Akcja rozpoczyna się w chwili kiedy Stiffelio wraca do domu i żony po dłuższej nieobecności. Opowiada wszystkim, że otrzymał właśnie od przewoźnika promu portfel zgubiony przez amanta wyskakującego przez okno od swej kochanki. Stiffelio nie ulegając ciekawości niszczy wszystkie znajdujące się w nim dokumenty i listy. A jednak opowiadanie wywołuje podejrzenia u Stankara, ojca Liny, który od pewnego czasu zauważył dziwne zachowanie córki i Raffaele. Również Stiffelio zauważa zmieszanie żony i brak zaręczynowego pierścionka na jej ręce. Lina zdaje sobie sprawę z podejrzeń ojca i męża. Wie, że jest winna bo podczas nieobecności męża w chwili słabości uległa zakochanemu w niej Raffaele. Postanawia wszystko wyznać listownie swemu mężowi, jednak przy pisaniu listu zaskakuje ją ojciec, który dla ratowania honoru domu zabrania jej wyznania prawdy. A jednak Raffaele nie zmierza zrezygnować i przesyła Linie list miłosny ukryty w modlitewniku. Niestety, list wpada w ręce Stiffelia, który domaga się od Liny rozwodu. Świadkiem ostatniej rozmowy małżonków ma być Raffaele ukryty w przylegającym pokoju, gdzie zostaje zaskoczony przez Stankara, który nie znając dokładnie sytuacji zabija go. A jednak Stiffelio uwierzył Linie, która podczas rozmowy powiedziała mu: „Popełniłam błędy, lecz nigdy nie przestałam was kochać.” W efekcie Stiffelio przebacza publicznie wiarołomnej żonie jej zdradę.
Niepełny sukces Luizy Miller w Teatro San Carlo w Neapolu dotknął Verdiego do tego stopnia, że po sześciu przedstawieniach, które nie wzbudziły entuzjazmu ani większego zainteresowania publiczności, wyjechał z Neapolu zapowiadając, że więcej dla tego teatru nie napisze żadnej opery. Słowa – jak zawsze – dotrzymał! W związku z tym przygotowywany już dla Neapolu projekt nowego dzieła, do którego libretto miał opracować Cammarano na podstawie dramatu Emila Souvestre i Augusta Anicet – Bourgeois wystawionego w Paryżu w lutym 1849 roku w Theatre de la Porte Saint – Martin został przekazany Ricordiemu. Ten zdecydował, że najnowsze dzieło Verdiego zostanie wystawione Teatro Grande w Trieście, który od pewnego czasy zabiegał o prawo wprowadzenia na scenę nowego dzieła Verdiego. Napisanie libretta zostało ostatecznie powierzone Piavemu. Cammarano w zamian otrzymał propozycję napisania libretta do Trubadura za co – jak pamiętamy – osądzono go od czci i wiary.
Tak na dobrą sprawę nie bardzo wiadomo dlaczego Verdi zdecydował się na temat, który co prawda określił jako: „dobry i interesujący”, ale nic więcej. Biografowie niemal jednogłośnie orzekli, że wybór tego tematu – „zadziwia brakiem zdrowego rozsądku”. Swolkień wręcz napisał: „Dla cenzury lubiącej się stroić w szaty obrońców wiary i moralności temat wręcz świętokradczy. Dla publiczności włoskiej nie przyzwyczajonej do małżeństw duchownych temat trudny do pojęcia. A zresztą temat wybitnie nie włoski! Zdradzony małżonek przebaczający niewiernej żonie ze słowami Ewangelii na ustach, to coś zupełnie niesłychanego i niepojętego! Pod skwarnym niebem Południa, gdy padną słowa: zazdrość i zdrada, trzecim jedynie zrozumiałym jest: zemsta!”. Trudno się więc dziwić, że historia ewangelickiego pastora przebaczającego zdradę wiarołomnej żonie była tematem zupełnie obcym, Włochom szczególnie. Na dodatek Piave zadbał by libretto było mocno pogmatwane licznymi epizodami utrudniającymi zrozumienie właściwego dramatu. Jednym z takich epizodów jest wyjaśnianie w pierwszym akcie dziejów poszczególnych postaci zanim pojawią się na scenie. Mnogość obrazów i częste przenoszenie akcji też nie ułatwiają odbioru. To wszystko razem wzięte sprawiło, że prapremiera w Teatro Grande w Trieście, 16 listopada 1850 doczekała się niezbyt gorącego przyjęcia. Podobnie było w Rzymie, Mediolanie czy Neapolu, wszędzie po kilku przedstawieniach Stiffelio schodził z afisza. Nie pomogła mu nawet zmiana tytułu (czego się nie robi dla dobrego snu cenzury) na Guglielmo Wenlingrode, w którym tytułowy bohater nie jest pastorem, lecz ministrem niemieckiego księstwa. Historia okazała się bezlitosna! Trzeba było zaledwie kilku lat by Stiffelio niemal zupełnie zniknął ze sceny popadając w zapomnienie, tak wielkie, że dotychczas nie wystawiono go w Verdiowskim bastionie, czyli w mediolańskiej La Scali. Przymierzano się do tego już w 1851 roku, ale Verdi nie zgodził się wówczas na ingerencję cenzury w libretto (z czym musiał się pogodzić przed prapremierę), więc projekt ostatecznie upadł.
