Magazyn Operowy Adama Czopka

Opera, operetka, musical, balet

Cykl Opera królową sztuk

Eliza i Dolly, stara szkapa i Broadway

Tutaj nie ma miejsca na arystokratyczne westchnienia, cukierkowate szansonistki, wytworne toalety i artystki, co miłości nie biorą zbyt poważnie. Tutaj liczy się siła charakteru, życiowa filozofia i temperament oraz odrobina satyry. Dlatego Dolly kojarzy małżeństwa, uczy tańca i gry na mandolinie, przy okazji udzielając na prawo i lewo porad prawnych i życiowych. Eliza z nieokrzesanej londyńskiej kwiaciarki posługującej się okropnym slangiem londyńskiego przedmieścia, staje się wytworną damą. Tewie ciągnie wóz za własnego konia i wiedzie długie dysputy ze swoim bogiem, marząc przy tym, by choć na chwilę zostać bogaczem – „Więc co by się stało strasznego gdybym ja miał – powiedzmy – niewielki mająteczek.” Romantyczny Don Kichot poszukuje miłości i walczy z wiatrakami. Nawet z „Nędzników” i „Katedry Marii Panny w Paryżu”   Wiktora Hugo zrobiono cieszące się wielkim powodzeniem musicale, które zawojowały świat. Taki sam los spotkał „Oliwiera Twista” Karola Dickensa. Bohaterami jednego z najbardziej popularnych musicali stały się koty; zwykłe dachowce, wytworne persy i inne rasy. Wszystkie obdarzone ludzkimi cechami podobnie zresztą jak zwierzęta w musicalu Madagaskar. Nawet wampiry mają swój musical – Taniec wampirów Jima Steinmana i Michaela Kunze. Podobnie zresztą jak hipisi _ Hair. Ostatnio kasowe filmy stają się podstawą w tworzeniu kolejnych dzieł tego gatunku, zdobywający coraz większą popularność – jak choćby Rodzina Adamsów czy Pretty Wohman z muzyką Bryana Adamsa. Od lat też te najbardziej popularne musicale mają swoje filmowe wersje jak choćby My fair Lady z pamiętną kreacją Audrey Hepburn, West side story z Natalią Wood, Skrzypek na dachu Normana Jewisona z genialną kreacją niedawno zmarłego Chaima Topola. Mają też swoje filmowe wersje: Helo Dolly, Dźwięki muzyki, Nędznicy, Człowiek z La Manchy.

Skrzypek na dachu, Komische Oper w Berlinie 1971

Już się Państwo domyślili dzisiaj głównym bohaterem naszych dzisiejszych rozważań  będzie musical – bogata, dynamiczna i barwna forma teatru muzycznego fascynująca wielopokoleniową publiczność, pod każdą szerokością geograficzną. Dobry musical to: inscenizacyjny rozmach, świetna muzyka, znakomicie napisane libretto, bohaterowie, no i oczywiście zapierające dech w piersiach układy taneczne. Musical jako nowy gatunek teatru muzycznego narodził się i uformował w Ameryce, będąc poniekąd amerykańską odpowiedzią na europejską operetkę. Ten najbardziej amerykański rodzaj teatru muzycznego powstał i rozwinął się na słynnym nowojorskim Broadwayu. Właśnie tam narodziła się cała musicalowa klasyka gatunku, którego początkiem była premiera Statku komediantów Jerome Kerna i Oskara Hammersteina, odbyła się ona  27 grudnia 1927 roku w Nowym Jorku. Miarą popularności tego musicalu był jego kilkakrotny powrót na Broadway i trzy filmowe wersje. Na prośbę polskiego dyrygenta Artura Rodzińskiego Jerome Kern opracował wersję symfoniczną musicalu, noszącą tytuł Scenario.  

