Magazyn Operowy Adama Czopka

Opera, operetka, musical, balet

Cykl Kompozytorzy i ich dzieła Verdi

Falstaff, perła w koronie

Plakat Opery w Pradze z 1985 roku, proj. Adolf Born

Ta opera, to pełna ciepłego humoru i dowcipu opowieść o rycerzu Sir Johnie Falstaffie (baryton), miłośniku dobrego jedzenia i wybornych trunków, spragnionym miłosnych podbojów i pieniędzy. Falstaff, przekonany o swoim nieprzemijającym wdzięku i magicznej władzy jaką ma nad kobietami, pisze jednakowo brzmiący list miłosny adresowany do dwóch dam: pani Ford (sopran) i pani Page (mezzosopran), którym proponuje miłosne schadzki. Panie szybko dochodzą do porozumienia i, z humorem, wspólnie czytają swoje jednakowo brzmiące listy. Z zemsty postanawiają zakpić sobie z obiboka i żarłoka. Pani Ford, za pośrednictwem wszędobylskiej Quickly (pani Żwawińska – mezzosopran), zaprasza go do swojego domu na schadzkę, która – zgodnie z planem – zostaje zakłócona najpierw przyjściem pani Page, potem niespodziewanie przez męża pani Ford (baryton) i jego przyjaciół, którzy również biorą, bez wiedzy pań, udział w spisku. I tak rendez – vous Falstaffa kończy się w koszu z bielizną gdzie nasz bohater zostaje ukryty przez sprytne niewiasty. Zawartość kosza razem z ukrytym zalotnikiem ląduje w strumieniu, przymusowa kąpiel! Nieświadomy intrygi Falstaff jeszcze raz daje się zaprosić na schadzkę do parku pod wiekowy dąb. Tutaj, pod osłoną nocy, mieszkańcy Windsoru przebrani za psotne duszki i elfy urządzają o północy polowanie na niego by mu dać nauczkę za niewczesne amory. Przy okazji tej maskarady, dzięki podstępowi, Nanetcie (sopran), córce państwa Ford udaje się uzyskać błogosławieństwo ojca dla jej małżeństwa z Fentonem (tenor). I tak przyrzeczony jej przez ojca doktor Kajus (tenor) został wystrychnięty na dudka. Ale przecież wszystkiemu co dzieje się na scenie przyświeca maksyma: tutto nel mondo è burla – cały świat jest żartem.

Jerzy Artysz w roli Falstaffa, Teatr Wielki w Warszawie 1975

Jeszcze dobrze nie przebrzmiały echa sensacyjnej premiery Otella, który z marszu rozpoczął zdobywanie światowych scen, a już Boito rozpoczął drążenie tematu kolejnej opery. Tym razem miał o tyle ułatwione zadanie, że Otello okazał się wielkim sukcesem, a przedstawiony przez niego temat libretta opery komicznej opartej na Wesołych kumoszkach z Windsoru i fragmentach Henryka II Szekspira idealnie trafiał w pragnienie Verdiego, który całe życie  marzył o skomponowaniu dobrej opery komicznej. Pierwszą próbę podjął już na początku swojej drogi twórczej. Niestety, napisana w 1840 roku i wystawiona w mediolańskiej La Scali, opera Un giorno di regno okazała się jedną z jego największych klęsk. Teraz miał otrzymać do ręki libretto, którego głównym bohaterem będzie Falstaff biedny jak kościelna mysz, ale wesoły obibok; wielbiciel dobrego wina, rozkoszy stołu i pięknych kobiet, uwikłany przez nie w sieć zabawnych intryg. Cóż za temat, ile pięknych możliwości dla błyśnięcia muzycznym humorem, i to w najlepszym gatunku. Verdi przez całe życie pisał opery tragiczne, uśmiercając kolejnych bohaterów, teraz pojawiła się okazja stworzenia dzieła, w którym królować będzie pogoda ducha, dobry humor i dobroć serca. Co prawda 7 lipca 1889 roku pisze do Boito: Czy robiąc szkic Falstaffa pomyślał pan o moim wieku? Wiem, co pan odpowie, przesadnie wychwalając stan mojego zdrowia – jako dobry, wyśmienity, krzepki. Przypuśćmy, że tak jest. Nie zważając na to zgodzi się pan z tym, że można by czynić mi wymówki za zbytnią zuchwałość, gdybym przyjął to zobowiązanie. A jeżeli nie wytrzymam tak wytężonej pracy? A jeżeli nie mógłbym dokończyć muzyki? Wtedy okaże się, że czas i pana wysiłek poszedł na marne. Za wszystkie złoto świata nie dopuściłbym do tego! Jeżeli jednak znajdzie pan coś bezspornego, by przeciwstawić moim słowom niezbity argument, a ja znajdę sposób na zrzucenie z pleców choćby dziesięciu lat wtedy pomyślimy o tym”  Tym niezbitym argumentem okazało się znakomite libretto Boito, którego tekst oddaje każdą sytuację w sposób niezwykle wyrazisty zachowując sens, format i atmosferę Szekspirowskiego oryginału. Podobnie wyrazistą charakterystykę otrzymał każdy z bohaterów dzieła. Trudno się więc dziwić, że już  10 lipca do Boito płynie list :Drogi Boito, amen! Niech się więc stanie! Robimy „Falstaffa”. Nie myślmy w tej chwili o takich przeszkodach jak starość czy choroba. Kilka miesięcy późniejmarkiz Gino Molandi otrzymał od Verdiego list w którym pisze: Mogę panu powiedzieć? Od czterdziestu lat pragnę napisać operę komiczną. Od pięćdziesięciu znam „Wesołe kumoszki z Windsoru: jednak, zwyczajne, ale, które pojawia się wszędzie przeszkadza zrealizować moje pragnienie. Teraz Boito usunął wszystkie ale i zrobił mi komedię liryczną, która nie jest podobna do żadnej innej. Bawię się pisząc do niej muzykę. Nie mam jednak żadnych określonych projektów i nie wiem nawet, czy ją ukończę. Ukończył, aopera okazała się arcydziełem swojego gatunku i najjaśniejszą perłą w koronie jego twórczości.