Dzisiaj również bardzo rzadko można spotkać tą operę na scenach. Współczesna premiera Stiffelia miała miejsce 26 grudnia 1968 roku w Teatro Regio w Parmie, pod dyrekcją Patera Maag. Bezpośrednią tego przyczyną było odnalezienie w bibliotece Konserwatorium w Neapolu dwóch kopii manuskryptów partii orkiestrowej, jednej Stiffelia, drugiej Gugielmo Wellingrode, o których wszyscy byli przekonani, że zaginęły. Na ich podstawie i w oparciu o wyciągi fortepianowe dokonano rekonstrukcji partytury w jej pierwotnej formie. Pewne ożywienie w prezentowaniu Stiffelia mieliśmy w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych. W 1992 roku wystawiono dzieło w Theater im Pfalzbau w Ludwigshafen. Rok później, 25 stycznia 1993 odbyła się, wysoko oceniona, premiera w londyńskiej Covent Garden, z Catherine Malfitano i Jose Carrerasem w głównych partiach, dyrygował Edward Downes. Ta inscenizacja została w 1996 roku przeniesiona do Opery Wiedeńskiej, tutaj gwiazdami byli: Mara Zampieri i Jose Carreras. Dyrygował Fabio Luisi. W listopadzie 1993 roku odbyła się premiera w nowojorskiej MET, główne partie śpiewali: Placido Domingo i Sharon Sweet, orz Andrzej Dobber, dyrygował James Levine. Na żadnej z wymienionych scen nie utrzymał się dłużej niż kilkanaście przedstawień. Jak widać historia wykonań bogata nie jest! Premiera jednej z ostatnich inscenizacji odbyła się w styczniu 2016 roku w Teatro La Fenice w Wenecji .
A jednak Verdi nie do końca pogodził się z wyrokiem publiczności. To też kiedy w 1856 roku dyrekcja Teatro Nuovo w Rimini zaproponowała mu skomponowanie nowej opery, zdecydował się na przeróbkę Stiffelia. Tym razem Francesco Maria Piave, który był librecistą Stiffelia, przy pozostawieniu osnowy dramatu przeniósł akcję w średniowiecze, zmieniając tytułowego pastora w rycerza Arolda, uczestnika wojen krzyżowych, a jego żonę Linę w Minę. Verdi też się specjalnie nie wysilił i nie wprowadził do partytury wielkich zmian.. Dokomponował co prawda nowy IV akt, ale muzykę Stiffelia praktycznie pozostawił niemal zupełnie nietkniętą ograniczając ingerencję w partyturę tylko do przestawienia kolejności poszczególnych numerów oraz rozbudowania duetu w III akcie i arii Miny w II akcie. W tej wersji końcowe przebaczenie zdrady wiarołomnej żonie stało się zupełnym absurdem. Dlatego też premiera Arolda 16 sierpnia 1857 roku, również nie okazała się sukcesem. Z widowni Teatro Nuovo w Rimini wiało wyjątkowym, jak na premierę nowego dzieła podziwianego już wtedy maestra, chłodem. Jednak i ta opera nie miała powodzenia, równie szybko jak Stiffelio zeszła z afisza, pozostając do dzisiaj dziełem niemal zupełnie nieobecnym na scenach. Jeżeli już ktoś decyduje się na jej przypomnienie to wystawia Arolda w formie koncertowej jako operową ciekawostkę.
