Przyznać należy, że mimo sędziwego wieku piękna Madama Butterfly Giacomo Pucciniego nic a nic, nie straciła na swojej atrakcyjności. Pozostając od ponad stu lat jedną z najchętniej oglądanych i grywanych oper. Znając dzisiejszą popularność „japońskiej” opery Pucciniego trudno uwierzyć, że jej prapremiera 17 lutego 1904 roku na scenie mediolańskiej La Scali zakończyła się sensacyjną porażką, największą jaką przyszło przeżyć Pucciniemu w całej jego karierze. – „Był to straszliwy wieczór. Niepowodzenie dotknęło mnie głęboko, gdyż spadło zupełnie nieoczekiwanie.” – wspominał kompozytor po latach. Podczas premiery zachowanie publiczności okazało się wręcz skandaliczne, głośny śmiech i okrzyki co rusz przerywały akcję, śpiewacy z trudem mogli wyśpiewywać swoje kwestie. Po zakończeniu przedstawienia rozszalał się huragan gwizdów i wrzasku niezadowolenia. Nazajutrz po premierze nagłówki mediolańskich gazet bezlitośnie donosiły: „Wygwizdany Puccini” „Fiasko w La Scali”, ‘”Klęska japońskiej opery Pucciniego”. Tyle w odniesieniu do premierowej publiczność, jednak krytycy, mimo kilku uwag i zauważonych mankamentów, podnosili wyjątkowość nowej opery, jej interesująco wyeksponowany japoński koloryt i klimat. Co prawda Mascagni powiedział, że jest to kraina Wschodzącego Słońca oglądana przez wagnerowskie okulary. Ale w tym miejscu wypada zaznaczyć, że Puccini nie miał bezpośredniego kontaktu z Japonią i jej kulturą, znał ją jedynie z własnych zainteresowań i studiów. W podobnej sytuacji był Georges Bizet pracując na swoją Carmen.
Co tak rozsierdziło premierową publiczność? Przede wszystkim fakt, że operę podzielono na dwa długie, ciągnące się w nieskończoność akty, co okazało się dla publiczności zbyt ciężką próbą cierpliwości. Zawiedli również wykonawcy, szczególnie pulchna Rosina Storchio, której pojawienie się na scenie przyjmowano głośnym śmiechem. Obrażony kompozytor następnego dnia po fatalnej prapremierze, Wycofał partyturę i zabronił La Scali grania Butterfly. Kosztowało go to 20 tysięcy lirów kary.Puccini mimo próśb i nalegań do końca życia nie zmienił decyzji, Drugi raz Madama Butterfly wystawiono w La Scali dopiero 29 listopada 1925 roku, równo rok po jego śmierci.
A jednak kompozytor i jego najbliżsi przyjaciele głęboko wierzyli w wartość najnowszego dzieła Za ich namową Puccini zgodził się podzielić operę na trzy akty, dokonał też kilku skrótów, poprawek i retuszy w partyturze. Rozbudował intermezzo, dopisał słynną dzisiaj tenorową arię Pinkertona „Addio, fiorito asil” („Ach, Zegnaj mi, ustronie”). Tak przerobiona Butterfly została wystawiona już 28 maja 1904 roku w Teatro Grande w Bresci odnosząc oszałamiający sukces, w pełni rekompensujący mediolańską klęskę. Warto pamiętać, że do tego sukcesu przyczynili się w ogromnym stopniu wykonawcy głównych partii: Giovanni Zenatello (Pinkerton) i związana przez wiele lat z Teatrem Wielkim w Warszawie ukraińska śpiewaczka Salomea Kurszelnicka (Cho-Cho-San) oraz dyrygent Cleofonte Campanini. Partię Suzuki śpiewała w tym przedstawieniu polska mezzosopranistka Janina Łukaszewska, co naszym historykom jakoś umknęło.
Od tego momentu rozpoczął się zwycięski marsz Madama Butterfly przez sceny. Można spokojne zaryzykować stwierdzenie, że nie ma wieczoru, by gdzieś w świecie w światłach scenicznej ramy nie ożywała na nowo wzruszająca miłość pięknej Japonki do porucznika amerykańskiej marynarki. Co wrażliwsze panie i panowie ocierają łzę wzruszenia słuchając śpiewanych przez tytułową bohaterkę arii, „Un bel di vedremo” („Pewnego pięknego dnia ujrzymy…”), oraz „Tu, tu piccolo Iddion” („Ty, ty maleńkie bóstwo”). Z równym wzruszeniem przyjmowany jest wspaniały duet Pinkertona i Butterfly „Bimba degli occhi” kończący I akt oraz słynny kwiatowy duet „Scuoti quelle fronda” („Rozsyp to kwiecie”) śpiewany przez Suzuki i Butterfly w II akcie. Wstrząsające wrażenie pozostawia finałowa scena, w której Butterfly wygłasza słynną kwestię: „Niechaj z honorem umiera ten, komu los nie pozwolił żyć z honorem.” („Con onor muore”).