Irena Ślifarska w roli Quickly, Teatr Wielki w Warszawie 1975

Praca nad Falstaffem, często przez Verdiego określanego mianem „Pancione(brzuchacz) trwała trzy lata, co zważywszy na sędziwy wiek maestra, który w momencie rozpoczęcia pracy miał 77 lat, wydaje się okresem niezmiernie krótkim. Z tych trzech lat, aż rok zajęła instrumentacja, czemu się trudno dziwić bo właśnie koloryt orkiestry odgrywa tutaj zasadniczą rolę w budowaniu formy. Wreszcie 18 września 1892 roku Verdi pisze do Ricordiego list, w który go informuje, że gotów jest wystawić swoje najnowsze dziełow sezonie karnawałowym 1892/93 w La Scali, po warunkiem skompletowania wskazanego przez niego zespołu. Drugim warunkiem maestro było oddanie mu od 4 stycznia, do wyłącznej dyspozycji, La Scali na próby. Mimo sędziwego wieku Verdi pracuje każdego dnia po 6 do 8 godzin prowadząc próby. Każde jego życzenie jest nieomal w lot, z całą skrupulatnością realizowane przez zespoły i artystów. Ich wspólna praca pozwoliła by dokładnie w zapowiedzianym terminie 9 lutego 1893 roku odbyła się, owacyjnie przyjęta. prapremiera, oczekiwana w gorączkowym napięciu przez cały muzyczny świat. Ten dzień stał się jednym z najważniejszych w historii opery określono go jako: pojawienie się nowego rodzaju, a raczej nowa data w sztuce, muzyce i poezji. Jednak w ślady Verdiego poszedł dopiero w 1911 roku Ryszard Strauss w swoim Kawalerze z różą

Podczas trzeciego przedstawienia Falstaffa w La Scali Verdi oficjalnie żegna się z teatrem i swoją publicznością. Tutto è finito – powiedział tym razem sam sobie. Wzruszający moment! Stał na scenie gdzie 17 listopada 1839 roku premierą Oberta rozpoczął swoją artystyczną drogę i tutaj po ponad  pięćdziesięciu czterech latach, jakie podarował operze, ją kończył. Zdawał sobie sprawę, że Falstaff jest ostatnim z jego wielkich bohaterów. Dwadzieścia lat później Toscanini odnalazł w partyturze tej opery skreślone ręką maestro zdanie: Tutto è finito. Va, va, vecchio John. Cammina per la tua via fin che tu puoi. Divertente tipo di briccone eternamente vero sotto maschera diversa in ogni tempo, in ogni luogo. Va, va cammina, addio – Wszystko skończone. Idź stary Johnie. Idź swoją drogą, jak długo będziesz mógł. Śmieszny typie, na zawsze prawdziwy pod maskami jakie wdziewasz w różnych miejscach i czasach. Ruszaj, ruszaj, idź, idź, bądź zdrów. A jednak nie zawsze i nie wszędzie Falstaff budził entuzjazm i odnosił sukcesy. W 1894 roku najpierw w Bolonii, później  w Genui opera nie zdobyła szerszej popularności. …Falstaff poniósł fiasko! Doprawdy, absolutne fiasko… – napisał Verdi 30 grudnia 1984 roku do Giulia Ricorgiego.Były to jednak tylko przejściowe kłopoty wynikające z braku zrozumienia nowoczesności tej muzyki.

