w okresie kiedy żył książę Poniatowski też na naszych scenach nie wystawiano jego oper! Na dodatek żadna z oper Poniatowskiego nie miała polskiego libretta.

Od wielu lat na odkrycie, i drugie życie, czekają opery Karola Kurpińskiego. Pierwszy krok w tą stronę dała prof. Jadwiga Rappe organizując w grupą swoich studentów cykl koncertów „Kurpiński kontra ….” Do tej pory odbyły się trzy tego typu koncerty, w których zestawiono arie z oper Kurpińskiego z ariami oper Rossiniego, Belliniego i Donizettiego. Prezentowano je na estradach Filharmonii w Gdańsku, Kielcach, i paru innych miastach. Okazało się, że twórczość naszego Kurpińskiego ma wiele punktów stycznych z twórczością wymienionych Włochów, i nawet wytrzymuje porównanie z nimi. Wszystko to nie zmienia faktu, że jedynymi dziełami Kurpińskiego z jakimi mogliśmy w ostatnich latach mieć kontakt to byli: Krakowiacy i Górale. Jadwiga, królowa polska oraz Pałac Lucypera, Zamek na Czorsztynie i Leśniczy w Kozienickiej Puszczy. Reszta czeka na ponowne odkrycie!
Jeżeli pada nazwisko Józefa Elsnera to najczęściej w kontekście Fryderyka Chopina, którego był pierwszym nauczycielem. Tymczasem Elsner był cenionym kompozytorem. Jego dzieła cieszyły się w swoim czasie dużym powodzeniem, szczególnie opery, których skomponował osiemnaście. Oklaskiwano je w Warszawie, Poznaniu, Kaliszu, Krakowie, Lwowie. Niestety, dzisiaj nikt o nich nie pamięta!
Podobnie jest w przypadku Tadeusza Joteyki, którego pamięta się bardziej jako kompozytora wielu pieśni i utworów fortepianowych, natomiast zupełnie zapomniano o jego popularnych swego czasu operach. Do najbardziej znanych i cenionych należał Zygmunt August, pięcioaktowa opera historyczna, która miała swoją prapremierę 29 sierpnia 1925 roku w Teatrze Wielkim w Warszawie. Później prezentowano dzieło we Lwowie, Poznaniu, Katowicach. Do historii przeszło jego wykonanie na dziedzińcu Wawelu w Krakowie – 15 i 16 sierpnia 1931 roku. Partię tytułową śpiewali najlepsi polscy tenorzy, by wspomnieć Stanisława Gruszczyńskiego, Antoniego Gołębiowskiego, Kazimierza Czarneckiego, Józefa Stępniowskiego. Nieco mniejszą popularnością cieszyła się Królowa Jadwiga – prapremiera, 7 września 1928 w Teatrze Wielkim w Warszawie.

Kto dzisiaj pamięta Bolesława Wallek-Walewskiego i jego Pomstę Jontkową, dzieło cieszące się dużą popularnością i uznaniem od dnia prapremiery 16 sierpnia 1926 roku na scenie Teatru Wielkiego w Poznaniu. Pomsta Jontkowa z jego własnym librettem pomyślana była jako ciąg dalszy Halki. Bohaterem opery jest Janosik legendarny zbójnik, który jest synem Halki i Janusza wychowanym przez Jontka. Po poznańskiej premierze operą wystawiono w Katowicach, Krakowie i Lwowie (1927), Warszawie (1928). Bodaj jedyna powojenna realizacja miała miejsce w Operze Wrocławskiej – premiera 23 listopada 1971 roku. Niestety, nikłe zainteresowanie pozwoliło utrzymać operę przez jeden sezon i zaledwie 29 wieczorów.
Podobnie było w przypadku Erosa i Psyche Ludomira Różyckiego, wystawionego w 1955 roku też we Wrocławiu, który utrzymał się w repertuarze przez zaledwie 16 wieczorów. Drugi raz na prezentację tego dzieła zdobył się Robert Stanowski wystawiając je w 1963 roku na początku swojej dyrekcji w Operze Poznańskiej. Wiele lat później dopiero zdecydowała się na ten krok Opera Bałtycka – wrzesień 2015, sezon później Teatr Wielki-Opera Narodowa w 2017 roku. Ta ostatnia inscenizacja miała tylko cztery przedstawienia.

Niezbyt łaskawie obeszła się historia z Ludwikiem Grossmanen, którego opera komiczna Duch wojewody, z librettem Ludwika Antczyca, cieszyła się w swoim czasie sporą popularnością. Sukces prapremiery w Warszawie 25 października 1873 roku, później kilkukrotnie wznowienia (1881, 1883, 1903) ugruntowały jej popularność i wzbudziły zainteresowanie teatrów w Wiedniu, Krakowie, Lwowie, Petersburgu, Pesztu, Grazu i Berlinie. Ostatnio przypomniał sobie o tym dziele stołeczny Teatr Wielki-Opera Narodowa i zdecydował się na jej prezentację w wersji koncertowej zapowiedzianą na 26 kwietnia. Jednak z powodu śmierci papieża Franciszka i ogłoszenia żałoby premierę odwołano przenosząc jej datę na 3 czerwca.
Poemat Maria Antoniego Malczewskiego wywołał zrozumiałe zainteresowanie naszych kompozytorów. Operę pod tym samym tytułem skomponowali (do librett różnych autorów) Hipolit Kramarkiewicz (1883), Wojciech Gawroński (1899), Henryk Melcer (prapremiera Warszawa 1904), Henryk Opieński (prapremiera Poznań 1923), Karol Roztworowski (1904) oraz Roman Statkowski – prapremiera 1 marca 1906 roku w Warszawie. Pierwszą wykonawczynią partii tytułowej w operze Statkowskiego była Helena Zboińska-Ruszkowska. Ta ostatnia opera cieszyła się największym powodzeniem, wystawiono ją w Poznaniu (1919, 1924, 1936) oraz Warszawie (1919). Po II wojnie światowej wystawiono Marię Statkowskiego w Operze Wrocławskiej (1965) i Operze Śląskiej w Bytomiu (1989). O obu przypadkach bez frekwencyjnych fajerwerków.

W dorobku kompozytorskim Teodora Leszetyckiego mamy dwie opery Die Brüder von Marco oraz Die erste Falte (Pierwsza zmarszczka), której prapremiera miała miejsce w 1867 roku w Pradze. Dzieło pełne pięknej muzyki do finezyjnie dowcipnego libretta o bardzo uniwersalnym problemie, którym jest odwieczny kobiecy lęk przed starzeniem, jest jednak na naszych scenach zupełnie zapomniane i nieznane. Jego premierę – zapowiedzianą na 9 maja, przygotowuje właśnie Opera Krakowska, która wcześniej przypomniała Loterię na mężów Szymanowskiego. No proszę, czyżby przełom? W jednym sezonie dwa teatry sięgają po dwa zapomniane polskie dzieła operowe zapomnianych kompozytorów.
Na zakończenia maleńki rarytas! Ignacy Lilien, zupełnie zapomniany lwowski kompozytor, był w 1925 roku autorem sporej sensacji. Jego jedyna opera Beatrice została wystawiona 31 marca na scenie Théâtre Royal de la Monnaie w Brukseli, będąc na wiele lat pierwszym i jedynym polskim dziełem jakie tutaj wystawiono. Kilka tygodni wcześniej operę wystawiono w Antwerpii. Mimo sukcesu obu premier, dzieło szybko zniknęło, przykryte kurzem historii. Czeka na odkrycie!
Adam Czopek