Magazyn Operowy Adama Czopka

Opera, operetka, musical, balet

Cykl Legendy Polskiej Wokalistyki

Wermińska Wanda

Piękny głos i żywiołowy temperament

Jerzy Waldorff po kilku występach tej śpiewaczki na scenie Opery Warszawskiej, kiedy śpiewała na zmianę partie mezzosopranowe, napisane na sopran liryczny i te czysto dramatyczne napisał: „ … pani Wermińska dysponuje tak szerokimi możliwościami wokalnymi iż pozwalają jej one na śpiewanie ról sopranowych, mezzosopranowych, altowych, tenorowych, barytonowych, basowych i kontrabasowych.” Co zainteresowana skwitowała po latach w rozmowie z Waldorffem – Gdybym mogła byłabym wtedy pana udusiła. Na szczęście spotkali się osobiście dopiero po latach kiedy opadły emocje i oboje mogli rzecz całą potraktować z przymrużeniem oka. Z jednej strony anegdota trąci żartem, z drugiej jest prawdziwą opowieścią o tej wielkiej operowej divie, która zachwycała jako Amneris, Aida, Carmen, Jadwiga, Amelia, Zyglinda, Elza, Tosca, dowodząc jej ogromnych możliwości wokalnych i aktorskich umiejętności.

W. Wermińska jako Królowa Elżbieta w Don Carlosie – Opera Warszawska 1935

Debiutowała w Operze Warszawskiej 23 czerwca 1923 roku pod dyrekcją Emila Młynarskiego. Pierwszą partią jaką zaśpiewała na scenie była mezzosopranowa Amneris w Aidzie. „Debiut wczorajszy Wandy Wermińskiej w Aidzie można zaliczyć do znamienitych. Śpiewaczka ta wykazała głos piękności niepowszedniej. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że Pani Wermińska podobno po raz pierwszy znajduje się na scenie, to przyklasnąć trzeba jej zdolnościom aktorskim.’ – napisał Karol Stromenger w „Kurierze Porannym”. Drugą partią, i to przygotowaną pod czujnym okiem i uchem Emila Młynarskiego, była Carmen w operze Bizeta – premiera 13 grudnia 1924 roku. Sukces kreacji jaką stworzyła zrządził, że szybko zyskała opinię znakomitej pod każdym względem Carmen. Śpiewała ją około 500 razy i to nie tylko na polskich scenach. „Kreacja tytułowa w wykonaniu Wandy Wermińskiej – najlepszej polskiej „Carmeny” – była dziełem wielkiej sztuki aktorskiej i wokalnej. (…) Wermińska daje postać pełną życia i prawdy. Wokalna strona partii, znajdująca swą kulminację w słynnej arii z kartami (akt II) należy do wysokiej klasy kunsztu śpiewaczego. – napisał Jan Wełeszczuk w 1939 roku w „Dzienniku Polskim” po gościnnych występach Wermińskiej we Lwowie. W podobnym tonie pisano o jej kreacjach w Budapeszcie, Bukareszcie, Meksyku, Aleksandrii i Rzymie. Nie mniejsze uznanie zyskiwała po występach w Katowicach, Krakowie, Lublinie, Zakopanem i Wilnie.

Była pierwszą warszawską Jenufą w operze Janáčka, premiera 22 stycznia 1930 w Teatrze Wielkim. Trzy lata później doprowadziła do wystawienia na dziedzińcu Wawelu opery Pan Tadeusz Jana Tomasza Wyżgi, w której śpiewała partię Telimeny. Pisząc o tej artystce pamiętać należy, że jej temperament sceniczny w owych czasach nie miał sobie równych. Śpiewała partie mezzosopranowe i sopranowe oraz operetkowe, w sumie miała ich ponad 50. Była też cenioną interpretatorką pieśni, a czasami również organizatorką i nie tylko wydarzeń artystycznych. Do historii Teatru Wielkiego w Warszawie przeszedł strajk artystów wczesną wiosną 1938 roku, w którym Wermińska była siłą sprawczą wszelkiej aprowizacji dla okupujących teatr artystów. Sama w tym czasie nie była już od dziesięciu lat jego solistką, występowała jedynie gościnnie. Odeszła ze stołecznego Teatru Wielkiego w 1927 roku, zdążywszy przed tym zebrać uznanie jako Conception w Godzinie hiszpańskiej Ravela, Amelia w Balu maskowym Verdiego, Zyglinda w Walkirii Wagnera. A jednak czasami wracała, jednym z takich powrotów był Don Carlos wystawiony 29 stycznia 1935 roku , w którym, pod dyrekcją Adama Dołżyckiego śpiewała partię Królowej Elżbiety. W 1938 roku kolejny powrót tym razem jako tytułowa Halka w operze Moniuszki. Ostatni przedwojenny sezon zastał ją na gościnnych występach w Operze Lwowskiej, gdzie zbierała uznanie za kreację żywiołowej Carmen, „.. Kreacja tytułowa była dziełem wielkiej sztuki aktorskiej i wokalnej.” – napisała po jej występach „Gazeta Lwowska” z 29 stycznia 1939. Lwów okazał się ważnym miejscem jej artystycznej działalności. Pierwszy raz pojawiała się w tym mieście w 1930 roku. Oklaskiwano ją tutaj, poza wspomnianą Carmen, w Aidzie, Tosce, Żydówce.