Można powiedzieć, że Butterfly składa się z paradoksów – żyje, by kochać, ale jednocześnie kocha, by umrzeć. Cho-Cho-San uniesiona uczuciem porzuca religię przodków, gorączkowo szukając swojej nowej tożsamości. Uciekając od przeszłości, nie odnajduje jednak przyszłości. Jej świat rozpada się na oczach widza w drobny pył, a samobójczy gest ma charakter rytualnego obrzędu. ”Butterfly stanowi apoteozę kruchej, ciężko doświadczonej przez los bohaterki, często spotykanej w galerii heroin Pucciniego.” – napisał Karol Stromenger .
Pierwszy kontakt z Madama Butterfly miał Puccini w czerwcu 1900 roku w londyńskim Duke of York’s Theater, gdzie obejrzał sztukę Davida Belasco. Kompozytor po powrocie do Mediolanu poprosił Giulio Ricordiego o uzyskanie zgody na przeróbkę sztuki na operowe libretto. Oczywiście Belasco we wrześniu 1901 roku wyraził zgodę. I w tym przypadku raz jeszcze libretto zapewniło swojemu literackiemu pierwowzorowi przetrwanie w historii teatru. Dzisiaj o sztuce Belacao pamiętają jedynie historycy literatury, a libretto autorstwa Giuseppe Giacosy i Luigiego Illicy do Madame Butterfly od ponad stu lat jest podziwiane tyle tyko, że operowej formie. Puccini pracował nad Butterfly w dość szczególnym okresie swojego burzliwego życia. Najpierw burzliwy romans (kolejny w jego życiu) z Coriną, którą poznał w pociągu do Turynu. Romans był na tyle gorący, że kompozytor chciał się żenić z wybranką serca. Zamierzał porzucić Elwirę, matkę swojego jedynego syna. Na szczęście pod presją przyjaciół, najbardziej Giulio Ricordiego, odstąpił od tego pomysłu. 25 lutego 1903 roku Puccini przeżył ciężki wypadek samochodowy, w którym odniósł poważne obrażenia. W tej trudnej dla niego sytuacji jedyną, która mu w tym trudnym towarzyszyła była Elwira, od lat życiowa partnera. Właśnie troskliwa opieka Elwiry nad rannym sprawiła, że Puccini po wielu latach ich wspólnego życia zdecydował się w końcu na ich ślub, który odbył się 3 stycznia 1904 roku, w Torre del Lago.
Piętnastoletnia gejsza Cho-Cho-San, zwana przez przyjaciół Motylem poślubiła na 999 lat porucznika Pinkertona z amerykańskiej marynarki stacjonującej w Nagasaki. Amerykanin, zgodnie z powszechnie panującym obyczajem, traktuje ten ślub niezbyt obowiązująco (o czym rozmawia z konsulem Sharplesem). Zupełnie inaczej podchodzi do tego młodziutka zakochana Cho-Cho-San, która dla Pinkertona wyrzeka się wiary ojców i przyjmuje chrześcijaństwo, co przypłaca wyklęciem przez wuja. Butterfly wraz z owocem związku – maleńkim synkiem, wiernie i cierpliwie czeka na powrót małżonka z Ameryki, odrzucając jednocześnie zaloty kolejnych konkurentów. Nareszcie pewnego dnia rozpoznaje w zawijającym do portu okręcie jednostkę porucznika. Jest szczęśliwa – „Rozsyp to kwiecie” poleca służącej Suzuki, jest przekonana, że już za chwilę mąż wejdzie do jej domu by przywitać ją i ich syna. Nie wie, że po trzyletniej nieobecności Pinkerton wrócił do Nagasaki z nowo poślubioną żoną, by zabrać ze sobą syna! Zrozpaczona Butterffly żegna się z dzieckiem i przebija się sztyletem. Do Pinkertona dopiero teraz dociera siła uczucia jakim go darzyła młoda japońska gejsza.
Po przeznaczoną na sopran liryczno – dramatyczny partię tytułowej bohaterki sięgały niemal wszystkie wielkie primadonny. Do historii przeszły niezapomniane kreacje Rosetty Pampanini, Geraldine Farrar, Toti dal Monte, Luby Welitsch. W czasach nam bliższych melomani podziwiali w tej partii: Renatę Tebaldi, Renatę Scotto, Mirellę Freni, Victorię de los Angeles oraz Marię Callas. To właśnie te artystki na wiele lat wyznaczyły standardy jej interpretacji.
Polska premiera tej opery miała miejsce w grudniu 1908 roku, na scenie Teatru Wielkiego w Warszawie. Reżyserował Mikołaj Lewicki. Pierwszą polską Butterfly była Gemma Bellincioni, w roli Pinkertona partnerował jej Henryk Drzewiecki. Po Bellincioni rolę przejęły, Maria Budziszewska i Jadwiga Dębicka, w późniejszym czasie Maria Mokrzycka. Po II wojnie światowej uznanie za kreacje tej partii zbierały Helena Lipowska, Alina Bolechowska, Hanna Rumowska, Bożena Kinasz- Mikołajczak, Barbara Zagórzanka, Izabella Kłosińska. Ostatnio do tego elitarnego grona dołączyła Aleksandra Kurzak.
Ostatnie sukcesy tego pięknego dzieła, którego muzyka ma specyficzny dalekowschodni koloryt związane są z głośnymi inscenizacjami Roberta Wilsona w Opera Bastille w Paryżu (1993), oraz Mariusza Trelińskiego w Operze Narodowej w Warszawie (1999), przeniesionej później na scenę Opery w Waszyngtonie.
Adam Czopek