Mimo, że urodził się w 1863 roku w Zadarze w Chorwacji, to podawał, że z pochodzenia jest Włochem. Nie bardzo wiadomo kiedy przyjechał do Polski i jak przebiegała jego muzyczna edukacja, jedynym znanym faktem jest to, że ukończył konserwatorium w Wiedniu. Pierwsze lata kariery spędził w Rosji, ponoć dyrygował w Petersburgu i Moskwie, co zresztą dzisiaj trudno potwierdzić. Pierwszym polskim teatrem, w którym zaistniał była Opera Warszawska, gdzie w 1899 roku został zastępcą dyrygenta. Debiutował 10 października prowadząc przedstawienie Traviaty Verdiego. Pozostanie na tym stanowisku do 1908 roku, do jego obowiązków należało – w założeniu – dyrygowanie polskimi operami. Ale nie tylko, w 1905 roku przygotował premierę Hugonotów Meyerbeera, którą wyjątkowo ostro potraktował w swojej recenzji Jan Kleczyński, wytykając dyrygentowi wiele błędów w prowadzeniu orkiestry i solistów. Warszawscy melomani mogli go podziwiać, w tym pierwszym jego okresie, jak dyrygował: Żydówką, Afrykanką, Rigolettem, Mignon.
Kolejny etap kariery Stermicha-Valcrociaty związany był Operą Lwowską, gdzie pojawił się już jako pełnoprawny dyrygent w sezonie 1907/08, będzie nim do końca sezonu 1909/10. W tym czasie prowadził większość występów gościnnych zespołu Opery Lwowskiej w Krakowie i Wiedniu. Między innymi dyrygował w 1909 roku przedstawieniem Traviaty z udziałem Marceliny Sembrich-Kochańskiej. Wśród wielu premier jakie w tym czasie przygotował był Tannhäuser Wagnera (sezon 1908/09), którego premiera została ostro potraktowana przez recenzentów, który sugerowali nawet by zastąpił go w tym przypadku Ludomir Różycki. Okazało, się że Wagner nie bardzo leży w naturze Stermicha-Valcriociaty, co zresztą potwierdzi się w toku dalszej kariery, więc więcej nie brał się za przygotowanie jego dzieł.
W 1910 roku został dyrygentem operowym w Teatrze Niemieckim w Pradze, dokąd wyjechał już w towarzystwie śpiewaczki Jadwigi Dębickiej, która niebawem zostanie jego żoną. Pozostaną w Pradze do 1914 roku. Sukcesem praskiego okresu była premiera niemieckojęzycznej wersji Falstaffa i Otella Verdiego. Po Pradze przyszedł czas na cesarski Wiedeń, gdzie podziwiano jego kapelmistrzowski kunszt w Volksoper. Przeszedł do historii tej wiedeńskiej sceny dzięki udanym premierom Lodoletty Mascagniego i Jaskółki Pucciniego. W 1919 roku wrócił na chwilę do Opery Warszawskiej i 3 grudnia prowadził przedstawienie Madamy Butterfly.
