Scena była jej życiem
Była jedną z największych śpiewaczek w powojennych dziejach naszego teatru operowego. Zawsze twierdziła, że teatr był pasją jej życia. Niemal przez całą karierę pozostała wierna Teatrowi Wielkiemu w Poznaniu, którego publiczność wyjątkowo ją ceniła. W Poznaniu na „Tośkę” się chodziło, o „Tośce” się mówiło, a każdy jej występ rozpalał emocje. „Tośka” to była jednoosobowa poznańska instytucja o stałym kredycie zaufania. To przede wszystkim dla niej poznańscy melomani tłumnie chodzili na Halkę, Aidę, Trubadura, Eugeniusza Oniegina, Bal maskowy, Carmen, Toscę. Mówiono o niej, że jest prawdziwą primadonną o rzadkiej piękności głosie i wybitnym aktorskim talencie i scenicznym temperamencie. W jej wykonaniu role Carmen, Desdemony, Amelii w Balu maskowym, Toski, Halki, Santuzzy, Lizy i wagnerowskiej Elżbiety, przeszły do historii nie tylko poznańskiej sceny. Z urodzenia warszawianka (16 stycznia 1923), bytomianka z pierwszych kroków na scenie, wreszcie od 1947 roku poznanianka ze świadomego wyboru.
– „… nadzwyczajną przyjemność sprawiło mi słyszenie i oglądanie w partii o roli tytułowej Antoniny Kaweckiej. Po pewnym okresie jak gdyby obniżonej formy wokalnej stoi znowu na szczytach: głos przez blisko cztery godziny świeży, nie zmęczony, bogaty – od krągłych z blaskiem i siłą rzucanych dźwięków najwyższych a skali, aż po dół o barwie i nośności altu. Aktorstwo powściągliwe, przecież jednak pełne wyrazu; w ostatniej scenie wstrząsające.” – napisał w 1965 roku Jerzy Waldorff po polskiej premierze Katarzyny Izmajłowej Szostakowicza wystawionej w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Z kolei Ludwik Erhardt po premierze dramatu muzycznego Tristan i Izolda Wagnera wystawionego na tej samej scenie w 1969 roku napisał: „Izoldę śpiewa Antonina Kawecka. Może tę partię zaliczyć do największych osiągnięć w swej karierze artystycznej. Jej silny, pełen dramatycznego wyrazu i pięknie brzmiący głos, wybitna muzykalność i wrażliwość łączą się z talentem aktorskim- jest na scenie jedyną osobą, która nie tylko śpiewa, lecz tworzy jakąś postać.” Jeszcze dalej poszedł Erhard w swojej entuzjastycznej ocenie Kaweckiej w partii Tosci: „Słyszałem ją przecież wiele razy w Poznaniu, skąd właśnie przyjechała do Warszawy na gościnne występy. Lecz nigdy dotąd – ani jako Katarzyna Izmajłowa, ani nawet jako Izolda – nie porwała mnie tak mocno swoim niezwykłym talentem operowym. Śpiewa pięknie silnym, dramatycznym i niezawodnym głosem. Lecz ponadto posiada umiejętność, dar, intuicję – czy ja wiem? – dzięki której nadaje scenicznej postaci sugestywną autentyczność i świeżość. Potrafi naleźć środki, które odbiera się jako szczere, naturalne i całkowicie uzasadnione. Jej Tosca jest prawdziwa i spontaniczna w najbardziej nieprawdziwych i sztucznych sytuacjach.” – „Kultura” z 1 lutego 1970 roku. Recenzje w takim właśnie stylu towarzyszyły całej jej bogatej karierze. Była co prawda etatową solistką poznańskiej sceny operowej, ale zapraszana często pojawiała się na pozostałych polskich scenach i estradach koncertowych.