Mirella Freni jako Alicja Ford, Paul Pliszka w roli Falstaffa, MET 1992

 W trzyaktowym Falstaffie będącym uroczą komedią liryczną,tekst i muzyka tworzą organiczną całość wzajemnie się warunkując i przenikając. Z założenia jest to dzieło kameralne, w którym chór pojawia się tylko w finałowej scenie. Tak naprawdę jest to opera na chór solistów. Dziesięć równorzędnych dramaturgicznie postaci musi stworzyć bardzo wyrównany zespół by misterność intrygi była czytelna i nie straciła sensu. Muzycznie ma to dzieło charakter wielkiego przejrzystego scherzando, gdzie każdy element otrzymał jasno zakreślone kontury, wyrazistą rytmikę i charakterystyczny koloryt. Muzyka komentuje i zarazem uzupełnia sceniczną akcję. Verdi bawi się ze swoim widzem w uroczy i arcyzabawny sposób, poddając go wielu próbom zmienności nastrojów i kolorów. Przez chwilę przekonuje go o uroczystej powadze jakieś chwili, a kiedy już niemal został do niej przekonany, nagły muzyczny zwrot: rechot puzonów, beknięcie fagotu czy piskliwa odzywka fletu, sprowadzają go na ziemie i przypominają, że tutto nel mondo è burla – cały świat jest żartem.

Akcja rozwija się w szybkim tempie, a na scenie króluje nieco rubaszny, zabarwiony lekkim sarkazmem, humor. Wszystkie postacie mają niemal groteskową, ale nie pozbawioną swoistej filozofii, charakterystykę. A poruszając się w zawrotnym tempie stają się motorem napędowym akcji wspomaganym przez gęstą sieć nutek o drobnych wartościach, które w równie szybkim tempie biegną jedna za drugą, stając się rytmem życia partytury. Oczywiście, podobnie jak w Otellu, arie tracą swoją zamkniętą formę na rzecz monologów o typie szybkiego parlanda. Nie są to jednak monologi jakie spotykamy we wcześniejszych operach Verdiego, tutaj stają się one organiczną częścią całych scen i sytuacji. Najpełniej widać to w wielu, mistrzowsko opracowanych, pełnych dowcipu scenach ansamblowych, które zmuszają dyrygenta do wyjątkowej dbałości o precyzję i klarowność ich prowadzenia. Kwartet pan z Falstaffa określa Verdi mianem „Comarelle” (plotkareczki) i chociaż żadna z pań, poza Nanettą nie ma do zaśpiewania typowej arii, to wszystkie razem tworzą uroczy zespół. Najistotniejszą jest wiodąca partia Alicji, której rola wymaga pięknego prowadzenia frazy, uroku i czaru. To ona dźwiga ciężar całej intrygi i jej dramaturgię. Podobnie zresztą jest z partią Quickly wymagająca głębokiego altowego brzmienia głosu oraz finezyjnie rozplanowanego temperamentu i vis comica. Najmniej wyrazista wokalnie i muzycznie jest Meg Page. Natomiast Nanetta musi być wcieleniem subtelnej liryki. Całość partytury jest utkana z krótkich zazębiających się motywów muzycznych stanowiących kontrapunktowe rusztowanie dla  tekstu. Płynność przeprowadzenia recytatywu i subtelność melodyki osiągają w Falstaffie najwyższy szczyt, wystawiając Verdiemu jak najlepsze świadectwo. Mistrzostwo, jakiego już więcej na operowej scenie nie spotkamy. W cudownym rytmie, tańcu i śpiewie tej muzyki, w jej muzycznej erudycji – połączeniu rzadkim po Bachu – jest coś z wiecznej młodości, coś co nie starzeje się z wiekiem – napisała do Boita, po obejrzeniu premiery, wielka aktorka Eleonora Duse.