Po Statku komediantów amerykańskie, z czasem również europejskie sceny  opanowały kolejne musicale; Oklahoma (1943), Południowy Pacyfik (1949), My Fair Lady (1956), West side story (1957), Skrzypek na dachu i Hello Dolly (1964), Hair (1967) oraz Jesus Christ Superstart (1971). Ostatnie lata to bezprzykładne sukcesy: Upiora w Operze, Chicago, Miss Sajgon, Nędzników,  Wszystkie razem wzięte  z jednej strony zmieniły bieg teatru muzycznego, z drugiej udowodniły, że w tym gatunku nie ma tematów tabu, mieści się w nim wielka literatura, i ta nieco mniejszego kalibru oraz wszelkie historie tworzone w myśl zasady: „Zabiorę cię stąd, przeniesiemy się w inny świat.”  W przestrzeń pełną powietrza i słońca, świata wspaniałych melodii, z których wiele stało się autentycznymi przebojami. Wystarczy przypomnieć: Przetańczyć całą noc albo Pan Bozia dał nam ręce jak z żelaza z My fair Lady, Śnić sen  z Człowieka z La Manchy, Taki piękny wieczór z Południowego Pacyfiku czy Gdybym był bogaczem ze Skrzypka na dachu, to tylko kilka z wielu, ponadczasowych musicalowych pieśni, które zawojowały świat. Dla przykładu słynna pieśń Hello Dolly podbudowała swoją popularność dzięki temu, że w filmowej wersji musicalu śpiewali ją Louis Armstrong i Ella Fitzgerald. Przetańczyć całą noc zawdzięcza swoją sławę Audrey Hepburn.  Skrzętnie prowadzona na Broadwayu statystyka ustaliła, że wiele musicali pobiło wszelkie rekordy powodzenia, frekwencyjne przede wszystkim: Skrzypek na dachu ponad 4000 tysiące przedstawień w pierwszej inscenizacji, Hello Dolly i My fair Lady, West side story – blisko 3000 spektakli. Olivier grany był przez ponad sześć lat w pierwszej premierowej inscenizacji, a Upiór w operze ponad trzydzieści. Dowodzi to   jasno, że musical cieszy się niesłabnącym powodzeniem nie tylko zresztą w Ameryce.

Audrey Hepburn i Rex Harrison w w wersji filmowej My fair Lady z 1965..

W latach pięćdziesiątych powstał kolejny ośrodek musicalowy w Londynie, gdzie wzorem nowojorskiego Broadwayu odbyło się wiele głośnych prapremier musicali   europejskich twórców: Koty Andrew Lloyd Webbera (1981), Les Misérables Claude Michela Schönberga i Alaina Boubila (1985). W 1989 roku ten sam duet zaprezentował na scenie Theatre Royal, Drury Lane musical Miss Sajgon, gdzie był grany przez dziesięć lat. Można by tak jeszcze długo wymieniać kolejne musicale, które od londyńskich scen rozpoczęły marsz przez światowe sceny, w tym większość musicali Andrew Lloyd Webbera, na czele z Upiórem w operze, który okazał się jednym z największych wydarzeń w historii tego gatunku. Pozostawał w repertuarze Her Majesty’s Theatrre przez 34 lata. Wszystkie londyńskie musicale niemal bez wyjątku trafiły z czasem na sceny nowojorskiego Broadwayu, gdzie również cieszyły się bezprzykładną popularnością przynosząc swoim twórcom sławę i pieniądze.    

 

Wizytówka Barbary Kostrzewskiej do wrocławskiej premiery Hello Dolly, ze zbiorów autora

Czas zadać podstawowe pytanie – co sprawia, że musical cieszy się tak ogromną popularnością? Po pierwsze – jak sądzę – muzyka posługująca się elementami jazzu, rocka i popu. Po drugie, specyficzny humor i nastrój, zwyczajność, a czasami koloryt miejsca i jego bohaterów będących ludźmi z krwi i kości. W musicalu nikt nie chodzi na operetkowych koturnach, tutaj szczęścia i miłości szuka się tak jakoś zwyczajnie bez melodramatycznego zadęcia. Po trzecie, ogromna widowiskowość i dynamika każdego dobrego musicalu. Jednak podobnie jak operetka bazuje ten gatunek na chwytającej za serce muzyce i piosenkach (w musicalu nie ma arii). Śpiewają je najwięksi wokaliści, którzy posiedli odrębną umiejętność specyfiki musicalowego śpiewu. Ten gatunek, podobnie zresztą jak operetka, dał światu wiele wspaniałych pieśni i piosenek z upodobaniem nuconych przez wiele nacji. Wystarczy wymienić Przetańczyć cała noc, Gdybym był bogaczem, Taki piękny wieczór czy Marija! z West side story, które okazały się ponad czasowymi przebojami.

Zbigniew Macias jako Tewie w Skrzypku T. M. w Łodzi, 1992 fot. Adam Czopek

Dokonajmy przewrotnego porównania musicalu i operetki. Żadna z operetek nie była by zdolna do prezentacji tylu charakterystycznych i kolorowych typów oraz ich dynamicznych chrakterów. Wyobraźmy sobie, że  Eliza i jej wiecznie zapijaczony tatuś „lądują” w operetce – mój Boże, zramolały hrabia z mety dostałby ciężkich sercowych palpitacji, książę zapadłby na uporczywą czkawkę, a markiza omdlała z nadmiaru wrażeń i emocji ległaby na pluszowej otomanie. Zresztą ciekawym do jakiej operetki mógłby pasować Tewie ze swoją życiową filozofią, albo Sally z Cabaretu. Dodajmy do tego jeszcze grupę hipisów, kontra złota arystokratyczna młodzież i mamy jasną wykładnię; musical z operetką to dwa zupełnie inne światy, które gryzą się jak pies z kotem.

