Klapa prapremiery Beatrice di Tenda w weneckim Teatro La Fenice, na zamówienie, którego opera powstała, zakończyła wieloletnią współpracę ze znakomitym librecistą Felice Romanim, którego Bellini obarczył odpowiedzialnością za fiasko tej prapremiery. Mocno rozgoryczony klęską Beatrice kompozytor wyjechał, w towarzystwie Giuditty Pasty, na kilka miesięcy do Londynu, gdzie wystawiono, z ogromnym sukcesem, jego cztery opery (Norma, Lunatyczka, Pirat oraz I Capuleti e i Montecchi). To w stolicy Anglii dojrzała decyzja o opuszczeniu Włoch i osiedleniu się w Paryżu, gdzie pojawił się jesienią 1833 roku i zamieszkał na bulwarze des Italiens. Paryskie salony zyskały w tym momencie kolejnego interesującego i rozchwytywanego członka towarzyskich zgromadzeń, nazywano go wówczas „jasnowłosym Sycylijczykiem”. Podczas towarzyskich spotkań poznaje i zaprzyjaźnia się z rezydującymi w tym czasie w Paryżu Gioacchino Rossinim, Fryderykiem Chopinem, Heinrichem Heinem, Carlo Hillerem To właśnie Rossiniemu zawdzięczał zamówcie na kolejną operę, złożone mu w styczniu 1834 roku przez paryski Théâtre-Italien, którego dyrektorem był w tym czasie Carlo Severini. Bellini przystał również na propozycję zaproponowania skonstruowania libretta hrabiemu Carlo Pepolemu poznanemu na paryskich salonach. To on zaproponował by oprzeć je na dramacie Têtes rondes et cavaliers Jacquesa Lancelota i Josepha-Xaviera Boniface’a Sainttine. Wyjaśnijmy to sobie od razu, libretto Purytanów nie jest najmocniejszą stroną tego dzieła, wiele sytuacji scenicznych trudno pogodzić z logiką.
Taki rodowód mają Purytanie (pierwotnie tytuł opery brzmiał I puritani e i cavalieri) opowiadający historię Elviry, córki purytańskiego gubernatora, lorda Valtona, która ma wyjść za mąż za Artura Talbota zwolennika Stuartów. Narzeczony uwikłany w wydarzenia polityczne dokonuje bohaterskiego czynu w imię wierności Stuartom, co prowadzi do oskarżenia go o wiarołomstwo i zdradę. Elvira nie mogąc się z tym pogodzić popada w obłęd. Tego typu sceny były niemal obowiązkowymi w operach romantycznych, czego najpełniej dowiedli Donizetti w Łucji z Lammermoor i Lindzie z Chamonix, a Bellini w Piracie oraz Purytanach. Na szczęście wszystko się wyjaśnia, oskarżenie Artura o zdradę zostaje wycofane, on w drodze amnestii ułaskawiony, Elvira odzyskuje utracone zmysły, a opera kończy się szczęśliwymi zaślubinami, czyli pełnią szczęścia z finałem „żyli długo i szczęśliwie otoczeni gromadką potomstwa.” Praca nad partyturą rozpoczęta w kwietniu ukończona została w listopadzie. Już w połowie grudnia rozpoczynają się próby sceniczne trzyaktowych Purytanów.
Wreszcie 24 stycznia 1835 roku dochodzi do zakończonej ogromnym sukcesem, prapremiery, która przeszła do historii również dlatego, że cztery główne partie zaśpiewali najwięksi ówcześni śpiewacy, ulubieńcy Belliniego: Giulia Grisi (Elvira), Giovanni Battista Rubini (Artur), Luigi Lablache (Giorgio Valton) i Antonio Tamburini (Sir Riccardo Forth), których błyskawicznie określono mianem „mistrzowskiego kwartetu z Purytanów” Szybko okazało się, że właśnie poziom wspomnianego kwartetu jest warunkiem sine qua non powodzenia Purytanów, których piękno kryje się w niezwykle płynnym i melodyjnym zespoleniu poszczególnych elementów partytury. Bellini od samego początku pracy nad tym dziełem, dla Paryża, pracował jednocześnie nad jego drugą wersją przeznaczoną dla Teatro San Carlo w Neapolu, gdzie partię Elviry miała śpiewać Maria Malibran, dla której skomponował nawet koloraturowego poloneza Son vergin vezzosa w I akcie. Partnerem wielkiej Malibran miał być nie mniej sławny tenor Gilbert Duprez. Jednak opracowana przez Belliniego partytura, z powodu epidemii cholery w Tulonie, nigdy do Neapolu nie dotarła, a Teatro San Carlo wystawił Purytanów dopiero 1837 roku, i to w wersji paryskiej, do której wcześniej już został włączony polonez pierwotnie przeznaczony dla Malibran. Również dla niej skomponował Bellini efektowną i bogatą w koloraturowe ozdobniki cabalettę finałową Ah! Sento, mio bel’angelo. Wykonała ją jednak dopiero w 1961 roku Joan Sutherland. Pełna wersja neapolitańska została wystawiona w londyńskiej Royal Opera Covent Garden dopiero w 1985 roku. Nie zmienia to faktu, że sukces paryskiej premiery przełożył się od razu na międzynarodowe zainteresowanie tym dziełem, które jeszcze w tym samym roku zostało miało premiery w Londynie (12 maja w tej samej, co premiera paryska, obsadzie), mediolańskiej La Scali (26 grudnia). Rok 1836 przyniósł kolejne premiery najpierw w Rzymie, Palermo i Wenecji, później w Wiedniu, Berlinie, Madrycie, Lizbonie. Na polskiej scenie pojawili się Purytanie, 5 marca 1852 roku w Teatrze Wielkim w Warszawie.