Wanda Wermińśka jako Amneris zdj. 1930 roku fot. B.J. Dorys

W jej bogatym repertuarze było miejsce dla Verdiego, Wagnera i Pucciniego, ale również dla Różyckiego, Moniuszki, Meyerbeera, Lehara, Kalmana i … kabaretu Morskie Oko. Większość partii śpiewała w dwóch językach: po polsku i w oryginale. Największe uznanie poza wspomnianą wyżej Carmen przyniosły jej: Elżbieta w Don Carlosie, Elza w Lohengrinie, Elżbieta w Tannhäuserze, tytułowa Aida i Tosca. Trasa jej występów jeszcze dzisiaj może przyprawić o zawrót głowy. Wiodła bowiem od Kairu, Aleksandrii i Aten, przez Paryż Madryt i Lizbonę do Buenos Aires, Rio de Janeiro. W 1934 roku, jak meteor przemknęła przez cenę Wiener Staatsoper, gdzie debiutowała jako tytułowa Aida w towarzystwie Marii Olszewskiej (to niemiecka śpiewaczka o polskim nazwisku) i Tito Schipersa. Jej kreacja wywoła wręcz entuzjazm wiedeńczyków. „…Występ Wermińskiej był niewątpliwym wydarzeniem. Walory wokalne znane już chlubnie z estrady, znalazły istotną pełnię wyrazu na scenie operowej. Wermińska jest Aidą żywiołową, wzruszającą w postawie, geście, wyrazie. Głos jędrny, mający siłę dramatyczną, wyposażony w rozległą skalę z olśniewającym „C” w górze. Tę Aidę cechuje uczucie i inteligencja.” – napisał Józef Korngold w „Neue Freie Presse”. Dwa lata wcześniej od 8 listopada 1932 mogli jej kunszt podziwiać prascy melomani. Dwukrotnie wystąpiła w Národnim Divadle, najpierw śpiewała partię Elzy, następnie Aidy. Ta partia miała też być jej debiutem w mediolańskiej La Scali – jak pisze w swoim pamiętniku – przygotowywała ją pod bacznym okiem Arturo Toscaniniego. Choroba ojca śpiewaczki pokrzyżowała te plany.

Wanda Wermińska urodziła się 8 listopada 1900 roku w majątku Błoszczeńce na Ukrainie. Była uczennicą Heleny Zboińskiej-Ruszkowskiej, prawa solistki operowej uzyskała dzięki egzaminowi jaki zdała przed specjalną komisją weryfikacyjną ZASP-u, w której zasiadał m.in. Juliusz Osterwa. Później doskonaliła też swój głos w Wiedniu pod okiem Felicji Kaszowskiej i Mediolanie u Angeliki Pandolfini. Śpiewała w towarzystwie Mattii Battistiniego, Fiodora Szalapina, Tito Schipy, Kirsten Flagstad, Jana Kiepury. Wybuch II wojny światowej sprawił, że wielu artystów uciekało z Europy szukając schronienia przed wojenną zawieruchą w Argentynie i Brazylii. Wśród nich znalazła się też Wanda Wermińska, która dotarła do Buenos Aires przez Rio de Janeiro i Santiago de Chile. Oczywiście podjęła tam występy nie tylko sceniczne, ale również koncertowe. W 1946 roku w Teatro Colon podziwiano Wermińską jako Zyglindę w Walkirii, po premierze której Ayenda Lanacion napisał: „Wanda Wermińska w roli Zyglindy była taką, o jakiej na pewno śnił sam Wagner. Pamiętamy bardzo mało głosów w tak świetnej dykcji i impostacji, jaką podziwialiśmy u polskiej śpiewaczki. Niebywała skala głosu, jego gatunek, brzmienie, różnorodność frazowania, arcymuzykalność. Słowem jest to mistrzyni w całym znaczeniu tego słowa.”- z pamiętnika Wandy Wermińskiej. Po Zyglindzie śpiewała też Leonorę w Fideliu Beethovena, po którym napisano w „La Nacón” – „Z uwielbieniem i zachwytem pisaliśmy o Wermińskiej po Walkirii. Dziś Leonora w Fideliu w interpretacji Wermińskiej była porywająca. Takich kreacji się nie zapomina. Występy polskiej śpiewaczki są rewelacyjne. Dowodem na to przepełniona widownia, zachwyt publiczności, nie milknące brawa i wielka ilość kwiatów.” Wermińska występowała w Buenos Aires do 1948 roku.

W 1949 roku wróciła do Polski. W Operze Warszawskiej pojawiła się w 1953 roku jako Tosca, która okazała się jedyną jej powojenną kreacją. Po wymuszonym odejściu z teatru zajęła się pedagogiką. Udzielała porad wokalnych i przygotowywała kolejne partie z: Krystyną Jamroz, Agnieszką Kossakowską, Tadeuszem Urbanem, Anną Malewicz-Madey, Bożeną Brun-Barańską, Beatą Artemską. Biegały też do niej po wokalne wskazówki znane piosenkarki Irena Santor i Sława Przybylska.

Adam Czopek