Opera jest sztuką złożoną i nastawioną na wywołanie określonych emocji. Takimi momentami w operowym spektaklu są sceny finałowe poszczególnych aktów, a przede wszystkim scena finałowa całego spektaklu, która powinna wstrząsnąć widzem i na długo pozostać w jego pamięci. Czasami trudno się oprzeć wrażeniu, że kompozytor, librecista i reżyser cały swój wysiłek twórczy kierują w tym właśnie kierunku. Najlepiej odbierane są takie finały, w których giną główni bohaterowie, często w bardzo wyrafinowany sposób, a wykreowany przez nich świat walili się w gruzy. Muzyka grzmi forte, ekspresja osiąga maksimum natężenia, a główni bohaterowie leżą pokotem na scenie. Nagle muzyka milknie, gasną światła i opada kurtyna, a po chwili rozlega się grzmot braw. Opuszczająca widownię publiczność głośno komentuje to czego przed chwilą była świadkiem. Gorzej jak nikt niczego nie komentuje, to znak, że ani opera , ani jej finał, nie zrobiły na publiczności wrażenia!

Rachela z Żydówki Halévy’ego ginie ugotowana we wrzącym oleju. Tytułowa Norma z opery Belliniego wstępuje na stos trzymając za rękę ukochanego Polliona. Na stosie ginie też ksiądz Urban Grandier w Diabłach z Loudun Krzysztofa Pendereckiego. Halka Moniuszki i Tosca Pucciniego popełniają samobójstwo skacząc do rzeki – Halka z nadbrzeżnej skarpy, Tosca z murów zamku świętego Anioła. Krucha i delikatna jak chińska porcelana Cho-Cho-San z Madame Butterfly Pucciniego popełnia harakiri. Edgar w Łucji z Lammemoor przebija się sztyletem na grobie ukochanej, Otello dusi Dedemonę. Aidę i Radamesa zamurują żywcem w grobowcu, a Carmen ginie od sztyletu zrozpaczonego Don Josego. Izolda, bohaterka dramatu Wagnera, umiera w miłosnej ekstazie. Od zdradzieckiego sztyletu ginie Riccardo, główny bohater Balu maskowego Verdiego. Zbiorowa egzekucja czeka wszystkie zakonnice w Dialogach karmelitanek Poulenca. Jest jeszcze grupa umierających naturalnie; albo z wyczerpania, albo z powodu choroby, najczęściej gruźlicy, tak jak Violetta w Traviacie Verdiego czy Mimi w Cyganerii Pucciniego. Ginie też Salome, szalona bohaterka opery Ryszarda Straussa zmiażdżona tarczami rycerzy Heroda. Przyznacie Państwo, że mamy tutaj spory wachlarz sposobów rozwiązania nagromadzonych konfliktów i zdrad.
Przyjrzyjmy się bliżej kilku finałom znanych oper. Zaczniemy, nie jak to mam w zwyczaju, od Wagnera (oczywiście będzie, ale nieco później ), ale tym razem od Meyerbeera i jego Proroką. Przez pięć aktów przeżywamy wspólnie z jego bohaterami wzniosłe arie, kunsztowne ansamble, koronację i sceny baletowe. By w ostatnim akcie byś świadkiem samobójstwa Berty, co rozpoczyna wielką finałową tragedię; wysadzony pałac wali się w gruzy, pod którymi giną Jan z Leydy, Fides jego matka, okrutny hrabia Obertthal i jego kamraci. Chóry urzekają potęga brzmienia, nad nią wzbijają się głosy solistów, a muzyka osiąga maksimum ekspresji, nagły błysk eksplozji i w ciszy szum opadającej kurtyny.