Partytura Stiffelia powstawała niemal w tym samym czasie kiedy Verdi rozpoczął już pracę nad Rigolettem i to zdaje się miało zasadniczy wpływ na jej wartość. Verdi spieszył się i chciał jak najszybciej skończyć tą pracę, by w pełni poświęcić czas na komponowanie Rigoletta, który zawładnął bez reszty jego wyobraźnią. A jednak nie można odmówić muzyce Stiffelia wartości, który jak wiele innych dzieł Verdiego ma miejsca świadczące o jego geniuszu i stałym rozwoju talentu. Muzyczna ekspresja, technika kompozytorska i wysublimowany język muzyczny oraz bogactwo instrumentacji osiągnęły już tutaj poziom późniejszych dzieł. Partie, jak zwykle u Verdiego, napisane wyjątkowo wokalnie dają solistom wdzięczne pole do popisu. Uznanie budzą, potraktowane kameralne ansamble i sceny zbiorowe. Sam styl partii wokalnych wyraźnie już zapowiada naturalną melodykę dojrzałego Verdiego. W tej partyturze można się doszukać kilku fragmentów zapowiadających późniejsze dzieła, Znawcy doszukali się tutaj zapowiedzi: Balu maskowego (scena na z szubienicami), Aidy (scena nad Nilem), Falstaffa (scena w lesie windsorskim).
Podobnie jak konstrukcja, arie i duety nie są już podstawowym łańcuchem budującym dramaturgię, tę budują całe sceny. Przykład tego mamy już na samym początku, operę otwiera bowiem piękna scena zbiorowa z zgrabnie wplecionym weń septetem: Son quanti giorni?. Ta scena przechodzi w duet: Non ha per me un accento Liny i Stiffelia, ten z kolei w chwili dołączenia Stankara, ojca Liny, staje się tercetem Ah!v’appare in fronte scritto”. Następująca po nim aria Liny Tosto ei disse jest wstępem do sceny opartej na duecie: Verra! Dovro risponder, córki z ojcem. Rozbudowany finał Plaudiam z wbudowanym kwintetem kończy pierwszy akt. Drugi akt rozpoczyna piękne nastrojowe preludium, po którym następuje scena na cmentarzu gdzie Lina dręczona wyrzutami sumienia śpiewa arię Oh cielo! Dove son io! Następujący po niej kwartet: Santo e il loco jest kolejnym dowodem na mistrzowskie potraktowanie sceny ansamblowej stanowiącej o klimacie całego aktu. Ostatni akt otwiera scena z udziałem Stankara, aria Ei fugge!e con tal foglio, w której jest piękna, śpiewana pianissimo, fraza O gioia inesprimibile.To w niej odkrywa on targające nim emocje, z jednaj strony kochający ojciec, spokojny człowiek, wzorowy chrześcijanin, z drugiej człowiek opanowany pragnieniem zemsty. Po niej trzyczęściowy duet pełen dramatycznych uniesień małżonków: Invitabil fu questo colloquio, przechodzący w scenę przebaczenia, finał opery.
Historia tej opery na polskich scenach jest wyjątkowo uboga. Premiera polska miała miejsce na scenie Teatru Wielkiego w Warszawie, 16 stycznia 1993 w wersji koncertowej. Kierownictwo muzyczne: Werner Seitzer. W obsadzie: Stiffelio – Cwetan Michaiłow, Lina – Larisa Szewczenko, Stankar – Eduard Tumagin, Raffaele – Stanisław Kowalski, Jorg – Leonid Zimnienko. Polska premiera w wersji scenicznej, w reżyserii Pawła Szkotaka, odbyła się w październiku 2007 roku w Teatrze Wielkim w Poznaniu, w ramach VII Poznańskich Dni Verdiego.
Adam Czopek