Magazyn Operowy Adama Czopka

Opera, operetka, musical, balet

Opera królową sztuk

Moda na reżyserki

Od kilkunastu lat możemy obserwować fakt opanowania zawodu reżysera przez panie. Kiedyś był to zawód niemal w całości opanowany przez mężczyzn. Najczęściej byli to wiekowi aktorzy lub śpiewacy, czasami dyrygenci, którzy często przenosili do reżyserowanych przez siebie inscenizacji rozwiązania znane im z przestawień, w których występowali. Tak naprawdę zawód reżysera jako samodzielnego artysty realizującego swoją wizję sztuki czy opery narodził się na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Najczęściej byli to panowie, kobiet w tym zawodzie prawie się w tym czasie nie spotykało.

Tosca w reżyserii Lii Rotbaum we Wrocławiu, Tosca – Zofia Czepielówna, Scarpia – Wacław Woronecki, fot. Zdzisław Mozer

Bodaj pierwszą kobietą w tym zawodzie na naszych scenach była Lia Rottbaum, najpierw ceniona tancerka, później choreografka, w końcu reżyserka najpierw przedstawień operetkowych, później również operowych. Początki jej reżyserskiej działalności miały miejsce przed drugą wojną światową w Omsku, Swierdłowsku i Moskwie. W 1956 roku wróciła do Polski, zamieszkała we Wrocławiu i związała się z jego teatrem operowym. Szybko dorobiła się opinii wybitnego reżysera operowego. Realizowała swoje przedstawienia w Bytomiu (Wesołe kumoszki z Windsoru, 1958), Wrocławiu (Tosca i Manru 1961 Makbet 1964), Warszawie (Kawaler srebrnej róży 1962, oraz Wesele Figara 1970), w Łodzi (Dama pikowa 1967), w Gdańsku (Sinobrody 1967). Pisano o niej – „Mądra inteligentna, absolutnie prawa, oddana scenie i sztuce całkowicie.” Napisała Tacjanna Wysocka. Wiele zrealizowanych przez nią inscenizacji operowych było polskimi premierami.

Danuta Baduszkowa

Niemal równolegle działała na tym polu Danuta Baduszkowa, założycielka i dyrektorka Teatru Muzycznego w Gdyni, która z równym powodzeniem realizowała przedstawienia operowe, operetkowe i musicalowe. Pełne uprawnienia do wykonywania tego zwodu uzyskała w 1954 roku. Debiutowała w Operetce Gliwickiej reżyserując w 1955 roku Cnotliwą Zuzannę Gilberta, a niewiele później Dyrektora teatru Mozarta. Uznanie jakie zdobyła pierwszymi realizacjami rozniosło się po teatralnym światku, więc kolejne teatry powierzały jej reżyserowanie na swoich scenach. Szybko okazało się, że równie dobrze jak w operetce i musicalu, który w tym czasie raczkował na naszych scenach, czuje się w operze. Reżyserowała przedstawienia operowe w Operze Bałtyckiej (Wesołe kumoszki z Windsoru, 1964), Operze Śląskiej w Bytomiu, Teatrze Wielkim w Poznaniu (polska premiera Katarzyny Izmajłowej, 1965), Warszawie i Łodzi. Jednak główną areną jej reżyserskich poczynań był Teatr Muzyczny w Gdyni, zwany „Teatrem Baduszkowej. U schyłku kariery śpiewaczej reżyserią zajęła się też Maria Janowska-Kopczyńska, która tworzyła swoje przedstawienia w Operze Poznańskiej, Bydgoskiej  i Bałtyckiej w Gdańsku. Jej dorobek w tej dziedzinie to ponad pięćdziesiąt oper i operetek.  

Pałeczkę po Danucie Baduszkowej przejęła Maria Fołtyn, która by zostać reżyserem ukończyła studia na Wydziale Reżyserii  PWST w Warszawie. Pierwszą jej pracą w tym zawodzie była Halka wystawiona w 1971 roku w Hawanie na Kubie. Jej debiutem na polskich scenach była reżyseria polskiej premiery opery Medium Gian Carlo Menottiego w 1973 roku na scenie Opery Śląskiej w Bytomiu.  Dalsze jej artystyczne dokonania związane były w znacznej części z dziełami Stanisława Moniuszki, który stał się dla jej kariery motorem napędowym. Jego opery wystawiła nie tylko na krajowych scenach, ale również wielu zagranicznych. Oczywiście w swojej reżyserskiej działalności nie unikała dzieł innych twórców, by wspomnieć: Verdiego, Pucciniego, Belliniego czy Bizeta.