Agnieszka Mikołajczyk i Bryn Terfel w Operze Monte Carlo, 2010

Operę otwiera kilkutaktowe preludium orkiestry zderzające się z pierwszą nerwową frazą dr Kajusa, misterną linią partii Falstaffa  i groteskowym recytatywem służących, Bardolfa i Pistoli. Ta scena pełna humoru i zmienności nastrojów i kolorów jest wprowadzeniem w atmosferę całego dzieła. Dynamika postaci, dowcipny tekst i muzyczny humor splatając się w nierozłączną całość, będą nam towarzyszyły przez wszystkie trzy akty. Jednym wytchnieniem będzie pełen poezji liryzm momentów oddanych we władanie uczuciu jakie łączy Nanettę i Fentona. … Ta miłosna gra pomiędzy Nanettą i Fentonem musi pojawiać się w całej sztuce w częstych rozbłyskach. We wszystkich swoich  scenach kryją się oni po kątach, czujni, zdeterminowani, pilnie strzegący swojej tajemnicy.. Będzie to najżarliwsza miłość, której wciąż ktoś przeszkadza i wchodzi w paradę … napisał Boito do Verdiego.Ale i te sceny zostały wplecione w komizm sytuacyjny,  tak więc jedna śmieszna sytuacja goni drugą. Zabawnej scenie czytania listu przez panie Alice Ford i Meg Page towarzyszy brzmienie rożka angielskiego, który tyle razy milknie ile razy panie przerywają czytanie listu. „Blacha” brzmi w scenie przysięgi dr Kajusa, który przyrzeka nie upijać się w gospodzie, no chyba, że w towarzystwie osób szlachetnie urodzonych. Drwiące brzmienie obojów i klarnetów wspomaga lament Bardolfa skarżącego się na ból brzucha spowodowany nadmiernym piciem wina. Monologowi o honorze jaki na początku I aktu śpiewa Falstaff towarzyszy flet. Ukoronowaniem  pierwszego aktu jest scena spisku przeciwko Falstaffowi jaki zawiązują najpierw panie Ford i Meg przy współudziale Quickly. Po chwili taki sam spisek zawiązują dr Kajus, pan Ford, Fenton, Bardolf i Pistol. Oczywiście obie grupy spiskowców nie wiedzą nawzajem o swoich planach.

T, Miłaszkina -Alicja Ford, W. Niechipaiło – Falstaff, Moskwa Teatr Bolszoj, 1976

Zawiązana intryga przenosi nas do drugiego aktu. Najpierw w gospodzie gdzie zawsze przy butelce wina rezyduje Falstaff zjawia się Quickly z zaproszeniem od pani Ford na schadzkę – świetny duet Reverenza, towarzyszy mu niskie brzmienie oboju. Chwilę później zjawia się pan Ford przebrany i przedstawiony przez służących jako pan Fontana, który błaga o pomoc w zdobyciu względów … pani Ford, za co oczywiście gotów jest zapłacić sporą sakiewką złota. Falstaff tak plastycznie opowiada Fontanie o tym, że właśnie dzisiaj ma schadzkę z panią Alicją, że biedny Ford jest niemal przekonany ,że żona zamierza go faktycznie zdradzić. Kapitalny monolog zazdrości Forda É sogno z pięknym czterogłosem waltorni i punktowanym rytmem wzburzonego parlanda kończy tą scenę. Najważniejszą sceną II aktu jest pompatyczny w swojej wymowie strój Falstaffa wybierającego się na miłosną schadzkę do domu pani Ford, która jak wiemy kończy się w koszu z bielizną i przymusową kąpielą tytułowego bohatera. Zanim jednak pojawi się Falstaff słuchamy fantastycznego, pełnego humoru, kwartetu pań, który po chwili przechodzi w nonet  zbudowany z trzech grup postaci. Pierwsza za parawanem, druga obok parawanu, trzecia w pobliżu skrzyni, w której przebiegłe niewiasty ukryły zalotnika. Każda z nich prowadzi swoją rozmowę nawzajem się nie słysząc, co buduje dramaturgię i potęguje komizm całej sytuacji.

Monolog: Ehi! Traverniere! Mondo ladro  wygłoszony przez przemoczonego przymusową kąpielą Falstaffa, trzymającego nieodłączną czarę wina, wprowadza nas w atmosferę III aktu. Cała akcja tego aktu została podporządkowana wielkiej misternie skonstruowanej fudze buffa: Tutto nel mondo é burla. L’uom é nato burlone” – „Cały świat jest żartem. Człowiek urodził się błaznem, która wypełnia całą scenę finałową. Była ona najprawdopodobniej jednym z najwcześniej powstałych fragmentów tej opery. Poprzedza ją miłosna pieśń Fentona przyzywająca Nanettę, która zjawia się w przebraniu królowej elfów. Sama fuga to szczyt kompozytorskiego kunsztu i inwencji melodycznej Kończy ją fraza chóru: Ride ben chi ride la risata linal (Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni). Można powiedzieć, że Verdi u kresu swojej teatralnej wędrówki żegna się ze światem gromkim śmiechem, który rozbrzmiewa do dzisiaj!

Adam Czopek