W 1922 roku, na siedem sezonów, został dyrektorem Opery Poznańskiej. Ten okres uznany został za jeden z najbardziej owocnych w historii tej sceny. Stermich, który rozpoczął swoją dyrekcję od sukcesu premiery Konrada Wallenroda Żeleńskiego, wprowadził do repertuaru poznańskiej sceny 84 dzieła operowe i operetkowe oraz 25 utworów baletowych. W tym między innymi prapremiery: Marii Opieńskiego (1923), Legendy Bałtyku Nowowiejskiego (1924), Pomsty Jontkowej Wallek-Walewskiego (1927) oraz Krzyżaków Dołżyckiego (1929). Wyjątkowym wydarzeniem jego dyrekcji była wizyta Pietro Mascagniego, który dyrygował wykonaniem swojej Rycerskości wieśniaczej oraz Aidy Verdiego. Zapraszał też polskich i zagranicznych śpiewaków, którzy odnosili sukcesy na światowych scenach; Helena Zboińska-Ruszkowska – Amelia w Balu maskowym Verdiego, Adam Didur – Saint-Bris w Hugonotach Meyerbeera. W obu przypadkach obok nich wystąpił Mattia Battistini. Ponadto pokazali się na poznańskiej scenie: Ignacy Dygas, Stanisław Gruszczyński i Michał Prawdzic. To on sprawił, że dwa sezony rezydował w Operze Poznańskiej Zygmunt Zalewski, wspaniały bas i ceniony reżyser. Najpierw poznańscy melomani mogli go podziwiać w jego koronnej roli tytułowego Borysa Godunowa w operze Musorgskiego, Gremina w Eugeniuszu Onieginie Czajkowskiego Mefista w Fauście Gounoda oraz Barnabę w Giocondzie Ponchiellego, każdy jego występ w wymienionych partiach „wręcz elektryzował” publiczność. W międzyczasie wyreżyserował wysoko ocenione premiery Zygmunta Augusta Joteyki, Mazepy Czajkowskiego, Wolnego strzelca Webera. Osobisty sukcesem Stermicha było przygotowanie polskiej premiery Jenufy Janačka, z Wandą Wermińską w partii tytułowej bohaterki. (22 stycznia 1930). Po latach Stanisław Hebanowski określił Stermicha-Valcriociatę, i lata jego poznańskiej dyrekcji, mianem „czarodzieja teatru”.
Sława Stermich-Valcorciaty jako znakomitego organizatora i rzetelnego dyrygenta dotarła do Warszawy, gdzie szykowała się kolejna zmiana na fotelu dyrektora Teatru Wielkiego. Po dziesięciu latach odszedł ostro zwalczany przez stołeczną krytykę Emil Młynarski, jego miejsce zajął na jeden sezon 1929/30 nasz bohater. Myślę, że gdyby tylko wiedział co go czeka to omijałby warszawską scenę i stosunki jakie tam panowały szerokim łukiem! „ Nowy dyrektor od wielu lat znany w Polsce – był dyrektorem Opery Lwowskiej, potem Poznańskiej – jest wybitym praktykiem operowym. Jego dyrektura z konieczności musi być jego pojedynkiem z duchem środowiska, z duchem szlacheckiej demokracji, która tak czerstwo zadomowiła się w Operze Warszawskiej.” – pisały „Wiadomości Literackie”. Tak było na początku, później co premiera to kąśliwe uwagi: „Była to robota przeciętnego rzemieślnika, pozbawiona oryginalności i polotu…” – pisał Zbigniew Domaniewski w „Kurierze Porannym” po premierze Aidy. Z kolei po Jenufie pisano, że było to „przedstawienie dociągnięte i gotowe”. Oto dyrektor, który zna swój fach.” W kolejnych recenzjach zarzucano mu barak precyzji w prowadzeniu orkiestry. Oliwy do ognia dolał głośny konflikt między dyrektorem, a Stanisławem Gruszczyńskim, który odmówił śpiewania pod jego batutą partii Lohengrina. Kolejne dzieło Wagnera, które nie przyniosło mu uznania. Soliści stołecznej sceny operowej też nie byli zachwyceni jego dyrekcją, mówili wręcz: – „Ten Stermich najniepotrzebniej wsiadł w Poznaniu w pociąg jadący do Warszawy.” Nowy sezon 1939/31 rozpoczął się już bez Stermicha, dyrekcję Opery przejął Adolf Popławski. Stermich jednak nie rozstał się z warszawskim środowiskiem operowym, w latach 1932 – 1933 był kierownikiem Studium Operowego Towarzystwa Opery Narodowej w Warszawie.
Ostatnie dwa lata życia spędził w Berlinie, gdzie 8 września 1935 roku zmarł.
Adam Czopek