Magazyn Operowy Adama Czopka

Opera, operetka, musical, balet

Cykl Opera królową sztuk

Trochę jak w miejskim maglu

Tak naprawdę to nie wiem czy w maglu się plotkuje o operze czy teatrze, ale wiem, że atmosfera tego miejsca sprzyja tego rodzaju zachowaniom, czyli: jedna pani powiedziała drugiej…. i.t.d. Ponieważ teatr i jego okolice zawsze były wyjątkowo wdzięcznym polem dla wszelkiego rodzaju plotek i pomówień, które nie tylko lotem błyskawicy rozchodzą się po środowisku, ale są emocjonującą pożywką dla prasy i publiczności śledzącej tego rodzaju wieści – kto z kim, jak i kiedy. Artyści zdając sobie sprawę, że to niezawodny sposób na podtrzymanie zainteresowania swoją osobą, dbają by jak najczęściej trafiać do towarzyskich kronik. W epoce wszechobecnych mediów internetowych (wszelkiego rodzaju Instagramów i Facebooków) stało się to o wiele łatwiejsze niż czekanie na zainteresowanie, rubryk tego typu, kolorowych tygodników. Podczas przedstawienia pewna śpiewaczka potknęła się, skręcając nogę w kostce, ale w świat poszła fama, że popchnęła ją zazdrosna o sukcesy koleżanka, miejscowa prasa przez kilka tygodni miała z tego niezłą pożywkę, a obie bohaterki zdarzenia przez lata się na siebie boczyły.

Czarodziejski flet w karykaturze nowojorskiej MET

Nie da się też ukryć, że teatralne plotki niejednemu artyście mocno dały się mocno we znaki. Najczęściej autorami  tych szeptanych rewelacji są zawistni koledzy, chociaż jednak częściej koleżanki. Rzadziej tworzy je publiczność. Nadają one jednak operowemu otoczeniu nieco pikantnego smaczku, a umiejętnie puszczone w obieg podsycają zainteresowanie będące często, na zasadzie – ja to muszę zobaczyć, magnesem przyciągającym publiczność.

Pamiętam, jak pewnego razu rozmawiając ze znaną gwiazdą naszej opery, pochwaliłem nieopatrznie inną znaną i cenioną śpiewaczkę. No i usłyszałem! –  Jak pan może mówić o tej beczułce, że jeszcze potrafi dobrze śpiewać tę partię, w której ja ostatnio odnoszę głośne sukcesy (z tym głośnymi sukcesami moja rozmówczyni przesadziła, sama zresztą do wiotkich i filigranowych nie należąc). Nieco zaskoczony reakcją gwiazdy lekko się wycofałem, jednak po chwili nie mogłem się oprzeć pokusie maleńkiej riposty. – Widzi pani – mówię do niej – śpiewaczka, o której się pani tak zjadliwie wypowiada, przez wiele lat uchodziła za znakomitą. – Ale teraz już nie jest taka dobra! – wpadła mi w słowo moja rozmówczyni, kończąc wszelką na ten temat dyskusję! I wtedy przypomniałem sobie zdanie (nie pamiętam już czyje), że śpiewaków, aktorów, muzyków, tancerzy, od pozostałych ludzi odróżnia wrażliwość na siebie, swój talent, urodę, datę urodzenia (to bodaj najpilniej strzeżona tajemnica) i wszystko inne, co może przynieść upragnione uznanie i sukces!  

Vintage illustration of a caricature of Opera singers, Prima donna, Prima tenore, Basso profundo, by Gustave Dore, Victorian 1860s

Jednym z najciekawszych, zarazem najburzliwszych momentów w każdym teatrze jest moment ogłoszenia premierowej obsady. Oj słyszy się wówczas różne bajeczki, jakimi to drogami dostało się tę premierę, najczęściej powtarzaną wtedy bajeczką jest oczywiście dyrektorskie łóżko, talent i możliwości się w tym momencie nie liczą. Większość dyrektorów w tym okresie znika taktownie z pola widzenia rozsierdzonych konkurentów licząc, że po kilku godzinach opadną nieco rozbudzone emocje i będzie można ze zgłaszającymi pretensje – dlaczego on (ona), nie ja? spokojnie porozmawiać. Czasami niestety są to złudne nadzieje, bo przedpremierowe wrzenie utrzymuje się jeszcze długo zataczając coraz większe kręgi. Kiedy biedna kandydatka czy kandydat na triumfatora najbliższej premiery ostatkiem sił kończy przedpremierowe próby, przymierzanie kostiumów, jej kilkanaście koleżanek i kolegów najpierw w teatralnym bufecie, później w domowym zaciszu, obmyśla najbardziej „życzliwe” uwagi – oczywiście w kolorach żółci, jakimi zamierzają obdarować ewentualną tryumfatorkę.

Ale nie daj Panie Boże, by się biedaczce podczas premiery „podwinęła noga”! Wtedy dopiero rusza pełną para szeptana propaganda – a nie mówiłam, że to musi skończyć się klapą – słychać dookoła. Zapominają często owi pogromcy i przepowiadacze, że przed kilkoma miesiącami oni byli w takich opałach śpiewając upragnioną przez innych premierę i jak bardzo cierpieli wówczas od zjadliwej „życzliwości”.  

Ale jak to w teatrze bywa, raz się jest na szczycie powodzenia, a wtedy otoczenie wielbicieli kadzi ile się da, spełnia wszystkie życzenia – kwiaty prezenty pochwały nawet z ust dyrektora (kiedyś: klejnoty, karety, zaprzęgi – to dopiero były czasy!). Następnym razem spotyka się z upadkiem, któremu towarzyszy samotność i poczucie klęski. Na szczęście po kilku tygodniach od premiery emocje wolno opadają i zaczyna się ponownie okres wszechobecnej miłości i zrozumienia. Aż tu nagle zaczynają po teatrze krążyć wieści, że dyrekcja rozpoczyna kompletowanie obsady do kolejnej premiery, i … zaczyna się wszystko od nowa. Bo każdy chce choć na chwilę mieć nadzieję, że znajdzie się wśród wybranych z widokiem na sukces i powodzenie. Pewien śpiewak, który nie znalazł się wśród wybrańców, trzasnął drzwiami teatru, który przez lata był jego artystycznym domem, i nigdy już do niego nie wrócił. Cała ta sytuacja wyszła mu na dobre, bo w teatrze do którego trafił zyskał miano wybitnego wykonawcy i mógł przebierać w partiach, które mu proponowano.

litografia prezentująca typy śpiewaków

Najpiękniej ujął ten teatralny korowód przedpremierowy i premierowy Gaetano Donizetti w operze Le convenienze ed inconvenienze tearali (Teatralne obyczaje i nieobyczajności ) wystawianej na naszych scenach pod tytułem Viva la Mamma.  Warto obejrzeć ten tytuł, pod jednym wszak warunkiem, że zajmie się nim reżyser o dużej wyobraźni! W inny przypadku szkoda czasu i pieniędzy!   

Adam Czopek