Urodziła się, jak już wspomniałem w Warszawie na Woli. Mimo, że uzdolniona muzycznie i mająca za sobą młodzieńcze występy w amatorskim Teatrze Tramwajarzy, w 1937 roku rozpoczęła naukę w Gimnazjum Kupieckim Krzewienia Wiedzy Handlowej. Wojna i przedwczesna śmierć ojca (wziętego muzyka) zmusiła ja do przerwania nauki. Jednak rozpierający ją talent i fascynacja teatrem nie dawał o sobie zapomnieć. W grudniu 1941 roku, mimo sprzeciwu matki, rozpoczyna naukę w tajnym warszawskim Konserwatorium Muzycznym założonym przez Stanisława Kazurę i jego żonę Margeritę Trombini. Już po niepełnych dwóch latach nauki w 1943 roku Kawecka debiutuje na koncertach organizowanych przez Radę Główną Opiekuńczą w kawiarni „Pod Znachorem” Chaberskiego oraz kawiarni Bolesława Woytowicza na Nowym Świecie. To właśnie podczas tych koncertów miała okazję spotkać po raz pierwszy swoich późniejszych partnerów scenicznych, Wiktorię Calmę, Antoniego Majaka, Jadwigę Lachetównę, Lesława Finze, z którymi występowała później na scenie Opery Śląskiej. Po upadku Powstania Warszawskiego Kawecka z mężem Antonim Bochniakiem wyjeżdża do Częstochowy, gdzie pod kierunkiem Sergiusza Nadgryzowskiego rozpoczęła przygotowywać podstaw swojego repertuaru. To Nadgryzowski przedstawił młodą śpiewaczkę Jerzemu Silichowi, który z kolei zarekomendował ją Adamowi Didurowi, dyrektorowi Opery Śląskiej. To on sprawił, że 9 grudniu 1945 roku Kawecka debiutuje jako Lola w Rycerskości wieśniaczej Mascagniego. Tak właśnie rozpoczyna się trzyletni okres pracy w tym teatrze. Początkowo śpiewa niewielkie role mezzosopranowe: Suzuki w Madama Butterfly, Flora w Traviacie, Mercedes w Carmen. Pierwszą dużą mezzosopranową partią była Amneris w Aidzie i Jadwiga w Strasznym dworze. To trwało zaledwie rok, po którym dyrektor Belina-Skupiewski powierzył jej partię tytułową w Carmen. To okazało się przełomem w jej karierze, recenzenci zauważyli jej kreację, „Wielką zaletą Carmen Kaweckiej jest to, że łączy ona w jednej osobie głos, temperament i nerw sceniczny z młodością i (mówię z perspektywy widza) – pięknością, której wszak librecista żąda dla tej postaci. Jako aktorka wywiązała się Kawecka nadspodziewanie dobrze, stając się postacią koncentrującą wokół siebie partnerów swoich i uwagę widzów. Głos Kawecka ma piękny, wyrównany w barwie i sile, choć jeszcze nie w pełni dojrzały. Śpiewa czysto, jest muzykalna.” – napisał po tej premierze W. J. Michałowski („Dziennik Zachodni” z 18 XI 1946 roku). Drugim wydarzeniem, które odbiło się znacząco na jej rozpoczynającej się karierze było ratowanie, w charakterze nagłego zastępstwa, przedstawienia Rycerskości wieśniaczej. Nagle zachorowała Wiktoria Calma mająca śpiewać w tym przedstawieniu partię Santuzzy, koledzy żartem namawiali ją by spróbowała zaśpiewać za Calmę. No i stało się! Kawecka potraktowała propozycję serio i po krótkiej próbie z dyrygentem Jerzym Sillichem i reżyserem Romualdem Cyganikiem zaśpiewała swoją pierwszą Santuzzę, co spotkało się z uznaniem wszystkich kolegów.