Maria Fołtyn, portret Jadwigi Jarosiewicz

Po zakończeniu przez Marię Fołtyn reżyserskiej kariery polskie sceny ponownie opanowali panowie. Nastały czasy głośnych spektakli: Marka Grzesińskiego, Michała Znanieckiego, Macieja Prusa, Ryszarda Peryta, Lecha Komarnickiego i Bogdana Hussakowskiego. Był to też początek kariery Mariusza Trelińskiego oraz czasy kontynuacji reżyserskich karier Sławomira Żerdzickiego, Antoniego Majaka i Laco Adamika. O paniach, reżyserkach operowych w tym czasie ani widu, ani słuchu. Nie do końca jest to prawdą, bo na początku nowego wieku pojawiła się mieszkająca w Paryżu Maria Sartowa, śpiewaczka, która rozpoczęła swoją reżyserską działalność do Gliwickiego Teatru Muzycznego, gdzie w 2003 roku wyreżyserowała musical Hello Dolly. Dwa lata później zrealizowała polską premierę 42 ulicy. Później oklaskiwano jej inscenizacje w teatrach muzycznych: Poznania (Norma i Poławiacze pereł, 2002), Szczecina (Bal maskowy i Księżniczka czardasza, 2002), Łodzi (Don Giovanni, 2015) Gdańska (Orfeusz w piekle 2018), Białegostoku (Cyganeria, 2017 i Baron cygański, 2019). Ostatnio również Warszawskiej Operze Kameralnej – Judyta Triumfująca oraz Krakowa – Nabucco w Operze Krakowskiej.

A jednak na początku XXI wieku powoli, bo powoli, zaczyna się na naszych scenach operowych pojawiać coraz więcej pań reżyserek, Dobry początek w tym względzie należy do Natalii Babińskiej, która mając już spory dorobek teatralny zdecydowała się podjąć pracę reżyserską w teatrze muzycznym. Rozpoczęła w 2008 roku od musicalu w Teatrze Rozrywki w Chorzowie. Pierwszą typowo operową premierą była Służąca Panią Pergolesiego zrealizowana w 2010 roku w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Dwa lata później oglądano w tym teatrze zrealizowany przez nią Czarodziejski flet Mozarta. Dzisiaj pełny operowy dorobek Natalii Bobińskiej to kilkanaście pozycji w tym, Halka Moniuszki zrealizowana w 2010 w wersji wileńskiej w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej w Warszawie oraz Operze Nova w Bydgoszczy w 2013 roku w wersji czteroaktowej. Opera Bydgoska była też miejscem gdzie wystawiła Rigoletto Verdiego (2014) oraz Straszny dwór Moniuszki(2019). W Szczecinie oklaskiwano Dokręcanie śruby Brittena, Hrabinę Maricę Kalmana oraz Krainę uśmiechu Lehara. Łódzcy melomani znakomicie się bawili na jej Cyruliku sewilskim Rossinego. Bywalcy Opery Królewskiej w stolicy oklaskiwali zrealizowaną przez nią Koronację Poppei Monteverdiego.

Chłopi reż. Danuta Baduszkowa, Teatr Wielki w Warszawie, 1974. Fot. Edward Hartwig

 Pięć realizacji operowych ma „na sumieniu” wysoko ceniona w teatralnym środowisku Maja Kleczewska, reżyserka szeroko komentowanych Dziadów Mickiewicza (2021) oraz Wesela Wyspiańskiego (2024) wystawionych w krakowskim Teatrze im. Juliusza Słowackiego. Ostatnią jej operową inscenizacją była Łaskawość Tytusa Mozarta  wystawiona w Operze Bałtyckiej w 2023 roku.

Za reżyserię operowych dzieł biorą się, co prawda sporadycznie, znane aktorki dramatyczne. Krystyna Janda – Straszny dwór w Łodzi i Paria w Gdańsku. Grażyna Szapołowska Halka i Traviata w Operze Wrocławskiej w 2019 roku. W obu przypadkach w recenzjach podkreślano brak reżyserskiego talentu w działaniach Grażyny Szapołowskiej. Równie rzadko stawała z reżyserskim pulpitem w operze Małgorzata Łazarkiewicz, młodsza siostra Agnieszki Holland, która w Teatrze Wielkim w Łodzi zrealizowała w ramach jednego wieczoru Pajace Leoncavallo i Rycerskość wieśniaczą Mascagniego. Był to jej operowy debiut, i na tym poprzestała w tym względzie.  

Opera Krakowska Turandot 2022 reżyseria Karolina Sofulak

Jednak wszystko to wydaje się być zaledwie przygrywką do właściwego tematu. Ostatnie cztery, pięć lat to prawdziwa eksplozja obecności pań reżyserek w operze: W 2015 roku Barbara Wysocka wyreżyserowała w Bayerische Staatsoper w Monachium  Łucję z Lammermoor Donizettiego, nadal utrzymującą się na afiszu. Karolina Sofulak – Turandot w Krakowie (2022), Ewa Rudnicka – Faust w Łodzi (2023), Barbara Wiśniewska – Krakowiacy i Górale Teatr Telewizji (2017), Trubadur w Szczecinie (2023), Beata Redo-Dobber – Dyrektor teatru – Kraków (2022), Maria Sartowa – Nabucco w Krakowie (2024), Pia Partum – Traviata w Łodzi (2024), Anna Wieczur – Bal maskowy w Bytomiu (2024). Dla części wymienionych pań był to pierwszy kontakt z wielką operową klasyką, która nieco przerosła ich aktualne możliwości twórcze. Jednak część z wymienionych poradziła sobie z tą całą materią bardzo dobrze, a stworzone przez nie inscenizacje mają szansę na dłuższy sceniczny żywot. 

Czekając na kolejne operowe panie reżyserki

Adam Czopek