Rosnąca z roku na rok popularność musicalu na świecie sprawiła, że i u nas zaczęto się interesować tym gatunkiem muzycznego widowiska. Pierwsze próby wystawienia musicalu nie wywołały jednak wielkiego przełomu w postrzeganiu tego gatunku. Ten nastąpił 14 grudnia 1964 roku w Operetce Poznańskiej, na scenie której miała polską premierę My Fair Lady Fredericka Loeve, co okazało się początkiem podboju przez ten gatunek polskich scen muzycznych. Już kilka miesięcy później – 11 września 1965 roku zrealizowano ten musical w Teatrze Komedia w Warszawie, z pamiętną kreacją w Barbary Rylskiej w roli Elizy i Edmundem Fettingiem w roli Higginsa. Oba przedstawienia w Poznaniu i Warszawie cieszyły się ogromnym powodzeniem, co skłoniło dyrekcje innych teatrów do sięgnięcia po to dzieło – Teatr Muzyczny w Gdyni, Operetka Dolnośląska we Wrocławiu, Operetki: Szczecińska, Krakowska i Lubelska. W ciągu kilku sezonów musical wystawiła większość naszych scen muzycznych. Z czasem też trafił on na sceny operowe – Teatr Wielki w Łodzi, Opera Śląska w Bytomiu. Kolejnym musicalem, który zrobił u nas karierę był Człowiek z La Manchy Mitcha Leigha, którego polską premierę zrealizowano w Operetce Śląskiej w Gliwicach w 1970 roku, zaledwie pięć lat po światowej premierze w Nowym Jorku, gdzie miał blisko 2330 przedstawień. W Gliwicach parę głównych bohaterów kreowali Stanisław Ptak i Krystyna Westfal, inscenizację Mieczysława Daszewskiego okrzyknięto jednym z najlepszych musicalowych przedstawień w Polsce. 5 maja 1983 roku w Teatrze Muzycznym w Łodzi miała miejsce polska premiera Skrzypka na dachu, w reżyserii Marii Fołtyn. Trzeba by zaledwie kilku lat by ten musical stał się przebojem naszych scen muzycznych. Wystawiały go nie tylko teatry operetkowe i muzyczne, ale również teatry operowe, z Teatrem Wielkim w Warszawie na czele. Świadkiem sukcesu na tej ostatniej scenie był Chaim Topol, legendarny Tewie z filmu Normana Jewisona. Można też powiedzieć, że od Skrzypka na dachu zaczęła się dominacja musicalu na scenach naszych teatrów muzycznych, które zaczęły się wręcz ścigać w wystawianiu dzieł tego gatunku. Przodował w tym względzie Teatr Muzyczny w Gdyni, z którym od kilku lat rywalizuje Teatr Muzyczny ROMA w Warszawie. Jednocześnie pojawiła się spora grupa młodych wokalistów, dla których musicalowy śpiew stał się dominującym zajęciem. W tym też okresie znikają teatry operetowei, pojawiają się w ich miejsce Teatry Muzyczne, gdzie króluje musical. Ostatnimi laty z klasyczną operetką częściej można się spotkać w teatrach operowych niż tych preferujących lżejszy repertuar.  

Liza Minelli w w filmowej wersji Cabaretu

W międzyczasie zaczęły też powstawać polskie musicale, jednym z pierwszych była Miss Polonia Marka Sarta, której prapremiera z Beatą Artemską w głównej roli, miała miejsce 18 lutego 1961 roku na scenie Operetki Warszawskiej. Później pojawiły się na scenach: Dziękuję Ci Ewo Stanisława Renza, z librettem Jana Majdrowicza, Kaper królewski Jana Tomaszewskiego z librettem St. Dejczera i J. Kasprowego, Majcher Lady Jerzego Derfla z librettem Antoniego Marianowicza, Machiavelli Jerzego Wasowskiego z librettem R. M. Grońskiego i A. Marianowicza oraz Błękitny zamek Romana Czubatego i Barbary Wachowicz, to tyko kilka przykładów polskich musicali lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Jednak najgłośniejszym dotychczas polskim musicalem okazało się Metro, Janusza Stokłosy, librettem Agaty Miklaszewskiej i Maryny Miklaszewskiej, wyreżyserowane przez Janusza Józefowicza. Prapremiera musicalu odbyła się 30 stycznia 1991 w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Przez trzydzieści lat, jakie był na afiszu, wychowało się na nim całe pokolenie młodych ludzi. 16 kwietnia 1992 pokazano Metro w Minskoff Theatre na Broadwayu. Niestety, próba wprowadzenia tego musicalu na amerykańska sceny nie udała się.     

Adam Czopek