Magazyn Operowy Adama Czopka

Opera, operetka, musical, balet

Cykl Mistrzowie batuty

Włodzimierz Kamirski, dyrygent który zawojował Australię

Ten znany i ceniony w świecie dyrygent urodził się w 1944 roku w Lublinie. Był absolwentem PWSM w Warszawie, gdzie ukończył klasę dyrygentury u prof. Stanisława Wisłockiego. Po dyplomie wyjechał jeszcze do Włoch do Ferrary, gdzie studiował u Franza Ferrary oraz Paula Kletzkiego. Po powrocie do kraju pracował najpierw we wspomnianych już teatrach, a później przez cztery lata był szefem „warszawskiej radiówki” skąd został w 1980 roku wyrzucony. ”Samo wymówienie i wyrzucenie mnie z pracy przez wiceprzewodniczącego było w najbardziej chamskim stylu, ale jakoś to przeżyłem” – napisał mi w liście w 1993 roku. W tym momencie rozżalony zdecydował się na emigrację, chociaż nigdy o takim kroku nie myślał.

Najpierw wyjechał z żoną do Niemiec, gdzie zastał go stan wojenny. W tym czasie najpierw żona (jeszcze wtedy partnerka), nieco później on, otrzymali propozycje pracy w Sydney dokąd wyjechali „tylko na chwilę”, która okazała się długim i niezmiernie ważnym w życiu okresem trwającym do końca ich życia. W Sydney szybko poznano się na jego dyrygenckim talencie więc powołano go na stanowisko pierwszego dyrygenta opery, gdzie debiutował w 1985 roku operą Romeo i Julia Gounoda, drugim dziełem jakie prowadził na tej scenie był Bal maskowy Verdiego. W tym samym roku prowadził jeszcze wykonanie Requiem Verdiego, koncert odbywał się w katedrze w Sydney i był transmitowany przez telewizję. Jednocześnie prowadził ożywioną działalność jako dyrygent symfoniczny i operowy. Gościnnie wystąpił w najważniejszych ośrodkach kulturalnych Australii i Nowej Zelandii, otwierał nowo wybudowaną operę w Singapurze. Z czasem prowadził koncerty w całym tamtym regionie z Chinami, Japonią i Koreą na czele oraz Włoszech, Niemczech i Francji, ponadto w Rosji i Argentynie. W latach 1984 – 88 współpracował, również jako szef muzyczny, z National Grand Opera w Nowym Jorku. Do historii opery w Sydney przeszły dwa jego wielkie przedstawienia. Najpierw plenerowa Aida Verdiego wystawiona w 1989 roku z prawdziwymi słoniami na boisku sportowym Sydney Cricket Ground. Cztery lata później (1994) wielka inscenizacja Turandot Puccinego zrealizowana na stadionie sportowym, z udziałem Ewy Marton. Na zagranicznych afiszach występował jako Vladimir, czasami Vlado, Kamirsky.

Włodzimierz Kamirski fot. P. Koprowski

Druga połowa lat osiemdziesiątych oraz lata dziewięćdziesiąte, to prawdziwy rozkwit kariery tego niezwykle utalentowanego Polaka, wtedy już dyrygenta o światowej renomie. Miał na swoim koncie kilkanaście oper wystawianych w Sydney, Melbourne, w Brisbane, Hobart i Perth. Dyrygował również w Singapurze. Maestro Kamirski zyskał sobie międzynarodowy prestiż jako utalentowany dyrygent orkiestr operowych i symfonicznych. Traktując Sydney jako bazę, kontynuował swoje muzyczne dokonania wyjeżdżając do USA, Azji, i wielu europejskich krajów aby dyrygować orkiestrami i operami. Zaproszony do Ameryki Południowej dyrygował Brazylijską Orkiestrą Symfoniczną w San Paulo i Rio de Janeiro; do Nowej Zelandii, gdzie wystawiał trzy opery Verdiego oraz Carmen Bizeta.

W opracowywanych przez siebie programach koncertowych zawsze i wszędzie promował muzykę polską, szczególną estymą darzył muzykę Mikołaja Góreckiego. Mimo, że często bywał w Polsce, nigdy nie otrzymał propozycji poprowadzenia koncertu czy przedstawienia operowego. Nie istniał w polskim życiu muzycznym. Propozycja występu spłynęła dopiero w 2011 roku przy okazji obchodów 75-lecia NOSPR-u. Niejako za ciosem poszedł Teatr Wielki w Łodzi, który zaproponował swojemu dawnemu dyrygentowi powrót i poprowadzenie przedstawienia Traviaty Verdiego z udziałem: Joanny Woś, Dariusza Stachury i Zenona Kowalskiego. Program koncertu 6 marca w Katowicach  obejmował: uwerturę do Mocy przeznaczenia Verdiego, poemat symfoniczny Preludia Lisztaoraz  suitę z baletu Jezioro łabędzie  Czajkowskiego.

„Włodzimierz Kamirski przy dyrygenckim pulpicie tchnął wiele życia w nieśmiertelną muzykę Verdiego. Przede wszystkim prowadził przedstawienie w sposób umożliwiający śpiewakom spokojne prowadzenie frazy i nie zmuszał ich do forsowania głosu. Była też pod jego batutą charakterystyczna dla Traviaty taneczna lekkość w rytmie walca i śpiewność, pod którą czai się od samego początku, dramat głównych bohaterów. Przyjęte przez dyrygenta tempa nadają muzyce wyraziście głębszy dramatyczny puls.” – napisałem po tym przedstawieniu, które odbyło się 10 marca 2011 roku. Miałem wówczas okazję spotkać się z tym znanym w świecie dyrygentem, o którym w jego rodzinnym kraju niewielu pamiętało. Wtedy też opowiedział mi o śmieci ukochanej żony i udarze jaki przeszedł oraz długiej rehabilitacji, która pozwoliła mu na powrót do dyrygowania. Przez wiele lat znaliśmy się z kontaktów listownych, w których Maestro Kamirski „donosił” o tym jak wygląda życie muzyczne nie tylko zresztą w Australii, czym i gdzie dyrygował, a przyznać należy, że był przy tym świetnym, obdarzony poczuciem humoru, gawędziarzem. Po tych dwóch muzycznych wydarzeniach w rodzinnym kraju Kamirski wrócił do Australii, której obywatelstwo otrzymał w 1986 roku. Nadal utrzymywaliśmy kontakty listowne, tyle, że z czasem coraz rzadsze, aż kilka lat temu zupełnie się urwały. Jak się okazało koncert w Katowicach i przedstawienie w Łodzi, były ostatnimi jakimi dyrygował. Choroba z dnia na dzień czyniła, nie dające się powstrzymać, postępy.

Włodzimierz Kamirski zmarł 22 kwietnia 2017 roku w swoim domu w Sydney. Prochy dyrygenta i jego żony, która zmarła w 2007 roku, mają spocząć w rodzinnym grobowcu na Powązkach.

Adam Czopek