Przyznaję, tak długo jak trwa moja fascynacja teatrem operowym, tak długo trwa moja fascynacja żyrandolami ich widowni. To one nadają widowni ten specyficzny klimat i niepowtarzalny charakter. Zawsze budziły mój zachwyt swoimi często bardzo wymyślnymi kształtami, bogatymi zdobieniami, ilością punktów świetlnych i kryształami jakie z nich zwisały. Oczywiście bywają też ciężkie, przysadziste i przeładowane ozdobami, ale i te nie budzą mojego specjalnie negatywnego osądu Jednym z takich jest ten kryształowy o kształcie odwróconego grzyba w Komische Oper w Berlinie. Nie mniejsze zainteresowanie budzi otaczający je plafon, którego najczęściej są centralnym punktem. Autorami plafonów bywali często uznani malarze. Ten w Operze Paryskiej w latach 1963 – 1964, namalował Mark Chagall, przykrył on dzieło Julesa – Eugéna Lenepveu, W naszych czasach odchodzi się niestety od paradnych żyrandoli, teatralne widownie „zdobią” nowoczesne punkty oświetlenia najczęściej rozmieszczone po bokach widowni.
Wielkie sale koncertowe o wiekowej historii również mają godne uwagi żyrandole. Wystarczy wspomnieć wiedeński Musikwerein, którego ozdobą są dwa rzędy delikatnych kryształowych żyrandoli. Sala naszej Filharmonii Narodowej w Warszawie też ma dwa majestatyczne żyrandole, choć w zupełnie innym stylu.
Bywając w kolejnych teatrach zawsze i wszędzie starałem się zrobić kilka zdjęć w pełnej ich krasie. No i zebrała się niemała ich kolekcja. Są widownie, których centralnym punktem jest zwisający z sufitu żyrandol sączący rozproszone światło szczelnie ją otaczając, i budując ten nie powtarzalny klimat. Ale jest też kilkanaście widowni, w których nie ma centralnego żyrandola a oświetlenie zapewniają boczne kinkiety i lampy sufitowe. Jednak w obu przypadkach w chwili kiedy zaczynają z wolna przygasać rozpoczyna się ta magiczna chwila teatru, który budzi się do życia. Na kurtynie pojawiają się plamy świateł reflektorów, a nad pulpitem zapala się punktowy reflektor eksponujący dyrygenta. Gwar publiczności przycicha, zaczyna się misterium sceny.
Mam głębokie przekonanie, że właśnie żyrandol zwisający nad głowami widzów jest tym co buduje niepowtarzalny klimat każdej widowni. Najsłynniejszy, sześciotonowy zwisał z Operze Paryskiej, a przeszedł do historii w chwili kiedy w 1896 roku spadł na głowy publiczności zabijając jedną osobę. Po latach wykorzystali to musicalowi twórcy, Andrew Lloyd Webber – Upiór w operze (1986) oraz Maury Yeston – Phantom (1991). W obu, w finale imitacja żyrandola wali się na scenę budząc powszechne przerażenie .
Jednym z pierwszych, który uwiódł mnie swą urodą był żyrandol Teatru im. Słowackiego w Krakowie, wymyślne kształty jego ozdób, lekka niemal ażurowa konstrukcja robią wrażenie bogatej bombonierki. Nie mniejsze wrażenie pozostawią żyrandole Semper Oper w Dreźnie, Teatro Regio w Parmie oraz Komische Oper w Berlinie (dawny teatr Felsensteina) z zastrzeżeniem, że każdy z nich ma właściwy tylko sobie kształt i wygląd. Wielopiętrową konstrukcją urzeka kryształowy żyrandol Stavoske Divadlo w Pradze. Natomiast skromnie w paradnej widowni Teatro alla Scala w Mediolanie prezentuje się jej żyrandol, tak nie do końca pasujący do wystroju jej bogatego wnętrza. Z kolei sufit Teatro Regio w Turynie zdobi żyrandol zbudowany w tysięcy rozświetlających się rurek różnej, długości.
Jest jednak kilka teatrów, w których nie ma centralnego punkty oświetleniowego, coś takiego spotyka wybrańca, któremu udało się – często po wielu latach starań – zasiąść na widowni słynnego Festspielhausu w Bayreuth. Tutaj lampy rozmieszczone są wysoko po bokach widowni. Nie inaczej jest w naszym Teatrze Wielkim – Operze Narodowej nad widownią mamy sufit przypominający księżycowy krajobraz a światło sączy się z niewidzialnych punktów, aby zobaczyć paradne trzypiętrowe żyrandole tego teatru należy się przejść po jego foyer i holach.
Ciekawie ponoć wygląda 21 kryształowych żyrandoli w nowym gmachu nowojorskiej Metropolitan (zaprojektował je Polak – Tadeusz Łęski). Niestety, znam je tylko z licznych zdjęć i filmów, ale wiem z opowiadań, że robią wrażenie, szczególnie wtedy kiedy przygasając wędrują pod sufit. Takie same żyrandole są rozmieszczone poza widownią na holach i foyer. Stali bywalcy MET nazywają je potocznie „fajerwerkami” lub „sputnikami”. Inspiracją do ich zaprojektowania był ponoć kleks srebrnej farby przypadkowo rozlanej przez Łęskiego.
W polskich teatrach wiekowe godne uwagi kryształowe żyrandole mają: Teatr Wielki w Poznaniu, Opera Śląska w Bytomiu, Opera Wrocławska.
Adam Czopek