Po gościnnych występach Opery Śląskiej w Warszawie w udziałem Kaweckiej w partii Amneris Zygmunt Latoszewski porywa ją do Opery Poznańskiej, mającej w tym czasie opinię pierwszej sceny lirycznej w Polsce. Początkowo nadal śpiewa partie mezzosopranowe, Carmen, Amneris, Olga w Eugeniuszu Onieginie, powoli jednak za radą i przy wsparciu dyrektora Latoszewskiego skręcając w stronę partii sopranowych. Zaczyna od partii Tatiany w Onieginie, wraca też do Santuzzy, by od 1948 roku skoncentrować się już tylko na partiach sopranowych. Oddała się w tym czasie w opiekę Józefa Wolińskiego, który udzielał jej lekcji śpiewu i przygotowywał z nią kolejne partie. Jednym z pierwszych jej sopranowych sukcesów była kreacja moniuszkowskiej Halki. Jerzy Waldorff obejrzawszy przedstawienie z jej udziałem napisał w „Przekroju”, „”Halka w znakomitej tak głosowo, jak i aktorsko interpretacji Kaweckiej była nareszcie żywą i prawdziwą dziewczyną góralską, a nie przebraną primadonną.” Halka na wiele lat stała się jej sztandarową partią, śpiewała ją w Bratysławie, Moskwie, Pradze Budapeszcie Cluj, Berlinie. Zagraniczne występy Kaweckiej również przynosiły jej wielkie uznanie bez względu na to gdzie się odbywały. W Narodnym Divadle w Pradze była pierwszą cudzoziemką, jak zaśpiewała partię Wendulki w Pocałunku Bedřicha Smetany. Budapeszt oklaskiwał ją w kwietniu 1952. Trzykrotnie wyjeżdżała na koncerty do Stanów Zjednoczonych, gdzie podziwiano ją jako Aidę w City Center Oper w Nowym Jorku. Podziwiano ją również w Chinach, na Węgrzech, w Rumunii, Jugosławii, Bułgarii i NRD.
Omawiając dokonania tej znakomitej śpiewaczki nie wolno pominąć jej sukcesów w partiach Wagnerowskich: Izolda w Tristanie i Izoldzie, Elżbieta w Tannhäuserze. „Wagner zmusił mnie do innego charakteru wyrazu dramatycznego niż ten, jaki wyrażałam w operach np. włoskich, rosyjskich czy słowiańskich. Dyscyplina muzyczna i powściągliwość gestu, choć bardzo wyraźnego, cechują postacie Wagnerowskie. Postać Elżbiety wystudiowałam z gotyckich świątków. Ostatnia scena oczekiwania Tannhäusera wraz z pątnikami była zdaniem recenzentów pełna skupienia. Tylko ja wiem, ile wysiłku kosztowała mnie ta scena.” – powiedziała w jednym z wywiadów (marzec 1994r. P. Czekała). No cóż, mając możliwości obserwowania Antoniny Kaweckiej w obu wspominanych partiach (widziałem i słyszałem artystkę również jako Halkę Toscę i Katarzynę Izmajłową) pozostaje mi tylko w pełni potwierdzić słowa wielkiej primadonny. Ona nie tylko śpiewała partie Elżbiety i Izoldy, ona wokalnie i aktorsko w pełni obie postaci uwiarygodniała, a skupienie było jednym z najważniejszych czynników dramaturgicznego budowania obrazu obu nieszczęśliwych kobiet.
W 1983 roku żegna się ze sceną, Na pożegnalnym wieczorze zaśpiewała partię Toski, jedną ze swoich ukochanych ról. Swoją miłość do tej opery Pucciniego udowodniła reżyserując jej inscenizację w Operze Wrocławskiej (na scenie której pojawiała się gościnnie od 1957 roku), premiera 20 czerwca 1992 roku przyniosła jej kolejne dowody uznania. Pożegnanie ze sceną nie oznaczało dla niej pełnego zerwania kontaktów ze sceną. Od 1971 roku, za namową prof. Stefana Stuligrosza podjęła pracę pedagogiczną, która szybko stała się jej kolejną pasją. – „Od chwili kiedy zaczęłam uczyć, wszystko inne przestało się liczyć. Zaangażowałam się bez reszty” – powiedziała Romualdowi Połczyńskiemu („Scena operowa nr 3 z 1993r.). Do grona jej uczniów należą między innymi Barbara Mądra, Elżbieta Ardam, Andrzej Bułło, Andrzej Witlewski, Marek Torzewski, Wojciech Drabowicz, Agnieszka Mikołajczyk, każdy z tych artystów odcisnął już trwały ślad w historii polskiej i światowej opery.
Zmarła nagle 6 października 1996 roku, miała 73 lata. W trzecią rocznicę śmierci Maestry grupa jej wychowanków powołała w Poznaniu fundację jej imienia.
Adam Czopek