Toca jest jedyną operą, w której giną wszyscy główni bohaterowie. Najpierw Tosca zabija sztyletem barona Scarpię – finał II aktu. Akt III to właściwie jedna wielka scena finałowa: skazany na śmierć malarz Mario Cavaradossi żegna się z życiem – aria E lucevan le stelle, następnie pełen tkliwości duet Tosci i Maria O dolci Mani, w którym Tosca poucza go jak ma się zachować podczas pozorowanej egzekucji – ta okazała się prawdziwa. Tosca odkrywszy fakt śmierci ukochanego, słysząc pogoń za nią wbiega na mury zamku św. Anioła i z okrzykiem – Scarpia wzywam cię na boski sąd, rzuca się z nich. Co wrażliwsi ocierają łezkę współczucia.
W finale Zmierzchu bogów ostatnie części Pierścienia Nibelunga muzyka żałobna przechodzi bezpośrednio, w rozdzierającą bólem, końcową scenę całego cyklu. Wielki monolog Brunhildy Starke scheite, to nowa synteza poprzednich motywów muzycznych, przeprowadzona z ogromnym skoncentrowaniem ich dramatycznego wyrazu, potęgująca tragizm kończącej Pierścień Nibelungów sceny. W otaczających świat płomieniach giną wszyscy bohaterowie, scenę zalewają wody występującego z brzegów Renu, przeklęte złoto wraca do natury. Koło się zamyka! A jednak Wagner nie stawia tutaj kategorycznej kropki kończącej całą tetralogię. Ostatnie nuty tetralogii to jasny, niosący optymizm, motyw życia i przyszłości. W ten sposób zmienia Wagner wizję zagłady w zapowiedź wizji odrodzonego życia. Brzmi to trochę jakby Wagner dał ludzkości nową szansę na powstanie życia wolnego od tego wszystkiego co było treścią całej tetralogii. Utopia!!! Ale pozostawia długo nie zacierające się wrażenie! To jeden z najbardziej widowiskowych finałów.

Podobnie jest w przypadku Walkirii, drugiej części Pierścienia Nibelunga, kiedy Wotan układa do snu Brunhildę, najbardziej ukochaną ze wszystkich swoich córek. Zanim to uczyni czule się z nią żegna, to – moim zdaniem – jedna z najpiękniejszych pod względem muzycznym i najbardziej wzruszających ludzkim wymiarem scen, w całej tetralogii. Splatają i przenikają się tutaj dotychczasowe motywy tworząc muzykę o ogromnym ładunku ekspresji. Właśnie to sprawia, że jej muzyka pulsuje niesamowitą ekspresją, będącą kontrapunktem dla fraz spokoju, emanujących ze sceny zasypiania Brunhildy. Ma się wrażenie zniesienia czasu i przestrzeni, w którym wyciszają się wszelkie żywioły i moce, a muzyka odsłania całą swoją subtelność. Słychać jedynie syk ognia, wznieconego przez Logego, otaczającego uśpioną walkirię.

Operą, której finał zawsze i wszędzie pozostawia ogromne wrażenie jest Aida Verdiego, której główni bohaterowie giną – z wyroku kapłanów – zamurowani żywcem w starym grobowcu. Kochankowie żegnają się ze światem wspaniałym duetem O terra addio addio, o valle di pianti (Żegnaj ziemio, żegnaj padole łez). Ileż w nim subtelnego patosu, muzycznego piękna, wręcz wydaje się jakby przed nimi otwierało się niebo. Kontrapunktem do tego jest rozdzierający serce śpiew Amneris, która w końcu zrozumiała, że nie pokona miłości Radamesa i Aidy. Teraz modli się nad jego grobem o spokój duszy. Punktowy reflektor wydobywa z mroku kwiaty jakie na nim złożyła. Ostatnie słowa chóru brzmią coraz ciszej, opera kończy się najdelikatniejszym pianissimo. Kurtyna opada wolno w zupełnym milczeniu.
O krok dalej poszedł Verdi w finale Otella. Najpierw pełna złych przeczuć Desdemona śpiewa starą smutną Pieśń o wierzbie, a po niej przechodzi do wspaniałej modlitwy Ave Maria. Otello po dokonaniu zbrodni na żonie, dowiedziawszy się o całej intrydze Jagona, śpiewa pełen dramatycznych tonów monolog Niun mi tema (Nie obawiajcie się), po którym przebija się sztyletem. Jagon może się w końcu napawać dziełem swoich intryg.

Na koniec prześledźmy niewielką zmianę w libretcie na przykład w naszej ukochanej Halce Moniuszki. Zmieńmy w jednym szczególe jej zakończenie; tytułowa bohaterka nacierpiawszy się co niemiara, umiera z rozpaczy na scenie obok kaplicy, w której Janusz bierze ślub z Zofią. Nie ma więc szaleńczego biegu nad brzeg rzeki i samobójczego skoku, a co za tym idzie harfa nie zgra swojego solo obrazującego biegnący nurt rzeki, a chór na widok porzuconej chusty Halki nie zaśpiewa swojej kwestii „Już za późno”. Niby zmiana niewielka, ale zupełnie zmieniająca wymowę dramaturgiczną całej fabuły.
Adam Czopek