Niestety, Bellini nigdy nie poznał pełnego smaku sławy i zwycięstwa oraz zdobycia międzynarodowej sławy Purytanów, którzy okazali się ostatnim jego dziełem. Kilka miesięcypo paryskiej prapremierze nagle zachorowałi równie nagle 23 września 1835 roku, w sile wieku i pełni sił twórczych, zmarł w Puteaux pod Paryżem. Podejrzewano, że został otruty, jednak sekcja zwłok przeprowadzona na rozkaz króla Ludwika Filipa II dała negatywny wynik. Bellini w chwili śmierci miał zaledwie 34 lata, podzielił w tym względzie los Mozarta, Mendelssohna czy Schuberta, którym los i opatrzność również nie pozwoliły żyć długo, ale krótkość życia wynagrodziły owocami wspaniałej twórczości.
Purytanie są w dorobku Belliniego dziełem absolutnie wyjątkowym. Muzykę tej opery cechuje belcantowa miękkość i subtelne piękno, a instrumentacja zaskakuje barwnością i bogactwem. W tym względzie posłuchał Bellini sugestii Rossiniego. Partia orkiestry nabiera większego, niż dotychczas znaczenia, nie jest już tylko akompaniamentem, ale staje się, komentatorem i narratorem sytuacji scenicznych, nie tracąc nic z piękna swoich melodii. Silniej też uwypuklone zostały w muzyce tej opery dramatyczne momenty akcji. Sumując można powiedzieć, że po raz pierwszy (niestety, zarazem ostatni!) w dziele Belliniego orkiestra nabiera tak wyraźnie pierwszorzędnego znaczenia tworząc i dopełniając klimat. Na dodatek większość numerów solowych wpisał kompozytor w sceny zbiorowe co jeszcze bardziej podnosi ich dramatyczną wymowę i głębię. To w tym dziele można w pełni podziwiać dramatyczną moc partytur Belliniego. Tę mają również sceny ansamblowe od kwartetu A te, o cara amor talora z I aktu poczynając.Jednak, jak to miał Bellini w zwyczaju, decydującą rolę przypisał partiom wokalnym czterech głównych ról. Oczywiście najbardziej eksponowaną ma Elvira, która musi zaprezentować nie tylko wspaniały głos, koloraturową technikę ze swobodną „górą”, ale również ogrom ekspresji niezbędnej w rozbudowanych scenach utraty zmysłów. Scena obłędu rozpoczynająca się w finale I aktu arią O, vieni al. tempio, przechodzi na II akt, kończy ją aria Qui la voce. Obraz obłędu, wstrząsający dramatyczną siłą wyrazu, jest skonstruowany nie jako dialog obłąkanej z chórem, ale jako tercet, w którym głosem przewodnim jest sopran. Do historii opery przeszły pamiętne kreacje roli Elviry dokonane najpierw przez Giulię Grisi, Marię Malibran, Adelinę Patti, Emmę Albiani, Giuseppinę Strepponi (później żonę Giuseppe Verdiego), Marcelinę Sembrich-Kochańską, nie uchroniło to jednak Purytanów przed tym, że opera popadła w zapomnienie. Skończyła się era klasycznego belcanta, wraz z nią zniknęło ze sceny wiele oper tego gatunku. Dopiero w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych kiedy pojawiły się: Maria Callas, Joan Sutherland, Bevery Sills, Montserrat Caballe, Mirella Freni, June Anderson, Edita Gruberowa, zapomniane dzieła wróciły do łask, by nowe primadonny miały okazję budzić zachwyt swoimi kreacjami. To one ocaliły Purytanów, i inne dzieła epoki włoskiego belcanta, od zapomnienia. Dzisiaj dzielnie o to walczą: Diana Damrau (MET), Pretty Yende (Barcelona), Nino Machaize (Bolonia), Maria Agresta (Paryż), Lisette Oropesa (Neapol).
