Najczęściej w ten sposób określali krytycy i recenzenci głos, urodę i wdzięk tej artystki. Józef Kański napisał, że w jej przypadku – „Z niezwykłymi możliwościami wokalnymi łączyła się jeszcze muzykalność, uroda, wdzięk i naturalna swoboda aktorska.” Każde jej pojawienie się na scenie dawało publiczności pełnię artystycznej satysfakcji, jej piękny i silny głos sopranowy o ciemnawej barwie i naturalnej łatwości wykonywania najtrudniejszych pasaży koloraturowych najlepiej sprawdzał się w partiach typu liryco-spinto. Tworzone przez nią kreacje urzekały emocjonalnością i sugestywnie przekazywaną psychologiczną prawdą. Była wspaniałą Violettą w Rigoletcie i Violettą w Traviacie w operach Verdiego, Małgorzatą w Fauście Gounoda. Głośnym wydarzeniem z jej udziałem była warszawska premiera Opowieści Hoffmana Offenbacha w 1962 roku, podczas której zaśpiewała trzy wielkie partie: Olimpii, Antonii i Giulietty, z których każda stawia wykonawczyni inne wymagania i ma inny charakter. Tak więc jednego wieczoru była Olimpią, która zachwycała pełnym blasku głosem i koloraturową swobodą, dramatyczną Antonią i demonicznie uwodzicielską Giuliettą.

Prywatnie od 1958 roku, była żoną znanego i cenionego dyrygenta Henryka Debicha, z którym często podróżowała po Europie, bywając solistką prowadzonych przez niego koncertów.
Zofia Rudnicka urodziła się w 1937 roku w Łodzi, z tym miastem związane są też początki jej muzycznej edukacji. Najpierw ukończyła klasę fortepianu w średniej szkole muzycznej, a po maturze (1953) rozpoczęła naukę śpiewu u Olgi Olginy, później uczyła się również w Warszawie u Marii Halfterowej i Wandy Wermińskiej. Już po dwóch latach nauki otrzymała II nagrodę na Ogólnopolskim Konkursie Śpiewaczym, co otworzyło przez nią drzwi Opery Łódzkiej, na scenie której debiutowała 29 listopada 1955 roku, jako Violetta w Traviacie Verdiego, miała zaledwie osiemnaście lat. Taki był początek jednej z najkrótszych karier śpiewaczych na naszych scenach, trwała zaledwie 12 lat. Po ciepło przyjętym przez krytykę i publiczność debiucie zaśpiewała jeszcze w Łodzi partię Gildy w Rigoletcie, mając za partnera Zdzisława Klimka, oraz tytułowej Tosci w operze Pucciniego w towarzystwie Tadeusza Kopackiego i uległa propozycji Tadeusza Bursztynowicza przejścia do Opery Warszawskiej. W ciągu trzech miesięcy (od 1 września do 31 grudnia 1957) zaśpiewała zaledwie kilka przedstawień Traviaty, więc rozczarowana szybciutko wróciła do Łodzi. Ten moment stał się przełomowym dla jej kariery; partie Rozyny w Cyruliku sewilskim, Małgorzaty w Fauście, Mimi w Cyganerii, tytułowej Lakme w operze Delibesa i Manon w Operze Masseneta oraz Caton w Casanowie Różyckiego stały się jej codziennością. Jednocześnie zaczęła występować gościnnie w Operze Bałtyckiej (Rozyna), Teatrze Wielkim w Poznaniu (Lakme) oraz wiedeńskiej Volksoper. Zaczęła też pojawiać na międzynarodowych renomowanych konkursach w Tuluzie, gdzie w 1861 roku otrzymała srebrny medal, z konkursu w Sofii w tym samym roku przywiozła wyróżnienie. W 1962 roku otrzymała dziewięciomiesięczne stypendium w Mediolańskiej La Scali. Wszystkie te sukcesy nie przekładały się w żaden sposób na jej udział w premierowych obsadach Opery Łódzkiej, więc w 1962 roku przyjęła propozycję Bohdana Wodiczki ponownego przejścia do Opery Warszawskiej, będzie jej solistką do 1965 roku. Zaśpiewała w tym czasie Violettę w Traviacie, Kaplankę w Aidzie, Służebnicę w Judith Honeggera, Kleopatrę w Juliuszu Cezarze , Zofię w Kawalerze srebrnej róży, Hannę w Strasznym dworze. Głośnym echem odbiła się jej kreacja w prapremierze opery Białowłosa Henryka Czyża – 24 listopada 1962. Ostatni raz wystąpiła na warszawskiej scenie 17 marca 1965 roku, jako Antonia w Opowieściach Hoffmanna. W sumie oklaskiwano ją na warszawskiej scenie ponad 70 razy. Jednak stołeczna scena z jej specyficzną atmosferą nie do końca odpowiadała młodej śpiewaczce, na dodatek w 1965 roku Bohdan Wodiczko stracił stanowisko dyrektora i wielu zaangażowanych przez niego solistów zdecydowało się odejść z Opery Warszawskiej, wśród nich była Zofia Rudnicka. Ponieważ jak wilka do lasu, tak Zofię Rudnicką ciągnęło do Opery Łódzkiej, więc od sezonu 1965/66 wróciła na ”stare śmieci”. Niestety nie na długo, bo w 1967 roku, ciężka nieuleczalna choroba zmusiła ją do wycofania się ze sceny. Nigdy już na nią nie wróciła, nie miała też okazji stanąć na scenie wybudowanego w Łodzi Teatru Wielkiego. Przez pewien czas występowała na estradzie koncertowej, ale też niebyt często, i niezbyt długo.

Mimo, że kariera Zofii Rudnickiej trwała tylko dwanaście lat, a jej repertuar nie należał do szczególnie bogatych i różnorodnych, to jednak kilka jej kreacji przeszło do historii polskiej opery. Okrzyknięto ją jednym z najwybitniejszych talentów w powojennej historii naszej wokalistyki.
Zmarła 11 września 1974 roku w Łodzi. Miała zaledwie 34 lata.
Adam Czopek