Elvira rozpoczyna swoją obecność na scenie od udziału w kwintecie O di Cromvel guerrieri, wpisanego w scenę z chórem. Jednak bardziej wyraziście zaznacza swoją obecność od pięknego duetu Sai com’arde in petto mio, który śpiewa z Georgio Waltonem na początku drugiej sceny I aktu. Drugą wielką chwilą Elviry jest wspaniała aria Son vergin testa, w której, oglądając welon podarowany jej przez Artura, cieszy się z mającego odbyć się ślubu. Krótka to radość! Pierwszy akt kończy Elvira pierwszą sceną utraty zmysłów, co następuje po wiadomości, że ukochany Artur uciekł właśnie z zamku z inną kobietą. Akt drugi to przede wszystkim wspaniała Qui la voce, aria obłąkanej Elviry, która w stryju rozpoznaje Artura i prosi go by poprowadził ją do ołtarza. Scenę obłędu zamyka równie wspaniała cabaletta Vien diletto, é In ciel la luna (Pójdź kochanku, księżyc świeci).
Choć sopran jest bez wątpienia główną postacią tego dramatu, to jednak Purytanie pozostają operą skomponowaną zdecydowanie dla tenora, przed którym stawia Bellini jeszcze wyższe wymagania. Wykonawca partii Artura Talbota, napisanej z myślą o niezwykłych możliwościach głosu legendarnego Giovanniego Battisty Rubiniego dysponującego szeroką skalą głosu, musi się zmierzyć z wyjątkowymi trudnościami. Już dwie sceny zbiorowe A te o cara, amor talora i finałowe Credeasi misera!, w których tenor pełni przewodnią rolę są przedsmakiem tego czego wymaga od niego kompozytor. Partia Artura czterokrotnie przekracza wysokie „C”, raz wznosząc się do „Cis”, dwukrotnie osiągając „D”, a w scenie finałowej sięgając niebotycznego „F”. Dzisiaj większość śpiewaków jest zmuszona omijać te niedostępne dla nich rejony dźwięków lub transponować te fragmenty partii w dół przystosowując je do własnych możliwości. Rolę Artura Talbota w jej oryginalnej wersji wykonywali w ostatnich latach jedynie Giuseppe di Stefano, Alfredo Kraus, Luciano Pavarotti i Juan Diego Florez oraz William Matteuzzi. Nie wiele mniejszym wymaganiom muszą sprostać wykonawcy partii lorda Gualtiero Valtona i pułkownika Riccardo Fortha.
Warto pamiętać, że jedną z mocniejszych stron partytury tej opery są sceny zbiorowe z udziałem chóru, któremu również kompozytor nie żałował trudności z jakimi musi się zmierzyć. A ponieważ większość partii solowych jest wpisanych w sceny z chórem, ten siłą rzeczy musi stać się tłem dla solisty, który nie może i nie powinien „zginąć” w jego brzmieniu. Nie muszą się tego obawiać wykonawcy wspaniałego duetu Il rival salvar tu dei … Suoni la tromba, śpiewanego, bez udziału chóru, w finale II aktu przez Sir Ryszarda i sir Waltona. Tutaj ważna jest nie tylko uroda głosu, swoboda jego prowadzenia, ale też siła wyrazu.
Ciekawa jest też polska historia tej opery. Pierwsze przedstawienia Purytanów zawdzięczała Warszawa włoskiej trupie operowej, która w 1852 roku występowała gościnnie na stołecznej scenie. Polska premiera opery miała miejsce 17 marca 1860 roku, reżyserował Leopold Matuszyński, przekładu libretta dokonał Jan Chęciński. W pierwszej serii dano pięć przedstawień, ale po kilku miesiącach inscenizację wznowiono. Pierwszą polską Elwirą była Bronisława Dowiakowska. 24 listopada 1865 roku wznowiono inscenizację, tym razem w oryginalnej wersji językowej. Późniejsze przestawienia Purytanów odnotowano w marcu 1879 roku w obsadzie złożonej z włoskich śpiewaków (Volpini Elisa, Marin Andrea, Padilla Mariano, Ordinas Giovanni). W 1896 roku podziwiano w tej operze Antonio Scotti‘ego w partii Riccarda Frotha. Krakowscy melomani mogli obejrzeć to dzieło w 1900 roku w wykonaniu włoskiej trupy operowej.
Od początków XX wieku zapomniano na naszych scenach o istnieniu tej pięknej opery, dopiero 27 kwietnia 2002 roku wystawiono Purytanów na scenie Teatru Wielkiego w Łodzi. Reżyserował Gray Veredon, scenografia była dziełem Barbary Kędzierskiej, dyrygował Tadeusz Kozłowski. Partię Elwiry śpiewała podczas premiery, z wielkim powodzeniem, Joanna Woś. Premierę dedykowano pamięci Zygmunta Latoszewskiego, w stulecie jego urodzin. Jednak pierwszą Elvirą w powojennych dziejach naszego teatru operowego była Anna Jeremus, która przygotowała ją w 1989 roku i prezentowała na holenderskich scenach. Na naszych scenach Purytanie nie istnieją, ale świat ma okazję zachwycania się tym dziełem, które w ostatnich kilkunastu latach pojawiło się między innymi na scenach: Rzymu, Madrytu, Barcelony, Berlina, Wiednia, Wenecji, Chicago, Bolonii, Nowego Jorku.
Adam Czopek